Do tej pory należącymi do Skarbu Państwa gruntami w rejonie Kasprowego Wierchu zarządzał Tatrzański Park Narodowy (TPN). Za kilka miesięcy pieczę nad m.in. kolejką linową na Kasprowy Wierch czy wyciągami krzesełkowymi na halach Goryczkowej oraz Gąsienicowej przejmie starosta tatrzański. Władze powiatu czekają na odpowiedni wpis do ksiąg wieczystych.
Starosta tatrzański Piotr Bąk już zapowiedział, że ustali nowe warunki dzierżawy budynków i kolejek linowych. Mają one być „znacznie korzystniejsze dla Skarbu Państwa niż dotąd, kiedy PKL płaciły za dzierżawę TPN”. W praktyce oznacza to znaczące podniesienie opłat.
Kolejka na Kasprowy w „polskie ręce”?
Ruch starosty może oznaczać początek zapowiadanego powrotu kolejki linowej na szczyt Kasprowego Wierchu oraz wyciągów krzesełkowych na Hali Goryczkowej i Gąsienicowej „w polskie ręce”, który w kampanii wyborczej zapowiadali prezydent Andrzej Duda oraz prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Starostwo tatrzańskie podkreślało z kolei, że użytkowanie Kasprowego Wierchu przez obcą spółkę może zagrażać obronności kraju, ponieważ szczyt znajduje się na granicy polsko-słowackiej.
Grunty na Kasprowym Wierchu dzierżawią dziś sprywatyzowane Polskie Koleje Linowe, których 99,77 proc. udziałów kontroluje luksemburska spółka Altura. Zgodę na przejęcie za 215 mln zł wydał rząd PO-PSL.
Wcześniej PiS mówił o unieważnieniu prywatyzacji PKL oraz odkupieniu ich od luksemburskiej spółki np. przez Lasy Państwowe
PKL nadal chcą inwestować w kolejki
Mimo niechęci rządu i samorządu sprywatyzowane Polskie Koleje Linowe nie zmieniają podejścia do kolejek linowych w rejonie Kasprowego Wierchu. Spółka informuje, że prowadzi ze starostą tatrzańskim rozmowy, których celem jest przedłużenie ważności umów ich dzierżawy o co najmniej 10-15 lat. Tyle bowiem – zdaniem PKL – potrwa realizacja niezbędnych inwestycji.
Chodzi m.in. o wymianę wyeksploatowanej kolei krzesełkowej na Hali Goryczkowej oraz montaż systemu dośnieżania w tym miejscu. Planowane inwestycje mają kosztować ponad 60 mln zł.
Zobacz także WIDEO:"S" chce ograniczyć handel w niedziele. "Można mówić o kilkudziesięciu tysiącach ludzi, którzy stracą pracę"