Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl
Prof. Magdalena Marczyńska: Od początku epidemii zakażenia dzieci wirusem SARS-CoV-2 to niewielki procent wszystkich zakażeń. Do tego w tej grupie większość stanowiły dzieci starsze. W przedziale 12-18 lat zaszczepiło się już ponad 30 proc. młodych ludzi. Może to nie aż tak dużo, ale nie jest to liczba, która nic nie znaczy.
Mutacja Delta szczególnie nie upodobała sobie najmłodszych. Procent zakażeń w tej grupie wiekowej jest porównywalny do tego, jaki obserwowaliśmy przy poprzednich wariantach wirusa. Zdecydowana większość szkół działa. Oby tak było przez cały rok szkolny, bo edukacja stacjonarna jest dla uczniów koniecznością, nie jakimś kaprysem, ale koniecznością.
M.M.: Słyszę głosy dobiegające z południa kraju, ale trudno mi się ustosunkować do tego, co się tam dzieje. W Warszawie oczywiście są także hospitalizowane dzieci z COVID-19, ale jest ich niewiele. Do tego nie są to ciężkie przebiegi. Objawy są takie, jak widzieliśmy dotychczas. Przypuszczam, że np. w Krakowie duża część z tych dzieci, które muszą być przyjmowane do szpitali, to dzieci z wielochorobowością.
COVID-19 niewątpliwie nie pomaga ciężko chorym pacjentom. To schorzenia towarzyszące są, w mojej ocenie, w głównej mierze przyczyną hospitalizacji.
M.M.: Wirus RSV [wirus odpowiedzialny za infekcje dróg oddechowych – PAP] zaatakował z pewnym opóźnieniem i rzeczywiście przypadków zakażeń tym patogenem jest więcej. U nas w szpitalu tego tak nie widać, ale słyszę takie informacje ze szpitala pediatrycznego przy ul. Żwirki i Wigury. Takie doniesienia płyną od naszych kolegów.
Czy jednak ogólnie zakażeń wirusami jest obecnie więcej niż w sezonach jesiennych w poprzednich latach? Nie sądzę. Dzieci poszły do szkoły i to dość normalne, że łapią sezonowe infekcje. Podnoszenie alarmu w tym momencie jest chyba przedwczesne. Być może w poradniach widać wyraźny wzrost infekcji w porównaniu z okresem sprzed pandemii.
M.M.: Wszelkie założenia, które czynimy, chociażby w ramach Rady Medycznej przy premierze, zmierzają do tego, aby szkoły działały normalnie. Zatraciliśmy w tym wszystkim dystans do różnych rzeczy. Traktujemy każdą sytuację w sposób dość skrajny. Jeżeli dziecko w jakiejś klasie ma rozpoznany COVID, a duża część klasy jest zaszczepiona, to nie rozumiem tego, że cała klasa idzie na nauczanie zdalne. Przecież to działanie nadmiarowe, niepotrzebne.
Podnoszą się natychmiast głosy, że nie może być inaczej, bo konieczna byłaby segregacja uczniów. Ochłońmy trochę i zastanówmy się nad tym zdroworozsądkowo. Czy naprawdę słowo segregacja jest adekwatne do tej sytuacji? Przecież dziecko chore po prostu zostanie w domu. Dzieci, które nie są zaszczepione (z różnych powodów), przez tydzień dostaną zwolnienie i zostaną w domu w ramach prewencji, a np. pół klasy normalnie będzie się uczyło. Gdzie tu jest problem? Ta druga połowa uzupełni lekcje, ktoś podrzuci im zeszyty, a cała organizacja nauczania nie będzie stała na głowie.
Jak mamy zachęcać do szczepień, pokazywać plusy z nimi związane, jeżeli dzieci zaszczepione też odsyłamy do domu, bo w klasie pojawił się jeden przypadek COVID-19?
Skrajności w drugą stronę też nie rozumiem. W jednej klasie jest przypadek zakażenia, na kwarantannę wysyła się wszystkie klasy, które miały styczność z nauczycielem uczącym w tej pechowej. Po co się to robi? Gdzie tu sens? Musimy zacząć podchodzić do tego spokojniej, racjonalnie. Musimy nauczyć się z tym wirusem żyć i przestać reagować panicznie i niemądrze.
M.M: Na pewno wzrosła liczba przypadków prób samobójczych czy myśli samobójczych. W mojej ocenie – a powtarzam to od początku epidemii – edukacja zdalna przynosi bardzo wiele strat. Izolacja dzieci, zaburzanie ich normalnych kontaktów rówieśniczych i właśnie wysyłanie nadmiarowych grup na kwarantanny, będzie tylko pogłębiało lęk u najmłodszych. A tego lęku wśród dzieci jest więcej.
Potwierdziły to zarówno amerykańskie, jak i europejskie towarzystwa pediatryczne. Zaapelowały one do władz poszczególnych krajów, aby przywrócić normalną naukę i przestać izolować dzieci. Poza zaburzeniami psychicznymi wzrósł także problem z otyłością, bo młodzież znacznie więcej czasu spędzała przed komputerem czy telewizorem. Tych strat jest dużo. Trzeba robić wszystko, aby normalność w szkołach wróciła na stałe.