- Wzrost gospodarczy oparty na zrównoważonych elementach, ale przede wszystkim na popycie wewnętrznym, a nie dopływie kapitału zagranicznego, powoduje, że dzisiaj zarówno nasz sektor bankowy, jak i finanse publiczne są zupełnie bezpieczne - uspokajała po spotkaniu premier Ewa Kopacz.
Sektor bankowy i finanse publiczne to jedno, jednak opuszczenie eurolandu przez Ateny to także zawirowania na rynku walutowym, które dotknąć mogą zwykłych zjadaczy chleba.
- Złoty będzie tracił silniej na wartości niż euro, dlatego notowania wspólnej waluty bardzo szybko przekroczyłyby 4,20 zł. Wzrósłby także kurs dolara i pewnie szybko podeszlibyśmy w okolice 4 zł. Bardzo wzrosłaby także wartość szwajcarskiej waluty - mówi analityk TMS Brokers Bartosz Sawicki.
- Frank cały czas drożeje i już teraz jest w okolicy 4 zł, w związku z tym ewentualny Grexit wywindowałby walutę szwajcarską nawet o kilkanaście groszy. Złoty i frank to dwie skrajne waluty. Mimo że złoty jest uważany ze jedną z najbardziej stabilnych walut wśród rynków wschodzących i ma bardzo mocne podstawy, to jednak w momencie takiego zawirowania jak ewentualny Grexit inwestorzy będą uciekać od ryzyka do szwajcarskiego franka - dodaje Sawicki
Jednak - jak uspokaja analityk TMS Brokers - osłabienie złotego nie będzie długotrwałe. - Zawirowania na rynku walutowym nie trwałyby bardzo długo. Najgorszy byłby pierwszy szok. Panika nie trwałaby długo i złoty byłby w stanie pozbierać się stosunkowo szybko.
Podobnego zdania jest główny analityk Domu Inwestycyjnego "Xelion" Piotr Kuczyński. - W momencie wyjścia Grecji i pewnie kilka dni po tym wydarzeniu euro i złoty traciłyby na wartości w związku z awersją inwestorów do ryzyka. Jednak po jakimś czasie - może dwóch dniach, a nawet po dwóch tygodniach - wszystko wróciłoby do normy, ponieważ inwestorzy się zorientują, że to nie ma żadnego wpływu na Polskę.
- Zresztą rynek walutowy sam "mówi" nam, że wyrzucenie zgniłego jabłka z koszyka, będzie korzystne dla reszty owoców. Już od wielu tygodni można zaobserwować, że kiedy sytuacja idzie w kierunku zawarcia porozumienia, euro zaczyna tracić do dolara, a kiedy pojawia się widmo opuszczenia eurolandu przez Ateny, europejska waluta zaczyna się umacniać do amerykańskiej - dodaje główny analityk Xeliona.
Wyjście Grecji ze strefy euro byłoby też dobrą wiadomością dla wszystkich wybierających się na wakacje do tego kraju, ponieważ byłyby one po prostu tańsze.
- Powrót do drachmy na pewno przełożyłby się na niższe ceny dla turystów, ponieważ grecka waluta będzie musiała zostać przeceniona mniej więcej o 50 proc. Do tego samym Grekom zależałoby na niższych cenach, żeby przyciągnąć jak najwięcej turystów - tłumaczy Piotr Kuczyński.
- Wyjście Grecji ze strefy euro jest niewykluczone w dłuższym okresie i byłoby to zresztą korzystne dla Aten. Oczywiście początki rozwodu ze strefą byłyby dla Greków bardzo bolesne, a wręcz dramatyczne. Kraj czekałaby potężna recesja, a także olbrzymi wzrost inflacji - wszystkie towary kupowane z zagranicy stałyby się dwa razy droższe. Jednak po 3-4 latach Grekom byłoby lepiej niż teraz. Przede wszystkim ze względu na olbrzymie podniesienie konkurencyjności dzięki niższym kosztom pracy - mówi główny analityk Xeliona.
Grexit przynajmniej na początku będzie cementował strefę euro. - Początkowy okres po wyjściu Grecji będzie najpewniej oznaczał katastrofę humanitarną dla tego kraju - ludzie nie będą mieli co jeść i pewnie Ateny będą potrzebowały pomocy od Europy. To będzie takie pogrożenie palcem innym krajom: "Nawet nie próbujcie wychodzić, bo zobaczcie, co się będzie działo". Krótko mówiąc, to będzie bolesny przykład tego, co się będzie działo z innymi państwami - w krótkim okresie to będzie po prostu przestroga - mówi Piotr Kuczyński.
Jednak, jak dodaje, po jakimś czasie może to doprowadzić do opuszczenia eurolandu przez inne kraje.
- W dłuższym okresie natomiast, jeśli okaże się, że po 4-5 latach z drachmą Grecja zaczyna odżywać i jest jej lepiej niż z euro, to wtedy otwiera się ta furtka i np. Hiszpania albo jakiś inny kraj mogą zacząć myśleć o powrocie do waluty narodowej.
Pomimo całej nerwowości i kolejnych nieudanych prób porozumienia się analityk TMS Brokers Bartosz Sawicki wierzy jednak w porozumienie obu stron.
- Generalnie jestem optymistą i wierzę, że w tym tygodniu zostanie osiągnięte jakieś porozumienie, które zażegna problemy Grecji na kilka miesięcy, góra do końca roku. Teraz politycy odtrąbią wielki sukces i rozjadą się do domów w dobrych nastrojach. Natomiast na jesieni wrócimy do trzeciego pakietu pomocowego dla Grecji. Ateny muszą w końcu zwrócić Europejskiemu Bankowi Centralnemu ponad 7 mld euro. Jeśli dostaną pieniądze z drugiego pakietu, niemal w całości zwrócą je do EBC i zostanie im kilka miliardów z podatków i innych źródeł, które na jesieni się skończą.
Jednak to może być zbyt mało, ponieważ, jak tłumaczy Piotr Kuczyński, Ateny nigdy nie powinny przyjmować euro.
- Gdyby niefałszowanie danych makroekonomicznych, Grecja nigdy by do strefy się nie dostała. Ateny niepotrzebnie się tam pchały. Z kolei strefa euro niepotrzebnie ich wpuściła, a potem banki niepotrzebnie dawały im pieniądze ot, tak sobie, ponieważ są częścią strefy. Wszyscy popełnili błędy i teraz za nie płacimy. Może czas wyzerować wszystko i wrócić do startu? - pyta Kuczyński.
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas