W 2020 r. uciekali pandemii, teraz ta ich dopadła. COVID-19 boleśnie dręczy Słowację [WYKRES DNIA]

Na palcach jednej ręki można policzyć państwa, które - licząc odsetkiem ofiar COVID-19 - lepiej przeszły 2020 r. niż Słowacja. W 2021 r. wszystko zaczęło się psuć i dziś nie ma na świecie kraju, który raportuje więcej zmarłych (w przeliczeniu na milion mieszkańców) niż nasi południowi sąsiedzi.

Finlandia, Cypr, Estonia, Dania, Łotwa - to wszystkie pięć krajów Unii Europejskiej, w których liczba zmarłych osób zakażonych koronawirusem - w przeliczeniu na milion mieszkańców - była niższa niż na Słowacji. Naszym południowym sąsiadom COVID-19 zabrał w 2020 r. 2138 osób (dane za: ourworldindata.org), co dla tego około 5,5-milionowego kraju dawało niespełna 400 zmarłych na milion osób. 

Dla Polski ten wskaźnik był niemal dwukrotnie wyższy (ponad 750), dla całej Unii Europejskiej jeszcze wyższy (ok. 833), w najbardziej dotkniętej pandemią Belgii wynosił niemal 1700 osób zmarłych na milion mieszkańców.

Koronawirus na Słowacji zbiera ponure żniwo w 2021 r.

Wraz z przyjściem 2021 r. wszystko się zmieniło. Pierwsze tygodnie nowego roku to na Słowacji fala śmierci "covidowych". Wyniosła ona kraj na sam szczyt listy krajów świata pod względem liczby osób zmarłych na COVID-19 w ostatnich siedmiu dniach (w przeliczeniu na milion mieszkańców).

Przeciętnie umiera obecnie na Słowacji blisko 100 osób zakażonych koronawirusem - porównując to do wielkości populacji to tak, jakbyśmy w Polsce mieli ponad 650 śmierci dziennie. Choć zdarzały się jesienią pojedyncze dni z podobnymi liczbami, u nas średnia siedmiodniowa maksymalnie wynosiła 505 osób zmarłych dziennie.

embed

Wystarczyło półtora miesiąca 2021 r., aby liczba ofiar pandemii na Słowacji wzrosła blisko trzykrotnie wobec stanu na koniec 2020 r. Dziś kraj ma już ok. 1130 osób zmarłych na milion mieszkańców - więcej niż Polska i niemal tyle, ile wynosi średnia dla wszystkich krajów Unii. 

Na marginesie - cały czas w czołówce krajów świata z największą liczbą osób zmarłych na COVID-19 (na milion mieszkańców), obecnie na trzecim miejscu za Portugalią - jest drugi południowy sąsiad Polski, czyli Czechy. Miesiąc temu kraj ten wyprzedził Włochy w łącznej liczbie zakażonych zmarłych od początku pandemii (nadal - w przeliczeniu na wielkość populacji), przed sobą spośród krajów Unii mając już tylko Belgię i Słowenię.

Co stało się na Słowacji?

Słowacja bardzo długo opierała się pandemii. W październiku wprowadziła stan wyjątkowy, gdy liczba wykrywanych zakażeń zaczęła wyraźnie rosnąć. Ale właściwie od trzech miesięcy Słowacji nie udało się porządnie zbić liczby zakażeń. Przyrostu nie zatrzymały ani masowe testy przesiewowe ani także daleko idące obostrzenia - m.in. zamknięte sklepy czy restauracje, ale także zakazy wychodzenia z domów przez mieszkańców regionów z najwyższą liczbą zakażeń, o ile nie posiadają negatywnego wyniku testu na koronawirusa (ważnego siedem dni). 

Jak tłumaczy premier Słowacji Igor Matovic, kraj jest mocno dotknięty brytyjskim wariantem koronawirusa, który jest już u naszych sąsiadów dominującym szczepem. Gdy na początku lutego przebadano pod tym kątem wszystkie próbki z danego dnia, okazało się, że w 74 proc. wykryto wariant brytyjski. Charakteryzuje się on nie tylko większą zakaźnością (wobec czego środki ostrożności, które działały wcześniej, teraz mogą nie być wystarczające), ale i prawdopodobnie śmiertelnością.

Lokalne media wyliczają, że umiera 30 proc. osób, które trafiają z COVID-19 do szpitala. W szpitalach leży ponad 3,6 tys. pacjentów. Od trzech miesięcy ta liczba cały czas rośnie - jeszcze pod koniec listopada w szpitalach w Słowacji leżało ok. 1,5 tys. osób, w Sylwestra ok. 2,6 tys. pacjentów.

Podstawowym problemem jest oczywiście bardzo przeciążony system opieki medycznej. Władze oficjalnie poprosiły inne kraje unijne o wsparcie w skompletowaniu personelu medycznego. Jak poinformował w czwartek wiceminister spraw zagranicznych Słowacji Martin Klus, pomoc zapowiedziała m.in. Polska, która zadeklarowała przyjęcie 200 chorych w naszych szpitalach.

Podobnie jak w Polsce czy innych krajach Unii, także na Słowacji narzeka się na tempo dostaw szczepionek. I choć Słowacja należy do europejskich prymusów jeśli chodzi o tempo szczepień (szczepionkę podano ok. 6 proc. obywateli, podobnie jak w Polsce), to sytuacja jest na tyle poważna, że pojawiły się pomysły dopuszczenia do użycia rosyjskiej szczepionki Sputnik V, która nie ma aprobaty ze strony Europejskiej Agencji Leków.

Jestem za. To świetna szczepionka o dużej skuteczności. Gdybyśmy mieli dziś Sputnika na Słowacji, zaszczepiłyby się nim miliony ludzi

- mówił premier kraju Igor Matovic.

Ale nie tylko brytyjski wariant koronawirusa oraz przeciążenie systemu opieki zdrowotnej są wymieniane jako przyczyny obecnych cierpień Słowacji. Jak zwykle w takich sytuacjach giełda przewin jest pełna. Wśród nich są oczywiście oskarżenia o zbyt późne i lekkie obostrzenia, ale sporo miejsca w słowackich mediach zajmuje także temat testów.

Po pierwsze, panuje przekonanie, że masowe testowanie mogło przyczynić się do rozluźnienia społecznego. Zwraca się także uwagę, że Słowacja zaniedbuje bardziej dokładne badania PCR i za mocno bazuje na szybkich testach antygenowych. Te często potrafią dawać wynik fałszywie negatywny i sami ich producenci nie zalecają ich masowego stosowania. Innymi słowy - może i Słowacja testuje dużo, ale niedokładnie, a do tego kiepsko działa system śledzenia kontaktów.

Zobacz wideo Czy ktoś jeszcze korzysta z aplikacji "Kwarantanna domowa"? Czy rząd zamierza to egzekwować?
Więcej o: