5 mln diesli w Niemczech do poprawki. Do tego wzdłuż niemieckich autostrad mają powstać stacje dla pojazdów elektrycznych

Marcin Kaczmarczyk
VW, Daimler i BMW, w obecności rządowych przedstawicieli, podpisali na nadzwyczajnym spotkaniu w Berlinie zobowiązanie do bezpłatnego usunięcia z samochodów oprogramowania fałszującego dane o emisji spalin. Mają też bardziej zaangażować się w rozwój transportu elektrycznego.

Trzech dużych niemieckich producentów samochodów zobowiązało się do bezpłatnego usunięcia z samochodów sprzedanych w Niemczech nielegalnego oprogramowania, które zmniejszało emisję spalin (głównie szczególnie szkodliwych tlenków azotu) w trakcie testów. To kolejna odsłona największej w historii przemysłu motoryzacyjnego afery zwanej pod nazwą Dieselgate i o której świat usłyszał po raz pierwszy we wrześniu 2015 roku.

Do warsztatów za naszą zachodnią granicą ma trafić 5 mln diesli – w tym 2,5 mln samochodów Volkswagena, w których już ponoć były przeprowadzane modyfikacje mające na celu zmniejszenie rzeczywistej emisji spalin.

- Przemysł motoryzacyjny jest świadomy, że stracił wielkie pokłady zaufania – czytamy w oświadczeniu VDA, niemieckiego stowarzyszenia przemysłu motoryzacyjnego. – My musimy – i tego chcemy – pracować nad jego odzyskaniem. To jest najważniejsze dla naszej branży, naszych interesów i interesów naszych klientów oraz pracowników, jak również naszego kraju.

Czytaj więcej: Nowy przekręt spalinowy Audi i w to Niemczech. Minister wzywa na dywanik szefa Volkswagena.

Od modyfikacji oprogramowania po szybkie ładowarki przy autostradach

Naprawy w nowszych dieslach wiadomo, że mają się ograniczyć do modyfikacji samego oprogramowania sterującego pracą silnika. W starszych to może nie wystarczyć. Celem zapowiadanych modyfikacji ma być redukcja emisji tlenków azotu średnio aż o 25-30 proc. Tak zapisano w podpisanym porozumieniu.

Koncerny twierdzą ponadto, że są w stanie przeprowadzić te modyfikacje w ten sposób, aby nie wpłynęły one negatywnie na osiągi samochodów, ich zużycie paliwa oraz trwałość silników.

W porozumienie firmy zobowiązały się ponadto do wsparcia rozwoju tego czegoś, co nasz minister Morawiecki nazywa elektromobilnością. Nie tylko będą koncentrowały się nad rozwojem samochodów elektrycznych, ale również by zachęcić do nich Niemców, wspomogą budowę wzdłuż niemieckich autostrad sieci stacji szybkiego ładowania.

Czytaj więcej: Po Francji czas na Wielką Brytanię. Brytyjski rząd chce zakazu rejestracji aut spalinowych.

Idealne rozwiązanie dla wielu

Porozumienie, które podpisano w Niemczech wydaje się, że zadowala wiele stron. Koncernom pozwala powoli wyciszać aferę bez ponoszenia kolejnych wielkich kosztów w postaci np. kolejnych dużych odszkodowań. Mogą też nadal, co ma ogromne znaczenie, do czasu, kiedy rozpędzi się sprzedaż elektrycznych samochodów, sprzedawać diesle. W ubiegłym roku znalazły się one w aż 46 proc. aut sprzedanych w Niemczech.

Klienci również powinni być zadowoleni. Jeszcze przez chwilę będą mogli kupować samochody ze sprawdzonym rozwiązaniem, nie tak drogie, jak wprowadzane na rynek dopiero pojazdy elektryczne.

Cieszy się też Angela Merkel. Mniej niż dwa miesiące przed wyborami może przedstawić się jako osoba, która doprowadziła do rozwiązania afery Dieselgate w Niemczech. Z jednej strony samochody będą mniej truć, a w przyszłości nawet w ogóle. Z drugiej nie został poważnie zraniony przemysł, w którym pracuje około 800 tys. Niemców i który odpowiada za więcej niż połowę niemieckiej nadwyżki w eksporcie.

Tekst pochodzi z blogu “Giełda i gospodarka.pl”

Więcej o: