Wczoraj anulowałem subskrypcję kolejnego serwisu streamingowego - padło na Google Play Music. Został tylko jeden, ten najbardziej znany. Kiedyś korzystałem z trzech (przez chwilę nawet czterech) serwisów. Bezpośredni powód decyzji - z kolejnego serwisu zniknęły najlepsze płyty Keitha Jarretta, którego absolutnie uwielbiam słuchać podczas pracy. Dramat życiowy? Nie, ale tym samym nie mam już powodu, by płacić 16 zł miesięcznie za serwis Google'a, w którym jeszcze 2 tygodnie temu Jarrett był.
To oczywiście tylko przykład, ale pokazujący większy problem. Serwisy streamujące muzykę są cudownym rozwiązaniem dla użytkowników, ale często marnym dla artystów. Szczegóły rozliczeń są oczywiście tajemnicą, ale według Guardiana w Spotify średnio do kieszeni artysty trafia 0,001128 dolara za odtworzenie utworu. Czyli milion odtworzeń to 1128 dolarów. Bardzo popularny singiel Adele "Hello" (drugie miejsce na światowej liście przebojów serwisu) ma dziś w Spotify 4,1 miliona odtworzeń. 4600 dolarów według powyższej stawki. Jednak na taką popularność, jak Adele może liczyć ledwie kilkunastu artystów.
Nic dziwnego, że Adele nie zdecydowała się na udostępnienie swojej nowej płyty w Spotify. Zapewne duża część potencjalnych kupujących zrezygnowałaby z zakupu i pozostała przy słuchaniu utworów przesyłanych przez sieć. A tak, w przedświątecznym zapale zakupowym, płyty mogą się dobrze sprzedać i przynieść znacznie więcej, niż dałby Spotify.
Oczywiście problem nie dotyczy tylko tych dwóch artystów. Głośno było o decyzji Taylor Swift, która wycofała swoją płytę m.in. ze Spotify. Próżno też szukać artystów takich jak The Beatles czy Tool. Swoje płyty zabrał też ze streamingu Kult. Nie opłaca się?
Czy jednak chodzi tylko o proste przeliczenie. Jak twierdzi Marcin Cichoński, dziennikarz muzyczny pracujący dla T-Mobile Music:
Mam wrażenie, że w wielu wypadkach sprawa jest bardziej skomplikowana. Do serwisów streamingowych nie trafiają te płyty, które - o czym dobrze wie artysta i wytwórnia - nie są wybitne. Tak jest z nową płytą Adele. To płyta niezła, ale nie tak dobra, jak wielu się spodziewało. Teraz trzeba ją kupić, by to sprawdzić. Gdyby trafiła do Spotify, można by sprawdzić ją przed zakupem i... nie kupić.
Drugi aspekt dotyczy tego, jak bardzo zależy artyście na sprzedaży płyt. Ci mali, którzy mają szansę sprzedać w Polsce kilka tysięcy, liczą się z każdym egzemplarzem. Dla nich udostępnienie materiału na Spotify czy w innym serwisie oznacza utratę 2-3 tysięcy sprzedanych płyt, a więc znaczne straty. Druga grupa to ci, którzy i tak zarabiają głównie do dobrze płatnych koncertach. Przykład - Dawid Podsiadło, który sprzedał ponad 160 tysięcy płyt. Tu zysk ze wszystkich odtworzeń na Spotify będzie znacznie mniejszy, niż pieniądze z jednego koncertu. Dlatego płyta wrzucona do serwisu streamingowego to przede wszystkim promocja tego, na czym naprawdę można zarobić - koncertów.
Pesymizmem, ale i realizmem powiało z opinii Tomasza Kutery związanego m.in. z Radiem Kampus, który napisał na Facebooku:
Ludzie nie chcą płacić za muzykę. Po prostu. To jest ta sama dyskusja od 20 lat. Tylko wtedy się zastanawiano, czy aby płyty CD nie są za drogie. Bo ludzie ich nie kupowali. Potem przyszedł iTunes i utwory kosztowały po 0,99 centów. Wielki szał. Tylko sprzedaż jakoś nie wzrosła proporcjonalnie do spadku cen. Teraz dostęp do milionów piosenek na całym świecie jest wręcz darmowy. Co najwyżej można płacić za wyższą jakość. I jakoś ludzie nie rzucili się, żeby płacić. Jakby podnieśli ceny, to by ich tylko dobiło. Sęk w tym, że nie ma co zaklinac rzeczywistości, muzyka przestała być istotnym elementem popkultury. Od lat jej znaczenie sukcesywnie spada. Ile rozprawia się o nowych Gwiezdnych Wojnach? Albo nowym GTA? A o nowych płytach? Ilu ludzi interesują Oskary, a ilu Grammy? Nowego Michaela Jacksona albo Beatlesów nie będzie. Nowa płyta Adele może się nawet jakoś sprzedaje, fajnie, tylko mam nadzieję, że Adele zdaje sobie sprawę, że się sprzedaje, bo wyszła na gwiazdkę, a nie dlatego, że ludzi obchodzi jakaś płyta jakiejś Adele. W ujęciu globalnym, przy popularności League of Legends, Gwiezdnych Wojen i PewDiePie'a, muzyka jest niszą. W niszy milion odtworzeń wyceniono na 1128 dolarów.
Już dziś płyty oddawane są w streamingu za półdarmo. 20 złotych miesięcznie, jakie płacimy za abonament, to - nie oszukujmy się - nie są pieniądze, które wystarczą na zaspokojenie potrzeb serwisu, wytwórni i artysty. Mówi się o tym, że streaming to jedyna przyszłość dla dystrybucji muzyki. Być może, ale do tej zabawy trzeba obu stron - słuchacza i artysty. Słuchacz jest szczęśliwy, płacąc mało. Co będzie z artystami?