Prof. Miłosz Parczewski, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych, Tropikalnych i Nabytych Niedoborów Immunologicznych Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie w rozmowie z "Rzeczpospolitą" rozwiewa pewne wątpliwości, które narosły wokół pandemii koronawirusa, a także tłumaczy, dlaczego epidemia w Polsce prawdopodobnie będzie miała przebieg niemiecki, czyli łagodniejszy.
Jak zauważa prof. Miłosz Parczewski epidemia koronawirusa rozwija się w Polsce analogicznie do Niemiec i to właśnie na tym kraju powinniśmy opierać model prognoz. Wynika to z racji licznych podobieństw klimatycznych, geograficznych oraz genetycznych. Obecnie liczba zakażonych w Niemczech oscyluje na poziomie 25 tys., ale z jego powodu zmarło mniej niż 100 osób. - W najbliższych dniach będziemy obserwować, czy ona będzie się od modelu niemieckiego odchylać, "wypłaszczać" po tych wszystkich restrykcjach, jakie wprowadził rząd. Do czwartku była identyczna, z jedną różnicą - mieliśmy dwa tygodnie przesunięcia - twierdzi Parczewski.
>>> Dowiedz się więcej: Trump poleca lek na COVID-19. Tymczasem FDA wciąż bada, czy chlorochina jest bezpieczna
Ekspert porównuje także statystyki z Niemiec z włoskimi, gdzie przy ponad 50 tys. zachorowaniach liczba zmarłych wynosi ponad 5 tys. osób, twierdząc, że takie różnice mogą wynikać z tego, że wirus z Niemiec ma nieco inną sygnaturę genetyczną. Dostrzega przy tym fakt, że rozwój służby zdrowia u naszych zachodnich sąsiadów stoi na wyższym poziomie aniżeli w Hiszpanii oraz Włoszech, ale twierdzi, że nie powinno mieć to tak dużego wpływu na ograniczenie śmiertelności.
Wokół koronawirusa narosło wiele mitów, a jednym z nich jest wpływ temperatury na jego rozwój. Prof. Parczewski potwierdza, że wirus nie lubi gorąca, ale równie istotna jest wilgotność powietrza. To ważna informacja dla Polski.
Na pewno im będzie cieplej, tym czas utrzymywania się aktywnych cząsteczek wirusowych będzie krótszy, szczególnie jeśli lato będzie suche. A jeśli tzw. polskie, czyli wilgotne, to pewnie nie będzie zbyt dobrze, bo w Hiszpanii jest teraz tak jak u nas w maju, i zakażenia się rozprzestrzeniają.
- tłumaczy, rozwiewając wątpliwości, czy "wirus sam przejdzie latem". Profesor zaznacza również, że wciąż znajdujemy się przed szczytem epidemii.