Eksperci ostrzegają przed wyjątkowo niskim poziomem Renu. Zbliża się do poziomu, który wymusi zamknięcie rzeki dla transportu. To olbrzymie zagrożenie, które w realny sposób może przyczynić się do poważnego kryzysu gospodarczego.
Poziom wody w kluczowym dla transportu punkcie Kaub spadł do 61 cm. Jeśli opadnie jeszcze bardziej, rzekę trzeba będzie całkowicie zamknąć dla transportu. Na problem zwracają uwagę m.in. eksperci banku Pekao. "Ren jest ważny w transporcie paliw, węgla, oleju opałowego, petrochemikaliów" - piszą. Krytyczny poziom renu, ok. 47 cm, może zostać - według prognoz ekspertów - odnotowany już w ten weekend.
Zablokowanie transportu towarów za pośrednictwem Renu byłoby złą informacją a dla Europy, która jest już pozbawiona sporej części gazu, węgla i innych surowców. Niebezpieczna sytuacja hydrologiczna wystąpiła w momencie, w którym cały kontynent przygotowuje się do najgorszego od dziesięcioleci kryzysu energetycznego.
Około 80 proc. transportu wodnego wewnątrz Niemiec odbywa się właśnie tą rzeką, którą uznaje się za najważniejszy taki szlak w Europie. Ren to także dwie trzecie całego transportu rzecznego w Europie.
Eksperci ostrzegają, że niski poziom rzeki już ogranicza transport surowców. Zmniejszyła się bowiem liczba statków, których można użyć, a te, które są wykorzystywane, przewożą mniej ładunku. Przez to jeszcze bardziej rosną i tak już wysokie koszty transportu węgla, co podnosi z kolei koszty eksploatacji elektrowni węglowych.
- Zakłócenia transportu towarów Renem sprawią, że Niemcom i Szwajcarom trudno będzie zgromadzić odpowiednie zapasy benzyny czy oleju przed nadchodzącym sezonem niskich temperatur - ocenił cytowany przez agencję Bloomberg Josh Folds, analityk ds. ropy w firmie Facts Global Energy, specjalizującej się w energetyce.
Problem dostrzega też Robert Tomaszewski, starszy analityk ds. energetycznych związany z Polityką Insight.
- Ren jest kluczową drogą dostaw węgla kamiennego do niemieckich elektrowni. Jednak ze względu na suszę i spadającym poziom wody w rzece barki z surowcem nie mogą dotrzeć do celu lub transportują zmniejszone ilości paliwa, aby nie osiąść na mieliźnie. Niskich poziomów Renu doświadczamy już niemal każdego lata, ale w tym roku zjawisko to może być szczególnie niebezpieczne. Niemcy zwiększają bowiem wykorzystanie elektrowni węglowych, by ograniczyć produkcję energii w blokach gazowych, które cierpią na braki surowca ze względu na działania Rosji i spadek przesyłu gazu poprzez Nord Stream 1. - stwierdził.
Jak podkreśla rozmówca Gazeta.pl fala upałów obniża też produkcję energii z OZE - wysokie temperatury zmniejszają efektywność pracy paneli fotowoltaicznych, a towarzyszący upałowi brak wiatru unieruchamia farm wiatrowe.
Problemy przekładają się na rosnące ceny. - W efekcie ceny energii elektrycznej w niemieckim hurcie biją absolutne rekordy. Cena prądu w dostawie na 2023 r. przekroczyła ostatnio poziom 400 euro za megawatogodzinę. Dla porównania rok temu taką ilość energii można było kupić w Niemczech za 82 euro - stwierdził Robert Tomaszewski.
O tym, że niski poziom Renu może być groźny dla gospodarki, Niemcy przekonały się w 2018 roku. Problemy z transportem przyczyniły się wówczas do pogłębienia kłopotów gospodarczych. Wiele firm przeżywało trudności i ponosiło wyższe koszty. ThyssenKrupp, jeden z największych niemieckich producentów stali, części do samochodów i sprzętu przemysłowego, musiał opóźnić dostawy m.in. do Volkswagena. Chemiczny gigant BASF musiał wydać dodatkowe 250 mln euro na transport alternatywnymi drogami.
Analitycy obawiają się, że tym razem zamknięcie szlaku transportowego może być bardziej dotkliwe dla gospodarki. Jest ona jeszcze bardziej wrażliwa z powodu presji wywołanej przez Władimira Putina. Transport towarów rzeką to jeden ze sposobów na skompensowanie strat poniesionych przez brak dostaw z Rosji.
Dlaczego Ren jest tak istotny? Bo to rzeka, która ma łącznie blisko 1300 km. Ciągnie się od Szwajcarii - źródło ma w Alpach - aż do Morza Północnego. Od zawsze była kluczowa dla dostaw oleju opałowego, benzyny, węgla, chemikaliów i innych towarów. Ren do importu paliwa wykorzystuje też Szwajcaria, która już uwalnia zapasy swoich rezerw strategicznych.
Zagrożenie niskim stanem wody nie jest tylko hipotetyczne. We wtorek część niemieckich firm odnotowała problemy wynikające z mniejszej liczby transportów.
Susza sprawia, że niski poziom rzek odnotowywany jest w wielu miejscach Europy. Również w Polsce. W środę eksperci ostrzegali, że Wiśle brakuje zaledwie kilku centymetrów, aby niski poziom rzeki pobił niechlubny rekord sprzed siedmiu lat. Jest naprawdę niski, waha się między 32 a 33 cm.
- Te 33 centymetry oznaczają, że stan wody jest niebezpiecznie niski; że mamy do czynienia z suszą w centralnej części kraju. Jest też dobra informacja, bo stan Wisły nieznacznie, ale będzie się podwyższał - wyjaśnił w rozmowie z Polsat News Grzegorz Walijewski, hydrolog z IMGW.
O tym, że niski poziom rzek zagraża całemu systemowi energetycznemu, mówił w rozmowie z Gazeta.pl Robert Tomaszewski, starszy analityk ds. energetycznych związany z Polityką Insight. - Większość naszych elektrowni potrzebuje dużych ilości wody, by normalnie funkcjonować. Gdy wody w rzekach jest mało, bloki na węgiel muszą ograniczać pracę - tłumaczył.
Ekspert potwierdził też, że niski poziom rzek w Niemczech bardzo utrudnia dostawy węgla do tamtejszych elektrowni konwencjonalnych. Problemy przeżywa także Francja. - We Francji połowa tamtejszych reaktorów jądrowych pauzuje - zarówno z uwagi na usterki techniczne, jak i falę upałów i niski poziom wody w rzekach, która chłodzi reaktory. Francja to tradycyjny eksporter energii elektrycznej, ale ze względu na kryzys w sektorze jądrowym musi ściągać duże wolumeny energii od sąsiadów, co jeszcze bardziej podbija ceny prądu w Europie. Hydrologiczne problemy ma też Norwegia - kolejny wielki eksporter energii - która z uwagi na wysoką temperaturę oszczędza wodę w swoich hydroelektrowniach, które dostarczają jej ponad 90 proc. prądu - wyjaśniał analityk.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl