Dzień po publikacji reportażu "Zdychy", w którym pokazujemy rzeczywistość na fermie kur niosek w Wiosce (woj. Wielkopolskie), rozpoczęła się tam kontrola Powiatowego Lekarza Weterynarii. Poznaliśmy jej wyniki. Potwierdza ona niektóre uchybienia, zarejestrowane i opisane przez współpracowników Otwartych Klatek.
- Przeprowadziliśmy trzydniową, szczegółową kontrolę na Fermie Wioska należącej do firmy Fermy Drobiu Woźniak - mówi w rozmowie z nami Powiatowy Lekarz Weterynarii z Grodziska Wielkopolskiego, lek. wet. Michał Sokół.
Co wykazała kontrola? Po pierwsze inspekcja doszukała się uchybień dotyczących m.in. wyposażenia niektórych kurników. Po drugie sytuacja na fermie w kilku aspektach zmieniła się w porównaniu do tego, jaka była w maju i czerwcu, kiedy współpracownicy Otwartych Klatek pracowali tam i wykonywali nagrania. Wreszcie kontrola nie potwierdziła sytuacji klinowania się kur w konstrukcjach klatek - jednak udokumentowano to na licznych nagraniach w ramach śledztwa Otwartych Klatek.
Oksana Osadczuk i Aleksandr Askirka, współpracujący z Otwartymi Klatkami, zatrudnili się na fermie. Mieli za zadanie m.in. zbierać martwe kury z kurników. Zgodnie z przepisami powinny one być usuwane co najmniej raz dziennie. Na nagraniach pokazali jednak, że martwe ptaki leżały w kurnikach wiele dni, często w stanie rozkładu. W niektórych kurnikach znajdowali po kilkadziesiąt martwych ptaków dziennie - na nagraniach widać pełne taczki.
W czasie kontroli weterynaryjnej zaobserwowano ich znacznie mniej, w niektórych przypadkach 7-8 na jeden kurnik, w innych kurnikach nie było żadnych martwych kur. - W jednym z kurników w chowie klatkowym był jeden martwy ptak leżący dłużej niż 24 godziny, w widocznym procesie rozkładu, a w innym kurniku z chowem ściółkowym było osiem martwych ptaków, w tym jeden leżący dłużej, wgnieciony w ściółkę - mówi Powiatowy Lekarz Weterynarii.
Jak relacjonował, w czasie kontroli nie stwierdzono utrzymania ptaków złych warunkach sanitarnych ani obecności larw czy pasożytów. Osadczuk, Askirka i inni pracownicy mówili na nagraniach, że pasożyty (które potocznie nazywali pchłami) są problemem. Jak potwierdziła kontrola, 6 lipca (a więc kilka tygodni po zakończeniu pracy przez aktywistów) na fermie zastosowano zwalczanie pasożytów przez podanie preparatu Exzolt, stosowanego przeciwko ptaszyńcowi kurzemu. Poprzednie takie zwalczanie było w listopadzie 2022 r.
- Stwierdziliśmy uchybienie polegające na braku ściółki w klatkach, za którą może służyć np. plastikowy sztuczny trawnik. Jest ona wymagana rozporządzeniem, ale bywa, że zbiera się tam brud, zatrzymują się jajka lub taka ściółka się psuje. W tym przypadku były to klatki, które miały taką ściółkę, ale ona zepsuła się i została pousuwana. Zwróciliśmy też uwagę, że bardzo dużo gniazd nie ma z przodu parawanów ani wyściółki. W związku z tym będzie wszczęte postępowanie administracyjne i wydane zostaną zalecenia, co i jak należy poprawić - wymienia Powiatowy Lekarz Weterynarii. - Dwóch pracowników nie miało aktualnych badań sanitarno-epidemiologicznych, za co pracodawca został ukarany mandatem karnym - dodał. Firma wdrożyła wewnętrznie program obejmujący szkolenia dotyczące m.in. bioasekuracji i BHP, jednak część pracowników nie przeszła szkolenia, które odbyło się w maju. Obiecano, że nowe szkolenie odbędzie się "w najbliższych dniach".
Bogna Wiltowska, dyrektorka ds. śledztw i interwencji Otwartych Klatek, wyraziła nadzieję, że ferma w przyszłości będzie dalej poddawana kontrolom, które "przyczynią się do poprawy sytuacji zarówno kur niosek jak i pracowników". Zadeklarowała, że organizacja jest gotowa zarówno współpracować z Inspekcją Weterynaryjną, jak i spotkać się z przedstawicielem Fermy Drobiu Woźniak. Firma kilka dni po publikacji reportażu wydała oświadczenie, w którym przede wszystkim krytykuje aktywistów i sam materiał.
Cały reportaż "Zdychy" można zobaczyć tutaj (uwaga, film zawiera drastyczne obrazy):
Kontrola na fermie rozpoczęła się 13 września. To dzień po publikacji naszego materiału, ale kilka miesięcy od momentu wykonania na fermie nagrań pokazywanych w reportażu "Zdychy". W tym czasie, o czym mówi inspekcja weterynaryjna, na fermie zaszły zmiany - w tym także już po przesłaniu przez nas pytań. 6 września przekazaliśmy firmie szczegółowe pytania i opis sytuacji. - Nie dziwi nas, że stan zwierząt i samej fermy z dnia kontroli może różnić się od tego ukazanego na nagraniach - mówi Bogna Wiltowska.
W czasie prowadzenia śledztwa przez Otwarte Klatki na fermie były starsze (jak na warunki ferm przemysłowych) kury. - Od tego czasu zmieniła się obsada fermy np. w kurnikach nr. 7 i 8. w maju były starsze ptaki, które zostały poddane ubojowi, a teraz są młode, mające około 20 tygodni - mówi lek. wet. Michał Sokół. Z kolei w dwupiętrowym kurniku nr. 12 (w którym było nawet 140 tys. "starszych" ptaków) prowadzony jest remont i jest on przerabiany na chów ściółkowy.
6 września wysłaliśmy do firmy Woźniak szczegółowe pytania oraz opis sytuacji (na które do dziś nie dostaliśmy odpowiedzi). Tymczasem jak informuje lekarz weterynarii, kilka dni później, 9 września, na fermie zwiększono częstotliwość zbierania padłych ptaków z jednego na dwa razy dziennie.
- Z dokumentacji wynika, że obecnie przy dwóch razach znajduje się od 5 do 13 martwych ptaków, a przed 9 września było od 0 do 3. To może sugerować, że w maju i w czerwcu, zwłaszcza w obiektach ze starszymi ptakami, było więcej rozkładających się ptaków i nie było one wszystkie zbierane - mówi Michał Sokół. Jak dokumentacja mówiąca o "od 0 do 3" martwych ptaków ma się do pełnych taczek padłych kur widocznych na nagraniach? Tego już lekarz weterynarii nie był w stanie wyjaśnić, bo kontrola dotyczyła stanu zastanego we wrześniu.
- Liczne nagrania oraz zdjęcia, które wykonali Sasza i Oksana podczas swojej pracy, ale również słowa innych pracowników, potwierdzają, że martwych zwierząt było znacznie więcej - powiedziała Wiltowska. Dodała, że liczy, iż zebrany materiał zostanie oceniony przez biegłego sądowego w związku ze złożonym przez aktywistów zawiadomieniem.
Na nagraniach wykonanych przez Osadczuki Askirkę widać liczne przypadku kur, które zaklinowały się między elementami klatek lub są przyskrzynione przez tzw. gniazda (w kurnikach z chowem ściółkowym). Na jednym z nagrań osoba pracująca na fermie w rozmowie z Saszą także potwierdza, że tak problem występuje. - Gniazda, one się zamykają na noc. I tak kura, jak tam siedziała, to ją zatrzasło. Ja mówiłam o tym kierownikowi, nie, a kierownik mówi, że tak musi być, bo ta kura w tym gnieździe by się podusiła - mówi pracownica fermy na nagraniu z ukrytej kamery.
- W czasie kontroli nie stwierdziliśmy klinowania się ptaków pod czy między elementami klatek, ani ptaków uwięzionych w gniazdach w systemie ściółkowym. Zrobiliśmy próby zamykania gniazd przy włączonym i wyłączonym oświetleniu i ptaki nie były w nich zablokowane - mówi Powiatowy Lekarz Weterynarii i dodaje:
Mamy przypuszczenia, co mogłoby być powodem klinowania się ptaków. W gniazdach jest śruba funkcjonująca jako ogranicznik otwierania tego gniazda. W czasie kontroli wszędzie te śruby były. Być może, gdyby tego ogranicznika nie było, to takie gniazdo otwierałoby się bardziej i zamknęło kurę. Ale w czasie kontroli takiej sytuacji nie zaobserwowaliśmy
W swoim oświadczeniu Fermy Drobiu Woźniak zarzuciły współpracownikom Otwartych Klatek "wpychanie kur w miejsca, w których nie mogłyby się znaleźć w naturalny sposób". Otwarte Klatki odcinają się od tych oskarżeń i podkreślają, że są one "pozbawione jakichkolwiek podstaw". - Z relacji pracowników wiemy, że gniazda blokowały się automatycznie w nocy. Każdego ranka po rozpoczęciu zmiany, pracownicy wyciągali martwe lub ranne zwierzęta z gniazd, czego dowodem są liczne nagrania dokumentujące ten proceder - mówi Wiltowska.
Otwarte Klatki zwracają uwagę na to, że kurom na fermie nie jest udzielana pomocy, choć przepisy jasno mówią, iż "chore lub ranne zwierzęta (…) niezwłocznie otacza się opieką, a w razie potrzeby izoluje". Na fermie nie było miejsca do izolowania takich zwierząt. Gdy Osadczuk i Askirka pytali innych pracowników co robić np. z zaklinowanymi ptakami, słyszeli od innych pracowników, że mają je "zostawić, bo i tak umrą".
Kontrola wykazała, że opiekujący się fermą weterynarz pojawił się na niej ostatnio 24 sierpnia (szczepienie kur), a wcześniej 6 lipca - a więc dwa razy w ciągu dwóch miesięcy. Zaś w trakcie kontroli okazało się konieczne jest wezwanie go, by uśmiercił chorą kurę "w celu skrócenia cierpienia".
Lekarz weterynarii przyznaje, że opieka nad zwierzętami chorymi jest "trudnym aspektem". - Praktyka pokazuje, że nieco inaczej podchodzi się np. do świni, a inaczej do kur i jedyną metodą jest tu ulżenie w cierpieniu i niestety uśmiercenie. Przy takiej ilości zwierząt trudno też czasem zaobserwować wszystkie chore zwierzęta - stwierdza. Także wygląd kur - na zdjęciach i nagraniach widać, że niektóre częściowo, inne niemal całkowicie są pozbawione upierzenia, czasem wygląd wskazuje na choroby czy urazy - mają być częścią realiów na fermach. Lek. wet. Michał Sokół mówi, że:
System klatkowy czy nawet wolierowy to masowa produkcja. Są słabsze osobniki, część z nich umiera i to kwestia nie konkretnej fermy, ale takiego systemu chowu. Póki on jest możliwy, to w jakimś stopniu tak będzie, że te ptaki mogą umierać. Firma chce tu dążyć do poprawy, stworzyć miejsce do izolowania chorych zwierząt
W jego ocenie widoczne braki w upierzeniu mogą wynikać z tego, że "kury są starsze". - To częściowo naturalne. Można też stawiać pytanie, czy dla kury lepiej, żeby np. w 70 tygodniu była wysłana na ubojnię, czy zostawić, by żyła dłużej, niosła jajka, ale tak wyglądała - mówi.
Zdaniem Otwartych Klatek wiek kur nie jest usprawiedliwieniem, tylko "dowodem na to, do jakiego stanu chów przemysłowy doprowadza zwierzęta". W innych warunkach, np. przydowym kurniku, kura może żyć pięć lat lub więcej. - Trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że niespełna dwuletnia kura (a mniej więcej w takim wieku nioski trafiają do ubojni) jest starym zwierzęciem. Nie zgadzamy się na relatywizowanie cierpienia zwierząt poprzez narrację "tak to po prostu wygląda" - mówi Bogna Wiltowska.
W związku z tym, co udokumentowano na Fermie Drobiu Woźniak w Wiosce, Otwarte Klatki zdecydowały się zawiadomić prokuraturę. - Oczekujemy wszczęcia dochodzenia pod kątem popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami - mówi Wiltowska.
Kilka dni po publikacji rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, prok. Łukasz Wawrzyniak potwierdził otrzymanie zawiadomienia. Zawiera ono opis oraz nagrania tego, co Osadczuk i Askirka zaobserwowali na fermie.
- Te materiał wysłano na policję celem wszczęcia postępowania przygotowawczego w kierunku art. 35 ustawy o ochronie zwierząt, który dotyczy znęcania się nad zwierzętami. Polecono przesłuchać świadków, zabezpieczyć dokumentację, wykonany zostanie przegląd filmów, które dostarczono wraz z zawiadomieniem - powiedział prok. Wawrzyniak. Dodał, że spodziewa się, iż policja niebawem dokona wszczęcia dochodzenia i będzie prowadzić je pod nadzorem prokuratury.