Czas otworzyć oczy na prawdę o tym, skąd bierze się nasze jedzenie [KOMENTARZ]

"Zdrowe", "naturalne", "polskie" - branża mięsna różnymi argumentami stara się utrzymać nas w przekonaniu, że powinniśmy kupować ich produkty. Ale nie jest chętna do pokazywania całej prawdy. Czas najwyższy, żebyśmy zdali sobie sprawę, z czym wiąże się hodowla na skalę przemysłową - pisze w komentarzu Patryk Strzałkowski.
Zobacz wideo Prof. Piskozub: Bałtyk jakiś będzie, ale to już nie będzie ten Bałtyk, który znamy

Przemysł mięsny chce nas przekonać, że życie zjadanych przez nas zwierząt wygląda niczym w romantycznej wizji wsi. W reklamach i na opakowaniach widzimy zielone pola, małe gospodarstwo, kilka kur grzebiących w ziemi, koguta dumnie siedzącego na płocie; pasące się krowy; uśmiechnięte świnie.

To nie mogłoby być dalsze od rzeczywistości. Hodowle przemysłowe to w najlepszym razie zaawansowane fabryki mięsa, gdzie żywe, czujące zwierzę jest traktowane jak maszyna, który ma za zadanie wyhodować tkankę mięsną o odpowiedniej konsystencji i kolorze; a w najgorszym - zwierzęta żyją w brudzie, stresie, zaduchu, bez światła słonecznego, może z wyjątkiem chwili w drodze do ubojni.

To, jak może wyglądać życie kurczaka hodowanego na mięso w warunkach przemysłowych, możesz zobaczyć w nowym komiksie reporterskim Gazeta.pl "42 dni".

W Polsce rośnie liczba osób, które ograniczają lub chcą ograniczyć spożycie mięsa; coraz więcej mówi się nie tylko o tym, jak niehumanitarna jest hodowla przemysłowa, lecz także o jej negatywnych skutkach dla zdrowia ludzi i środowiska. W odpowiedzi pojawiają się kampanie zarówno promujące mięso, jak i krytykujące alternatywy. Można z nich "dowiedzieć się", że informowanie o realiach hodowli to "niszczenie tradycji" kulinarnych, a roślinne zamienniki mięsa są niezdrowe.

Ale nie ma nic zdrowego ani naturalnego w fermach przemysłowych: w stosowaniu antybiotyków jako "dodatku do paszy"; w sterowaniu życiem miliona ptaków za pomocą kilku guzików; w ptakach oddychających substancjami chemicznymi i własnymi odchodami; w wydzielaniu chemikaliów do wody i atmosfery. 

Nawet w "najlepszym" wypadku, gdy ferma przemysłowa rezygnuje z antybiotyków, a brojlery są trzymane w sterylnych warunkach, z lampami kontrolowanymi co do lumena, z wentylacją co do metra na sekundę, i tak spędzają swoje kilkutygodniowe życie w ścisku i zatłoczeniu. 

Od pracowników ferm można usłyszeć, że to "towarzyskie" ptaki, które "dobrze" czują się w grupie. Ale pracownicy niektórych ferm będą też przycinać pisklakom dzioby, bo wiedzą, że zestresowane i ściśnięte kury są w stanie zadziobać się nawzajem na śmierć. To realia, których przemysł mięsny nie chce nam pokazać. Dlatego my robimy to za nich: wcześniej pisaliśmy o fermach przemysłowych, a teraz pokazujemy w komiksie "42 dni", jak wygląda krótkie i mizerne życie tak zwanych brojlerów, czyli kur hodowanych na mięso. 

Dla każdego pozostaje indywidualną decyzją, czy jeść mięso, czy nie; czy warunki, w jakich żyją i umierają kury i inne zwierzęta, są akceptowalne; czy należy przejmować się wpływem hodowli przemysłowych na zdrowie i środowisko. Ale żeby móc wyrobić sobie opinię, warto najpierw mieć na ten temat rzetelną wiedzę, a nie tylko obraz zbudowany przez marketing i reklamy.

Więcej o: