6 maja minister zdrowia Adam Niedzielski mówił, że w jego opinii "jesteśmy już w okolicach mniej więcej 50-procentowej odporności populacyjnej". Dodawał, że "myśli, że do czerwca zrealizujemy cel, jaki postawił pan premier Morawiecki, czyli 20 mln zaszczepionych" oraz że "myśli, że jesteśmy w stanie dojść do progu 60-70 proc. odporności populacji, oczywiście licząc łącznie z tymi osobami, które przechorowały".
Aktualnie w Polsce mamy w Polsce ponad 15 mln wykonanych szczepień (ok. 11,1 mln osób zaszczepiono jedną dawką, ponad 4 mln drugą). Osób w pełni zaszczepionych mamy ponad 4,2 mln (część osób jest już szczepiona jednodawkową szczepionką Johnson&Johnson).
Te dane oznaczają, że przynajmniej jedną dawkę szczepionki przeciw COVID-19 otrzymało w Polsce blisko 36 proc. dorosłych osób (niespełna 30 proc. wliczając dzieci i młodzież), a w pełni zaszczepiono na razie ok. 14 proc. pełnoletnich (ponad 11 proc. razem z niepełnoletnimi).
Ozdrowieńców mamy z kolei w Polsce blisko 2,6 mln, czyli niemal 7 proc. populacji. Oficjalnie, bo eksperci zakładają, że zakażenie koronawirusem przeszło kilkukrotnie więcej osób. Rzecz jasna ktoś może być zaszczepionym ozdrowieńcem, więc tych dwóch statystyk nie sposób prosto sumować.
Ozdrowieńcy i osoby zaszczepione to grupa, którą można uznać za odporną na koronawirusa, choć oczywiście z tyłu głowy warto mieć szereg zastrzeżeń. Wciąż pojawia się nowa wiedza na temat np. tego, jak długo ta odporność się utrzymuje czy jak ozdrowieńcy i osoby zaszczepione reagują przy kontakcie z nowymi mutacjami koronawirusa.
W każdym razie z założeń przyjmowanych przez naukowców z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że poziom odporności w populacji na połowę maja wynosi ok. 58-66 proc. - Te osoby są raczej zabezpieczone - uważa dr Franciszek Rakowski z ICM UW w rozmowie z Gazeta.pl.
Do niedawna jako pożądany poziom odporności w społeczeństwie wielu ekspertów podawało ok. 70 proc. Ta liczba wydaje się jednak już nieaktualna i naukowcy skłaniają się raczej ku poziomowi nawet ponad 80 proc.
To zależy od zakaźności wirusa. W mutacji brytyjskiej jest ona mocniejsza. Dla poprzedniego wariantu szacowaliśmy próg odporności zbiorowej na poziomie poniżej 70 proc., teraz już na ok. 82 proc.
- tłumaczy dr Rakowski. Szacuje, że do poziomu odporności ok. 82 proc. dojdziemy w Polsce w połowie lipca.
W rozmowie z Gazeta.pl Rafał Halik, ekspert zdrowia publicznego z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego Państwowego Zakładu Higieny, zwraca uwagę na bardzo ważną kwestię. Wskazuje, że z punktu widzenia epidemiologii kluczowy jest nie tyle poziom odporności populacyjnej w całym kraju, ale też fakt, aby był on w miarę równo rozłożony w poszczególnych regionach czy grupach wiekowych.
Bardzo ważne jest, aby osiągnąć równomierność odporności populacyjnej. Zwłaszcza, że niepokojący jest wskaźnik zaszczepienia u 80-latków
- komentuje Halik. Dane wskazują, że przynajmniej jedną dawkę szczepionki przyjęło w Polsce tylko 58 proc. osób w wieku 80 lat i więcej. W pełni zaszczepionych jest ok. 51 proc. przedstawicieli tej grupy wiekowej.
Halik dodaje, że w grupie, która nie osiągnie poziomu odporności populacyjnej, może rozwinąć się tzw. epidemia wyrównawcza.
Jak w jakiejś grupie nie ma progu odporności populacyjnej, to tworzą się warunki do rozwoju epidemii. To jak z ogniem - gdy mamy odrobinę żaru, może z niego pojawić się pożar. Sam wirus nie ulegnie zagładzie. Pozbędziemy się problemu pandemii, czyli niekontrolowanego zarażania się osób i osiągniemy dzięki szczepieniom jakąś normalność, ale będą mogły pojawiać się tzw. epidemie wyrównawcze
- tłumaczy ekspert. Dodaje, że mogą one pojawiać się także np. gdy u ozdrowieńców skończy się odporność albo wśród osób z niską odpornością po szczepieniach. Wskazuje też, że z punktu widzenia odporności populacyjnej warto dążyć też do tego, aby szczepić dzieci i młodzież. - To grupa bardzo mobilna i może koronawirusa roznosić i "zawlec" tam, gdzie odporności populacyjnej nie ma - uważa Halik.
- Oczywiście poziom odporności nie jest taki sam w całej Polsce - potwierdza uwagę Halika dr Rakowski.
Tam, gdzie były wyższe fale zakażeń - np. na Śląsku - na pewno poziom odporności jest wyższy niż np. na Podlasiu. To mogą być różnice rzędu nawet kilkunastu punktów procentowych
- komentuje naukowiec z ICM UW. Dodaje, że w ocenie jego zespołu poziom odporności wśród dzieci do 10. roku życia jest ok. 10 p. proc. wyższy niż ogólnie w populacji.
Jak tłumaczył niedawno w rozmowie z Gazeta.pl dr Rakowski, epidemia raczej wygasa.
Jeśli nie wydarzy się nic złego (np. pojawi się zupełnie nowy szczep wirusa), to przed nami końcówka epidemii. Może przebiegać łagodniej, albo nieco mniej łagodnie, ale raczej nie będzie sroga
- mówi naukowiec. Nadal oznacza to, że możemy dojść nawet do kilkunastu tysięcy nowych przypadków dziennie. Jednak według dra Rakowskiego, przełożenie tej fali na poziom hospitalizacji będzie - ze względu na strategię szczepień - już znacznie mniejsze niż w poprzednich miesiącach.
Także Rafał Halik nie prognozuje już takiej fali koronawirusa, jakie nawiedziły Polskę jesienią 2020 r. i wiosną tego roku. Wskazuje jednak, że na jesień pandemia może mieć właśnie charakter takich ognisk - epidemii wyrównawczych w miejscach i grupach ludności, gdzie odporność w populacji nie osiągnie progu co najmniej 70 proc. lub będzie nierównomierna.