Z braku węgla nie grozi nam "blackout", ale prądu może zabraknąć. Klucz to oszczędzanie i pogoda

Z powodu braku węgla czy większego zużycia prąd przez tysiące farelek nie powinien nam grozić blackout - bo to z definicji nagła, nieprzewidziana przerwa dostawy prądu. To nie znaczy, że nie będziemy mieli problemów. Wystarczy kilka czynników, żeby zimą w polskim systemie energetycznym zabrakło mocy. Planowe odcięcia nie powinny dotknąć domów, ale przemysł i biznes ma się czego obawiać.
Zobacz wideo Brak węgla na rynku podbije jeszcze bardziej ceny prądu?

- Sytuacja nie jest beznadziejna, ale nie jest też za wesoła - mówi nam Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapiecie.pl. Dziennikarz specjalizujący się w temacie energetyki przyznaje, że w czarnym scenariuszu tej zimy może w Polsce na jakiś czas zabraknąć prądu. 

W ubiegłym tygodniu nasz dziennikarz Jacek Gądek pisał, że "w rządzie PiS i spółkach energetycznych jest obawa, że w zimie ludzie masowo włączą tanie, ale prądożerne grzejniki - farelki", co może grozić ograniczeniami w dostawach prądu, a nawet blackoutem. 

Ten ostatni scenariusz jest o tyle mało prawdopodobny, że blackout jest to - z definicji - sytuacja nagła i nieprzewidywalna. A o możliwych brakach prądu zimą wiemy już teraz. Derski wyjaśnia:

- O blackoucie mówimy w sytuacji, gdy nagłe, niekontrolowane zdarzenie powoduje przerwy w dostawach prądu na wielkim obszarze. To się nie dzieje z powodu braku paliwa, bo wiemy, czy w następnej dobie wystarczy paliwa, aby dany blok elektrowni był w stanie produkować prąd, czy nie. A jeśli wiemy, że mocy może zabraknąć, to wprowadza się stopnie zasilania. Tak było w 2015 roku, kiedy elektrownie nie pracowały, bo nie mogły zrzucać wody do rozgrzanych rzek i jezior. Ale wtedy swoje zużycie musi zmniejszyć przemysł, a gospodarstwa domowe, szpitale itd. są chronione

Na to samo zwracają uwagę w odpowiedzi na nasze pytania Polskie Sieci Elektroenergetyczne, czyli operator elektroenergetycznego systemu przesyłowego w Polsce. Blackout - awaria systemowa na znacznym obszarze kraju występuje najczęściej "w wyniku nałożenia się kilku zdarzeń losowych". System posiada zabezpieczenia na wypadek awarii. Jednak kiedy na przykład dojdzie jednocześnie do awarii sieci i wyłączenia dużych elektrowni, może to doprowadzić do przekroczenia krytycznych parametrów systemu. 

"Może to spowodować lawinowe, automatyczne odłączanie się od sieci elektrowni i utratę napięcia na całym obszarze objętym zakłóceniem" - pisze PSE. To może zdarzyć się niezależnie od pory roku, nawet w przypadku, gdy są odpowiednio duże rezerwy mocy. Zatem siłą rzeczy nie można powiedzieć, że zimą należy spodziewać się blackoutu - ani, że na pewno do niego nie dojdzie. To zdarzenie, którego nie da się wcześniej przewidzieć.

Ale już drugi scenariusz - czasowego braku mocy i konieczność ograniczenia zużycia - jest jak najbardziej realny, a eksperci potwierdzają obawy rządzących. 

Kopalnia odkrywkowa i elektrownia w Rogowcu, Kleszczów, 04.09.2021 r. Zimą to farelki mogą doprowadzić do blackoutu? W rządzie już się obawiają

Czy zimą zabraknie energii?

O problemach z cenami i brakiem węgla mówi się głównie w kontekście tego do ogrzewania - bo tutaj brak może mieć najbardziej dotkliwe konsekwencje. Z obliczeń branży i ekspertów wynika, że w sezonie grzewczym może zabraknąć nawet 1/4 węgla potrzebnego do ogrzewania domów. Nawet jeśli węgiel będzie, to wielu osób może nie być na niego stać, a rządowe dopłaty tylko częściowo zaradzą sytuacji. 

Z węglem do elektrowni nie jest tak źle, ale trudno mówić o komfortowym zapasie. - Patrząc na możliwości importu węgla, przy maksymalnym wykorzystaniu portów, to powinniśmy mieć go na styk. Może uda się sprowadzić więcej przez porty w krajach bałtyckich, przez Niemcy - ale to też jest problematyczne - ocenia. Niemcy i inne kraje uruchamiają dodatkowe elektrownie węglowe z powodu braku gazu, a z drugiej strony susza sprawia, że transport paliwa jest utrudniony.

Derski widzi trzy ważne czynniki, od których zależy, czy zimą może zabraknąć nam energii. - Po pierwsze - czy zaczniemy oszczędzać. Koszty energii mobilizują do oszczędności. Z drugiej strony jeśli energia będzie mocno dotowana przez rząd, to oszczędności będzie mniej - podkreśla. 

- Druga kwestia to oczywiście pogoda. Mroźna zima byłaby dużym problemem dla Europy. Jeśli będzie za mało gazu - a w polskich warunkach też węgla - to będziemy dogrzewać się energią elektryczną. Zwłaszcza gdyby ceny prądu zostały zamrożone na niskim poziomie. To będzie oznaczało bardzo duże zapotrzebowanie na moc w całej Europie, zwłaszcza wieczorami. 

- mówi. Także według informacji PSE bilans mocy jesienią i zimą zależy "w znacznym stopniu od warunków pogodowych". Chodzi nie tylko o temperaturę, ale też wietrzność, bo od tego zależy, ile elektryczności dostarczą wiatraki. "W przypadku okresów z niskimi temperaturami i niską wietrznością sytuacja bilansowa może być trudna" - pisze PSE. 

To łączy się z problemem, który widzi rząd. Jak pisał Jacek Gądek, politycy obawiają się, że "jeśli ludzie masowo przerzucą się na grzejniki elektryczne, to może być problem z ich zasilaniem". Im zimniejsza pogoda, tym większe ryzyko. A elektryczne grzejniki to - obok klimatyzacji latem - największy przeciwnik oszczędzania energii. Możemy mieć energooszczędne żarówki, prać w niższej temperaturze, ale to drobiazgi w porównaniu do urządzeń grzewczych. Skala będzie zależeć od pogody, ale zjawisko jest na tyle poważne, że Polskie Sieci Elektroenergetyczne uwzględniają takie ryzyko w scenariuszach na zimę.

- Każdy rodzaj oszczędności, w dużej skali, przyniesie wymierne efekty. Natomiast w polskim klimacie kluczowe będzie ogrzewanie i, w mniejszym stopniu, klimatyzacja. Już teraz zwiększanie temperatury w klimatyzowanych biurowcach, galeriach handlowych itp. zmniejszałoby zapotrzebowanie na węgiel i ułatwiało zrobienie zapasu na zimę. A zimą ten sam efekt dałoby obniżenie temperatury - mówi Derski. 

Dlatego dziennikarz podkreśla, że "oszczędzanie to kluczowa rzecz, o której się w Polsce nie mówi, a powinno", a rząd, zamiast uspokajać, powinien powtarzać: oszczędzajmy. - Na zachodzie Europy zachęca się gospodarstwa domowe do oszczędzania energii po to, aby starczyło jej dla przemysłu. Żeby - nawet jeśli będą ograniczenia - były one na pojedyncze godziny czy dni. I w tym kierunku powinniśmy też iść: oszczędzać, aby tych paliw i energii nie zabrakło do przemysłu. Bo na tym ucierpi cała gospodarka - mówi Derski.

Energetyka: import/eksport

Trzeci element, który może okazać się kluczowy dla bezpieczeństwa energetycznego, to poziom eksportu i importu energii. To jeden z elementów równoważenia rynku energii. W razie potrzeby możliwy jest też zakup interwencyjny mocy za granicą. Ale i to ma swoje ograniczenia - szczególnie w sytuacji, gdy nasi sąsiedzi mierzą się z podobnymi problemami. 

- Mamy zdolności na 3 gigawaty importu/eksportu przy maksymalnym zapotrzebowaniu w kraju na poziomie 27 gigawatów. A więc całkiem sporo. Przez ostatnie miesiące mieliśmy energię tańszą od sąsiadów i raczej byliśmy eksporterem, co zwiększa zapotrzebowanie na węgiel. To przekłada się na miliony ton - wyjaśnia Derski. 

W ostatnim czasie coraz częściej elektrownie zgłaszają niedyspozycyjność z powodu braku węgla na zwałach. Elektrownie starają się go oszczędzać na zimę. - Wraz z tym przestajemy być eksporterem energii i sytuacja poprawia się pod tym względem, że zachowujemy ten węgiel dla siebie. Pytanie, czy w sytuacji, kiedy to my będziemy potrzebować importu energii elektrycznej, to czy nasi sąsiedzi nie powiedzą, że oni nie mogą go sprzedać? - mówi. A za granicą sytuacja też nie jest kolorowa. Kryzys energetyczny dotyka całej Europy na różne sposoby. Zapasy gazu mogą nie wystarczyć, podobnie jak węgla. We Francji problemy mają elektrownie atomowe, Norwegia z powodu braku wody - a więc zmniejszonej produkcji z elektrowni wodnych - planuje zmniejszenie eksportu.

PSE przyznaje, że "nie ma pewności, czy w związku z sytuacją na innych rynkach energii układ cen pozwoli na import".

Czarny scenariusz

- W najczarniejszym scenariuszu może się to sprowadzać do konieczności reglamentacji energii i wprowadzania stopni zasilania - mówi Derski.

Kiedy operator nie jest w stanie pokryć całego zapotrzebowania i zapewnić wymaganych rezerw, podejmowane są działania nadzwyczajne. W takiej sytuacji wprowadzone są ograniczenia w dostarczaniu energii i ogłasza się tzw. "stopnie zasilania". Wtedy, zgodnie z wcześniej ustalonym planem, konkretni odbiorcy energii są zobowiązani do ograniczenia zużycia. 

Jak wygląda to w praktyce? Przykład mieliśmy w 2015 roku, kiedy elektrownie nie pracowały z powodu braku i zbyt dużej temperatury wody potrzebnej do chłodzenia. Wtedy ogłoszono stopnie zasilania i duzi odbiorcy (firmy) musieli zmniejszyć swoje użycie prądu, np. przez ograniczenie pracy, wysyłanie pracowników do domów i inne działania. Ograniczenia nie mogą być wprowadzana na dłużej niż 72 godziny. Przedłużyć je można tylko na mocy rozporządzenia rządu. 

Jeśli zimą zbiegną się negatywne warunki - braki paliwa, niesprzyjająca pogoda, a szczególnie ewentualna awaria elektrowni - ta sytuacja może się powtórzyć. 

Ta zima przyniesie szereg problemów i w ostatnich miesiącach przed nią pozostaje nam trzymanie kciuków za korzystną pogodę - i oszczędzanie jak tylko się da. Jednak w perspektywie kolejnych lat są rozwiązania, które poprawią nasze bezpieczeństwo energetyczne, pomogą obniżać ceny - i jednocześnie są korzystne z punktu widzenia zatrzymywania zmian klimatu. Odnawialne źródła energii dostarczają tańszy prąd, a jednocześnie są niezależne od importowanych (i drogich) paliw. 

Więcej o: