Jak przyznał dr Sierpiński w rozmowie z Money.pl, jednym z powodów budowy frakcjonatora jest uniezależnienie polskich pacjentów od koncernów międzynarodowych. Fabryka osocza miałaby powstać na mocy specustawy, która zapewniłaby jej priorytet w dostępie do surowca. Kolejnym krokiem miałoby być zapewnienie Polsce samodzielności w tym zakresie.
Wymagane jest również uzyskanie licencji międzynarodowej. To pomogłoby w zbudowaniu zaawansowanych linii biotechnologicznych. Sama budowa fabryki to koszt około pół miliarda złotych.
- Realną datą jest otwarcie tego przedsięwzięcia za trzy lata. Dotychczas polskie osocze pobierane w ramach honorowego dawstwa krwi była przekazywana za granicę do firm zewnętrznych. Osocze wracało do Polski w postaci gotowych preparatów.
Przy obecnym poborze osocza frakcjonator miałby przynosić ok. 80-100 mln zł w skali roku. Zdaniem Sierpińskiego pieniądze te miałyby stanowić realny dochód.
Dr Radosław Sierpiński dodał, że Polska nie tylko może stać się samowystarczalna, ale może również stać się międzynarodowym kontraktorem choćby dla krajów Grupy Wyszechradzkiej. Fabryka miałaby być zlokalizowana na zachodzie kraju. Trwają jednak analizy, ponieważ - jak zaznaczył dr Radosław Sierpiński - wymaga to również zaawansowanej infrastruktury badawczej, a zatem powiązania frakcjonatora np. z uniwersytetem medycznym. Zdaniem gościa Wirtualnej Polski inwestycja miałaby zwrócić się w pięć lat