Nagrania UFO to najczęściej zamazane, trzęsące się, ciemne kadry, na których tak naprawdę nie widać nic. Najczęściej właśnie takie kadry są przedstawiane jako dowód na wizytę kosmitów.
Niezwykle rzadko zdarza się, że nagranie jakiegoś tajemniczego obiektu jest wyraźne. Jednym z takich przypadków jest zdarzenie z roku 2004. Dwóch pilotów amerykańskiej marynarki wojennej zaczęło ścigać dziwny obiekt. Poruszał się pod wiatr z prędkością dochodzącą do 200 km/h, utrzymywał stałe położenie, obracał. Nagranie, ujawnione przez wojskowych po 13 latach, przedstawia rozmowę kompletnie zaskoczonych żołnierzy, którzy próbują odgadnąć czym jest latający obiekt. Jeden z mężczyzn zauważa, że przedmiot się obraca, zadaje pytanie, czy może być napęd atomowy.
Oficjalnego rozwiązania tajemnicy nie ma. Władze USA przyznały, że incydent badano w ramach programu Advanced Aerospace Threat Identification (AATI). To Program Identyfikacji Zaawansowanych Zagrożeń Powietrzno-Kosmicznych, który prowadzono do roku 2012. Zamknięcie projektu może być najlepszym dowodem na to, że nawet jeśli UFO "odwiedza" Ziemię niepodważalnych dowodów w zasadzie brak. Kilka lat badań nie przyniosło żadnych efektów, dalsze finansowanie projektu mogłoby więc zostać uznane za marnotrawienie publicznych pieniędzy.
Komentujący nagranie zauważają, że obiekt porusza się dokładnie tak jak F/A-18F Super Hornet. Czy to obiekt na nagraniu to po prostu defekt kamery lub innego pokładowego nagrania?
W styczniu 1997 roku dwie mieszkanki Phoenix w Arizonie zobaczyły na wieczornym niebie dziwną formację świateł. Poruszały się w ustalonym szyku przypominającym literę V.
Sześć bursztynowych kul poruszało się wolno. W równych odległościach od siebie.
W marcu 1997 zjawisko powtórzyło się. Tym razem jednak tajemnicze obiekty widziało znacznie więcej osób. I tym razem naoczni świadkowie opisywali formację świateł ułożonych w nieprzypadkowy sposób. Kilka osób wykonało zdjęcia i nagrania przedstawiające moment przelotu niezidentyfikowanych obiektów.
Lata dochodzenia przyniosły dwie odpowiedzi na pytanie co wydarzyło się w Arizonie. Wszystko wskazuje na to, że kamery zarejestrowały ćwiczenia Gwardii Narodowej Stanów Zjednoczonych. Świetliste kule na niebie były flarami zrzuconymi z samolotów A-10 Warthog.
W 1965 roku w Kecksburg w USA odnotowano upadek dziwnego obiektu. Widziany przez wielu świadków metaliczny przedmiot przypominający kształtem żołędzia miał rozbić się w lesie. Przez wielu określany jest mianem "drugiego Roswell".
Na podstawie zeznań wielu osób widzących opadanie obiektu stworzono jego makietę.
Początkowo władze próbowały wytłumaczyć zjawisko upadkiem meteoru. W 2005 roku swoje śledztwo przeprowadziła NASA. Zbadała odłamki, które faktycznie spadły w okolicach Kecksburg. Wszystko wskazuje na to, że były fragmentami radzieckiego statku kosmicznego Kosmos 96, który zepsuł się podczas startu i ponownie wszedł w atmosferę ziemską. Sprawę badano ponownie w 2013 roku - nie udało się bez żadnych wątpliwości potwierdzić tej tezy. Jest to jeden z tych przypadków spotkań z niezidentyfikowanym obiektem latającym, który ma związek z wojskiem i tajnymi projektami.
W 1951 roku nad amerykańskim Lubbock zauważono dziwną formację obiektów. Opisywane jako szereg świetlistych korali lub latające skrzydło. W wojskowych archiwach znajdują się cztery zdjęcia, na których wyraźnie widać układ punktów świetlnych.
Sprawą zajęło się wojsko. Zdjęcia zbadano w ramach projektu Błękitna Księga. Śledczy byli stwierdzili, że obiekty uchwycone na fotografiach nie pochodzą spoza Ziemi. Część badaczy twierdziła, że na zdjęciu widać siewki - ptaki o jaskrawo białym upierzeniu brzucha. Ostatecznie siły powietrzne USA nigdy nie ujawniły żadnych konkretnych informacji na temat wydarzenia.
W 1951 roku mieszkaniec nowozelandzkiego Auckland ujrzał tajemniczy kształt wiszący nad miastem. Obiekt wyglądał jak latający spodek, co dla wielu było dowodem, iż odwiedzili nas Obcy. Analiza incydentu przeprowadzona w ramach projektu Blue Book nie potwierdza jednak tej tezy. Wojskowi specjaliści twierdzą, że zdjęcie jest co prawda autentyczne, ale widać na nim chmurę soczewkowatą (altocumulus lenticularis).
W ramach projektu Blue Book analizowano też inny incydent, który miał miejsce we wrześniu roku 1968 na Florydzie. Prezentowane tu zdjęcie zostało wykonane przez fotoreportera gazety "Miami News". Nie ma pewności co prezentuje. Dokładną analizę uniemożliwił brak oryginalnego negatywu. Komentatorzy twierdzą, że fotografia jest autentyczna, prezentuje jednak jakiś rodzaj fenomenu pogodowego, być może zniekształconego przez optykę aparatu. Wiadomo bowiem, że zdjęcie wykonano tuż przed rozpętaniem się burzy. Czy na zdjęciu widzimy zatem jakiś rodzaj wyładowania atmosferycznego?
W sierpniu 1965 roku 14 letni Alan Smith wykonał jedną z najbardziej tajemniczych fotografii w historii badania fenomenów UFO, którą wojskowi zdecydowali się w ogóle analizować. Uwag przyciąga nietypowy kształt i kolor. Nie mamy do czynienia z "latającym spodkiem", ale obiektem zupełnie innym.
Obserwujących fenomen było więcej, jednak tylko Smithowi udało się uchwycić obiekt swoim aparatem.
Specjaliści próbowali sprawdzić, czy zdjęcie może być mistyfikacją - po lewej widzimy kadr wykonany przez czternastolatka, po prawej próbę odtworzenia obiektu przeprowadzoną przez badających incydent.
Alan Smith miał w jednym z wywiadów przyznać, że widziany przez niego obiekt wydawał pulsujący dźwięk. To utwierdziło go w przekonaniu, że nie ma charakteru pozaziemskiego, a jest tajnym projektem wojskowym.