Jeszcze go nie ma, choć pewne sygnały, że może nadchodzić, gdzieniegdzie się pojawiają. Na przykład w rejonie Peru i Ekwadoru, w zakresie anomalii temperaturowych morskiej wody. Te anomalie zbliżają się miejscami do +2,7 stopni Celsjusza. "Do widzenia dziewczynko, witaj chłopczyku" - napisał przywołujący ten przykład holenderski badacz klimatu i przedsiębiorca Leon Simons, dodając, że El Nino "praktycznie już tu jest".
Oficjalnie na El Nino jeszcze czekamy. Światowa Organizacja Meteorologiczna swój raport na ten temat dopiero opublikuje w tym miesiącu. Znamy za to najnowszą (z 11 kwietnia) prognozę australijskich meteorologów, na razie ostrożną. La Nina już za nami, a "wskaźniki oceaniczne i atmosferyczne dla tropikalnego Oceanu Spokojnego są na neutralnym poziomie" - piszą. "Istnieją jednak pewne oznaki, że El Nino może pojawić się w dalszej części roku" - stwierdza dalej australijskie rządowe biuro meteorologiczne. Na ten moment prawdopodobieństwo, że El Nino rozpocznie się w tym roku, wynosi około 50 proc.
Dlaczego El Nino przyciąga tak wiele uwagi? To anomalia, które działa ogólnie wzmacniająco na globalne ocieplenie i jednocześnie sprzyja powstawaniu ekstremalnych zjawisk pogodowych. Trudno zatem się dziwić, że budzi teraz zainteresowanie. Dopiero co skończyła się anomalia o działaniu przeciwnym do El Nino - La Nina, która działa generalnie chłodząco, tymczasem na Ziemi mieliśmy właśnie drugi najcieplejszy marzec w historii prowadzenia pomiarów (choć może z polskiej, wąskiej i lokalnej perspektywy tego za bardzo nie widać). Zatem El Nino jeszcze się nie zaczął, a już jest cieplej, niż (zgodnie z wieloletnią średnią) powinno być. Ciepło jest też w morzach i ocenach - średnie temperatury są najwyższe w historii obserwacji.
To wspiera prognozy zakładające wystąpienie El Nino w tym roku i jednocześnie budzi obawy co do jego natężenia. Niektóre modele wskazują, że nowy epizod El Nino może być wyjątkowo silny. Znów: na razie to jedynie modele, ale też pamiętamy jeszcze wspomniany 2016 rok, kiedy to zjawisko "pomogło" pobić rekordy temperatur nie tylko oceanów, ale i powietrza.
Czym w ogóle jest El Nino? To zjawisko jest elementem tzw. oscylacji południowej (z angielskiego ENSO - El Nino Southern Oscillation) w tropikalnych obszarach Pacyfiku. W jej ramach występują trzy fazy: La Nina z ujemną anomalią temperatury powierzchni, faza neutralna z temperaturą zbliżoną do wieloletniej średniej oraz El Nino z anomalią dodatnią. Temperatura powierzchni oceanu to jeden z czynników branych pod uwagę przy określaniu momentu oscylacji południowej. Do niej dochodzi sytuacja w atmosferze (prędkość wiatrów i opady). Więcej na ten temat można przeczytać w szczegółowo wyjaśniającym to zagadnienie artykule dr Aleksandry Kardaś na portalu Nauka o klimacie>>>.
Granicą, która pozwala stwierdzić, że El Nino już występuje, jest temperatura powierzchni morza tropikalnego Pacyfiku wyższa o przynajmniej 0,8 stopnia Celsjusza od wieloletniej średniej. Jeśli ta anomalia przekracza 2 stopnie, mamy do czynienia z ekstremalnym El Nino. Od lat 50. XX wieku, od kiedy prowadzone są dokładniejsze obserwacje oscylacji południowej, mieliśmy do czynienia z trzema ekstremalnymi El Nino: ostatnio latach 2015-2016, a wcześniej w 1997-1998 i 1982-1983 - przypomina "The Guardian".
Dr Mike McPhaden z NOAA (ang. National Oceanic and Atmospheric Administration - amerykańska Narodowa Agencja Oceanów i Atmosfery) w rozmowie z brytyjskim dziennikiem zaznacza, że wprawdzie spodziewamy się teraz El Nino, bo zwykle występuje ono co około cztery lata, na ten moment trudno jest jednak prognozować jego siłę. McPhaden podkreśla, że te fazy oscylacji południowej mogą być zarówno bardzo słabe, jak i bardziej intensywne, jednak te drugie zazwyczaj występują nie częściej niż co 10-15 lat, a ostatnie miało miejsce znacznie mniej niż dekadę temu. Pojawienie się więc ekstremalnie silnego El Nino byłoby zaskoczeniem, lecz, jak zaznacza ekspert NOAA, natura potrafi nas tak zaskakiwać, "kiedy wydaje nam się, że wiemy już wszystko".
To wszystko, czyli przejście od La Nina przez neutralną fazę oscylacji południowej po El Nino dzieje się w momencie, w którym obserwowane są niepokojące zjawiska, wiązane ze zmianami klimatu. Po pierwsze, mamy za sobą drugi najcieplejszy marzec w historii pomiarów. To statystyki globalne i choć w Polsce niektórym może być trudno w to uwierzyć, to jednak dane publikowane przez europejski Copernicus Climate Change Service wskazują, że tegoroczny marzec był o 0,51 stopnia Celsjusza cieplejszy niż średnia z lat 1991-2020 dla tego miesiąca. To oznacza, że cieplejszy był tylko marzec 2016 roku, kiedy (jak już pisaliśmy) temperatury na świecie podbijało El Nino. Marzec tego roku zajął drugie miejsce w zasadzie ex aequo (przy różnicach na poziomie 0,02 stopnia) z marcami z lat 2017, 2019 i 2020.
W tym roku ogólny wynik podbiły temperatury w Afryce Północnej, południowo-zachodniej Rosji i na większości obszarów Azji, gdzie padło wiele nowych rekordów miesięcznych. Wyraźnie cieplej niż średnio było też w północno-wschodniej Ameryce Północnej, Argentynie, części Australii i przybrzeżnej Antarktydzie. Temperatury znacznie niższe niż wieloletnia średnia odnotowano w zachodniej i środkowej Ameryce Północnej. W Europie zimniej niż przeciętnie było na większości północnych obszarów, a w Europie Środkowej i Południowej temperatury były powyżej średniej.
Po drugie, wyjątkowo ciepło było też na powierzchni mórz i oceanów. Zresztą, "wyjątkowo ciepło" to mało powiedziane. Temperatura wody na powierzchni oceanów na początku kwietnia pobiła rekord. Według wstępnych danych z NOAA średnia wyniosła 21,1 stopnia Celsjusza. Poprzedni taki rekord padł w 2016 roku (21 stopni), w czasie ostatniego El Nino, najsilniejszego jak dotąd w tym stuleciu. "Trudno na to patrzeć i nie być trochę zaniepokojonym" - komentuje na Twitterze dr Robert Rohde, wiodący naukowiec Berkeley Earth (niezależnej, pozarządowej organizacji analizującej dane temperaturowe dla potrzeb badań nad klimatem).
Przytoczone powyżej statystyki nie obejmują rejonów polarnych, ale i stamtąd płyną niedobre wiadomości. Ilość lodu na obszarach polarnych jest prawie rekordowo niska. We wspomnianym wcześniej raporcie programu Copernicus można przeczytać, że zasięg lodu morskiego w Antarktyce był drugim najniższym dla marca, 28 proc. poniżej średniej - a ten słabszy od średniej marzec nastąpił po rekordowo słabym lutym. W Arktyce zasięg lodu morskiego był 4 proc. poniżej średniej - niby niezbyt dużo, ale to czwarte miejsce od końca w historii gromadzenia takich danych (satelitarnych) i poziom zbliżony do trzech najniższych zasięgów.
Do tego w raporcie amerykańskiego Narodowego Centrum Śniegu i Lodu (NSIDC - National Snow and Ice Data Center) można przeczytać o niepokojących doniesieniach na temat wieku morskiego lodu arktycznego. "Ogólnie rzecz biorąc, prawie nie ma lodu starszego niż cztery lata - obecnie stanowi on zaledwie 3 procent całkowitej pokrywy lodowej. Jest to taki sam odsetek jak w zeszłym roku i wyraźnie kontrastuje z późnymi latami 80., kiedy od 30 do 35 procent lodu Oceanu Arktycznego było starsze niż cztery lata" - piszą naukowcy. Czyli tylko naprawdę niewiele lodu w Arktyce jest w stanie przetrwać przynajmniej jedno lato, czyli sezon topnienia.
Porannej Rozmowy, Zielonego Poranka i Studia Biznes możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: