Star Wars: Przebudzenie Marketingu, czyli pieniężne imperium kontratakuje

To miał być zwykły, wolny dzień. Zakupy, kino, spacer. Nie miałem pojęcia, że za drzwiami czyha na mnie świat podbity przez Luke'a Skywalkera i jego ojca. Przesadzam? Nic z tych rzeczy. Szczerze? Nigdy nic nie miałem do "Gwiezdnych Wojen". Ten dzień to zmienił.

"Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy" wchodzi do kin 18 grudnia. Marketingowa machina ruszyła pełną parą. Znacie doskonale cały ten proces. Zaczyna się od kilku billboardów, później pojawiają się reklamy w telewizji. Następnie jakaś mądra głowa przekonuje nas, że to najlepszy film, jaki zobaczycie w tym roku, że gra tam Szyc, że trzeba iść do kina itd. Nikt chyba jednak nie posunął się tak daleko jak marketingowcy od "Gwiezdnych Wojen". Atak zaczął się zaraz za drzwiami domu.

Najpierw niewinnie, kilkoma ulotkami, tłusta łapa marketingu powiedziała mi: "Pomyśl o nas dzisiejszego dnia." Później było już tylko gorzej.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Idąc do sklepu, mijałem billboardy z dobrze znanymi kumplami z wcześniejszych serii gwiezdnej sagi - R2D2 i C-3PO

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Coraz bardziej osaczony wbiegłem do metra. A tam?

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Z metra udałem się prosto do centrum handlowego. Świątynia weekendowych pielgrzymek rodzin z dziećmi zamieniła się w Gwiazdę Śmierci. "Star Wars" były wszędzie. Pierwsze kroki pchnęły mnie do księgarni. To był błąd. Dumne poradniki w stylu: "jak zjeść szarlotkę i nie przytyć", leżące zazwyczaj przy wejściu, zmieniły się nie do poznania:

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Wpadałem w coraz większą panikę. Czy Gwiezdne Wojny naprawdę są wszędzie? Zajrzałem do Carrefoura. Hipermarket przywitał mnie tym.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

To jednak nie koniec. Przeszedłszy parę kroków dalej, zobaczyłem las gwiezdnych reklam.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Gadżetów, kubków, plecaków, kart, kalendarzy było tyle, że załoga towar musiała wystawiać przynajmniej od tygodnia.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

"Gwiezdne Wojny" nie oszczędziły nawet plasteliny...

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

...nie mówiąc już o tonach zabawek wszystkich rodzajów świata.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Dział z kosmetykami też nie zawiódł. Jak się myć, to tylko mydłem Darth Vader.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Pani kasjerka nie wydawała się być wierną fanką Hana Solo, jednak i ona została zmuszona przejść na ciemną stronę mocy.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

No nic - pomyślałem. Sprawdzę, jak głęboko sięga królicza nora gwiezdnego marketingu. Słowo "głęboko" to w tym przypadku niezdarny eufemizm. Majtki i domowe kapcie z Vaderem nie powinny nikogo dziwić. Święcące buty dla chłopca? Proszę bardzo.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Rozpromieniony Anakin na bluzie to też już zagranie stare jak świat.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

To samo działo się w sklepach z elektroniką.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Gier komputerowych ze Stars Wars nikt by nie zliczył. Na stoisku spotkałem grupkę chłopaków. W co grali? Nietrudno się domyślić.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Po takim maratonie każdy byłby tak skołowany, że nawet mikrofalówka nowej generacji emanowałaby ciemną stroną mocy.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Miałem dość. Wyszedłem na świeże powietrze. Atak nie ustawał. Star Wars dopadło mnie nawet na stacji benzynowej.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Po paru godzinach wbiegłem zziajany do domu. Zamknąłem drzwi na kilka zasuwek. Otworzyłem lodówkę. Star Warsów nie było. Sukces odtrąbiłem jednak za wcześnie. Zjadłem co nieco i podniesiony na duchu poszedłem wyrzucić śmieci. Chociaż moja mała ojczyzna jest wolna od hordy wygłodniałych waluty speców od reklamy - pomyślałem. Przeliczyłem się. Spece mieli wtyki nawet wśród quasi-artystycznych wandali. Kosz wyrzuciłem. Uciekłem. Moc zostawiłem za sobą.

Star WarsStar Wars Gazeta.pl

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

Więcej o: