"Każdy z nas może wesprzeć polskie firmy, ratować miejsca pracy i przyczyniać się do niwelowania skutków kryzysu w naszej gospodarce. Jak? Kupując polskie produkty. Robiąc zakupy wybieraj "Produkt polski'" - namawia Andrzej Duda w opublikowanym nagraniu. Przekaz jest prosty - wspieranie polskich producentów w dobie kryzysu zwiększa ich szanse przetrwania na rynku. Uwagę zwraca jednak pewien drobiazg.
Logo "Produkt polski", na tle którego występuje prezydent, wygląda zupełnie inaczej niż oznaczenie produktów wyprodukowanych z surowców wytworzonych na terenie Polski, a w przypadku produktów nieprzetworzonych, jeżeli produkcja, uprawa lub hodowla, w tym zbiory, dojenie w przypadku krów, owiec i kóz, odbyła się na terytorium RP.
W nagraniu za plecami Andrzeja Dudy widzimy bowiem okrągłe logo, na którym złączone dłonie układają się w kształt przypominający kontur granic Polski, a całość okala napis "Produkt polski". Znak graficzny wykorzystywany przez Ministerstwo Rolnictwa przedstawia natomiast polską flagę, gdzie na białym tle znajduje się napis "produkt", a na czerwonym - "polski".
Logo "Produkt polski" wykorzystywane do oznaczania polskich produktów ma charakter urzędowy. Jest chronione na mocy nowelizacji ustawy o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych z 2016 roku. "Ustawa przewidywała, że wszystkie niewłaściwe loga 'Produkt polski' mają zniknąć do końca 2017 roku" - wskazuje "Rzeczpospolita".
Błażej Spychalski, rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy, wyjaśniał w rozmowie z dziennikiem, że logo akcji pod patronatem prezydenta nie powinno być identyfikowane z logo "Produkt polski". - Akcja jest szeroka i nie odnosi się tylko do produktów żywnościowych. W pełni współpracujemy ze stroną rządową, wpierając polskich przedsiębiorców - podkreślał Spychalski.
Z nieoficjalnych ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika, że spot wywołał napięcie na linii Pałac prezydencki - Ministerstwo Rolnictwa. Rozmówca gazety zdradził, że jeden z urzędników resortu kierowanego przez ministra Ardanowskiego dzwonił na Krakowskie Przedmieście, by dowiedzieć się, skąd wzięło się logo wykorzystane w prezydenckiej akcji. - Jest poczucie, że ktoś wprowadził prezydenta na minę - dodał.