Cytat powyżej to proroctwo z Młodego Technika z 1984 roku. Sprawdzone. Już rok później zniesiono zachodnie embargo na zakup technologii elektronicznych nałożone na "kraje demokracji ludowej" przez COCOM, czyli Komitet Koordynacyjny Wielostronnej Kontroli Eksportu, a ceny komputerów osobistych na Zachodzie spadły do poziomu, w którym również mieszkańcy PRL mogli myśleć o ich zakupie.
Pachnące nowością ośmiobitowe Atari z serii XL/XE pojawiły się całkowicie legalnie w sklepach sieci Pewex. Sprowadził je Lucjan Wencel, polski emigrant z USA, który jako pierwszy wyczuł potencjał tkwiący w nowych technologiach. Jego firma Logical Design Works została wyłącznym dystrybutorem Atari na Polskę, a powiązane z LDW "przedsiębiorstwo zagraniczne w Polsce" Karen zajęło się serwisem. Od tej pory każdy Polak mógł wyjąć z ukrytej na dnie szafy skarpety chomikowany od lat plik dolarów i kupić swoją pierwszą atarynkę, a gdyby cenny sprzęt (odpukać!) uległ uszkodzeniu, można było liczyć również na gwarancyjną i pogwarancyjną naprawę.
Niestety, ceny fabrycznie nowego Atari pozostawały poza finansowym zasięgiem znakomitej większości Polaków. Pozostawał rynek wtórny lub "niezależni importerzy", którzy w bagażnikach dużych fiatów potajemnie przywozili pożądany towar zza granicy (Główny Urząd Ceł twierdził, że w 1985 osoby prywatne sprowadziły do kraju około 8 tysięcy mikrokomputerów). Zakup takiego sprzętu nadal był jednak dużym obciążeniem dla domowych budżetów.
Jesienią 1985 roku na Jarmarku Perskim za używane ZX Spectrum bez dodatkowego wyposażenia trzeba było zapłacić blisko 90 tysięcy złotych. Z kolei nowe Commodore 64 z oryginalnym magnetofonem to już wydatek rzędu 185 tysięcy, a Amstrad-Schneider CPC 464 z monochromatycznym monitorem kosztował blisko... 400 tysięcy złotych. Przy średniej miesięcznej płacy wynoszącej wówczas okrągłe 20 tysięcy złotych oznaczało to zamknięcie drogi do nowych technologii dla wielu milionów Polaków.
Kto wciąż nie mógł używać komputera, mógł przynajmniej o nim poczytać. We wrześniu 1985 roku w kioskach pojawił się dodatek do Sztandaru Młodych, pt. Bajtek. Pisemko wydawano początkowo na 32 pozbawionych jakichkolwiek kolorowych akcentów stronach marnego gazetowego papieru, co nie zniechęcało czytelników. Numer 5. (styczeń 1986 r.) wydano już w kolorze, a sprzedaż na poziomie 200 tysięcy egzemplarzy szybko stała się normą.
Wiosną Bajtkowi przybyła konkurencja. Najpierw pojawił się szesnastostronicowy dodatek do Żołnierza Wolności pt. IKS (INFORMATYKA, KOMPUTERY SYSTEMY), którego redakcja z dumą ogłaszała:
To prawda. Wszystkie masowe zmiany zaczęły się w skali mikro-, od pasjonatów wydających wielomiesięczne zarobki na sprzęt, polujących na każdą informację i każdy skrawek fachowej literatury, słuchających nocami "Radiokomputera" i czekających cały tydzień na niedzielną giełdę komputerową w swoim mieście.
Wiosna 1986 roku to czas, gdy zjawisko komputeryzacji zaczynało się i dobry moment, by rozpocząć naszą kronikę polskiej informatyki. Nie będzie to kompletny historyczny wykład, a raczej kalejdoskop - zbiór niewielkich, na pozór chaotycznie rozrzuconych obrazków z epoki, które (taką przynajmniej mamy nadzieję) same ułożą się czytelnikom w obraz jakże barwnej całości.
Marzec 1986. Mimo że nakłady Bajtka i IKS-a mogłyby zaimponować dzisiejszym wydawcom (zwłaszcza jeśli porównać je z ilością faktycznie posiadanych przez czytelników komputerów osobistych), podstawowym problemem wciąż pozostaje dostęp do nowej technologii. Kto nie chce tylko czytać o komputerach, a nie stać go na własne Atari czy Spectrum, może skorzystać z oferty klubów komputerowych. Te najciekawsze często są organizowane przez Związek Harcerstwa Polskiego pod szyldem InforMik, będący kolebką dla wielu adeptów informatyki. Jak pisze Bajtek:
To jednak nie jedyna opcja. Kluby komputerowe powstają w zakładach pracy, spółdzielniach mieszkaniowych, domach studenckich, a także w szkołach. Bajtek co miesiąc publikuje opisy nowych miejsc tego typu oraz kolejnych obywatelskich inicjatyw:
Ta akurat wizja okazała się zbyt optymistyczna i Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej nie skomputeryzował kraju, niemniej rację ma Bajtek, że już wczesną wiosną 1986 roku...
Żadne trudności nie były w stanie jej zatrzymać.
Marzec 1991. Dostęp do komputera osobistego przestaje być poważnym problemem. Jest nim technologiczne zacofanie, bo chociaż szesnastobitowe Atari ST zdobyło w RFN tytuł komputera roku... 1985, pięć lat później w sąsiedniej Polsce, najpopularniejszym komputerem jest wciąż ośmiobitowe Atari XL/XE. Charakterystyczne są wyniki ankiety przeprowadzonej wśród czytelników magazynu dla graczy Top Secret. Niemal połowa z nich posiada właśnie małe Atari. Prawie 1/4 - Commodore 64/128. Mniej niż 10% - ZX Spectrum. Na czwartym miejscu tej klasyfikacji znajduje się Amiga (6,8%), dopiero na piątym PC (3,1%).
Bajtek zachęca do zainteresowania się nowocześniejszym sprzętem (Klan IBM ma stałe miejsce na łamach pisma od połowy roku 1990) i tłumaczy, że:
Polscy użytkownicy komputerów osobistych okażą się jednak bardzo konserwatywni. Klan ZX Spectrum będzie ukazywał się w Bajtku jeszcze dwa lata później.
Wróćmy jednak do roku 1991 i zobaczmy efekt pracy polskich inżynierów (zagadnienie szerzej omówimy w jednym z następnych wydań "kroniki"). Oto Bajtek rekomenduje wytwór rodzimej techniki, wchodzący właśnie na rynek monitor MMK 127 produkcji Białostockich Zakładów Podzespołów Telewizyjnych UNITRA-BIAZET.
Cena monitora - 700 tys. zł. Cena Bajtka - 7600 zł.
Marzec 2001. Dostęp do komputera nie stanowi już problemu, bo całkiem porządnego peceta można kupić za równowartość jednej pensji (i to wcale nie najwyższej), ale problemem wciąż jest dostęp do internetu. Rolę klubów komputerowych z połowy lat 80. na początku XXI wieku przejmują zatem kawiarenki internetowe. Godzina spędzona w kawiarence kosztuje od 5 do 8 zł. Gazeta Wyborcza tłumaczy swoim czytelnikom, co oznaczają znaczki takie jak :) czy :( oraz jak rozmawia się w internecie:
Dłuższe przebywanie w internecie grozi uzależnieniem, a problem zaczynają dostrzegać dziennikarze. Gazeta w reportażu zatytułowanym "[W internecie] Nikt nie wie, że jesteś psem" cytuje wstrząsające wyznania "anonimowego netoholika":
Tego typu historie już wkrótce staną się powszechne, póki co jednak stanowią szokującą nowość.
Szokiem nieco mniejszego kalibru są natomiast zmiany na serwisie aukcyjnym Allegro. Od 1 marca 2001 roku zaczyna on pobierać opłaty od osób, które sprzedadzą coś na aukcji. Allegro obiecuje, że dzięki opłatom będzie mogło zatrudnić więcej pracowników zajmujących się monitorowaniem legalności aukcji i wsparciem technicznym użytkowników. Tych powoli przybywa, choć zdecydowana większość Polaków wciąż bardzo nieufnie podchodzi do zakupów w internecie.
Bartłomiej Kluska