Najnowszy projekt „ustawy frankowej” zakłada m.in. utworzenie tzw. Funduszu Restrukturyzacyjnego. Każdy bank co kwartał zasilałby go kwotą stanowiącą 0,5 proc. wartości bilansowej portfela kredytów. Szacuje się, że rocznie cały sektor wyłożyłby maksymalnie 3,2 mld zł. Jednocześnie banki miałyby występować wobec klientów z „kompromisowymi” propozycjami przewalutowania kredytów walutowych (czy jak mówią niektórzy frankowicze - „pseudowalutowych”) na klasyczne kredyty w złotych. Nie byłoby żadnych odgórnych zasad przewalutowywania - każdy bank uzgadniałby to sam z klientami.
A po co pieniądze w Funduszu Restrukturyzacyjnym? Miałyby one zostać przeznaczone na „zrefundowanie” bankom różnicy między wartością kredytów przed i po restrukturyzacji. Do pośpiechu miałby motywować fakt, że przez pół roku każdy bank miałby pierwszeństwo w wykorzystywaniu swojej składki do Funduszu Restrukturyzacyjnego, później trafiałaby ona do wspólnej puli. Innymi słowy - jeśli banki będą przewalutowywać kredyty, to nie stracą składki. Jeśli będą się ociągać - de facto finansowałyby przewalutowywania u konkurencji.
Projekt zakłada również zmiany w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców tak, aby był on łatwiej dostępny. Z FWK mogą obecnie skorzystać osoby nieradzące sobie ze spłatą kredytu. Pomoc polega na tym, że Fundusz za kredytobiorcę pokrywa 18 rat, maksymalnie w kwocie 1,5 tys. zł, a ten potem tę pomoc (nieoprocentowaną) Funduszowi przez następnych 8 lat po trochu zwraca. W wersji Dudy pomoc Funduszu ma być rozłożona nawet na 36 miesięcy, dotyczyć rat nawet do 2 tys. zł, a kredytobiorcy dostaliby na zwrot wsparcia nawet 12 lat. Poluzowane zostałyby też zasady wnioskowania o pomoc z FWK - np. kredytobiorca musiałby wydawać na ratę 50 proc. miesięcznych dochodów, a nie 60 proc. jak obecnie.
Projekt Dudy zakłada też, że z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców wypłacona mogłaby zostać jednorazowa, nieoprocentowana pożyczka dla kredytobiorców walutowych, którzy sprzedadzą swoje mieszkanie, ale z otrzymanych pieniędzy nie daliby rady w całości spłacić kredytu. To właśnie problem wielu frankowiczów - ich zadłużenie w przeliczeniu na złote bywa nadal wyższe od wartości mieszkania, a to uniemożliwia jego sprzedaż.
Ustawa mogłaby wejść w życie już od początku 2018 r. Na pośpiech liczy Kancelaria Prezydenta - poprzedni pomysł Dudy utknął w Sejmie rok temu.
Niemal równo rok temu do sejmowej Komisji Finansów Publicznych przekazany został poprzedni projekt „ustawy frankowej” prezydenta Dudy. Ten zakładał zwrot kredytobiorcom części tzw. spreadów walutowych, czyli różnicy pomiędzy rynkowym kursem franka a kursem stosowanym przez banki do przeliczania salda zadłużenia i poszczególnych rat. Przez 12 miesięcy jednak z Komisji projekt ten nie wyszedł dalej. I mówi się na sejmowych korytarzach, że nie wyjdzie nigdy, chyba że na śmietnik. Podobnie jak dwa alternatywne pomysły, które analizowała Komisja - autorstwa PO i Kukiz’15, zakładające systemowe przewalutowanie po z góry ustalonych kursach niższych od dzisiejszych.
Choć żaden klub nie wnioskował w piątek za odrzuceniem najnowszego projektu ustawy frankowej, to opinie o nim nie są szczególnie pozytywne. Poseł PiS Łukasz Schreiber mówił, że chociaż projekt może pomóc niektórym osobom, to nie rozwiązuje bardzo wielu problemów. Jego partyjny kolega Janusz Szewczak pytał, czy warto tworzyć prawo, którego nikt nie chce (banki z oczywistego powodu, frankowicze - bo oczekują znacznie dalej idących rozwiązań).
Opozycja zarzuca z kolei prezydentowi złamanie obietnic wyborczych. Duda w kampanii zapowiadał bezlitosne rozprawienie się z frankami, tymczasem kolejne jego propozycje są coraz bardziej ugodowe. Zresztą sam prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił ponad pół roku temu, że nie ma szans na wprowadzenie ustaw, które mocno uderzyłyby w sektor bankowy.
Prezydencki minister Paweł Mucha ostrzegał w piątek w Sejmie, że jeśli okaże się, że mechanizmy zawarte w ustawie są niewystarczające, to Kancelaria będzie „starała się przedstawiać kolejne mechanizmy”. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że ten straszak już w zasadzie nikogo nie rusza.
Tymczasem środowiska frankowe, skupione m.in. w Stowarzyszeniu „Stop Bankowemu Bezprawiu”, też oczywiście nie odpuszczają. W piątkowym oświadczeniu przypomnieli Dudzie obietnicę z sierpnia 2016 r. - gdy dał bankom rok na rozpoczęcie dobrowolnych przewalutowań, a potem miał im dokręcić śrubę. Nic takiego się jednak nie stało.
Prezentowany projekt w żaden sposób nie zmusza banków do wykonywania umów zgodnie z prawem i w zgodzie z prawomocnymi wyrokami. Projekt ten nie rozwiązuje również problemu gigantycznych strat jakie ponosi budżet Państwa i Polskie społeczeństwa z tytułu funkcjonowania tych umów. Według raportu Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych polscy obywatele tracą rocznie z tytułu nieuczciwych kredytów około 22 mld złotych. Natomiast ubytek podatkowy budżetu państwa z tego tytułu wynosi 3,85 mld zł. Dużo dotkliwsze są negatywne skutki społeczne. Najważniejsze z nich wymienione zostały w Raporcie sporządzonym na zlecenie Kancelarii Prezydenta: niższa dzietność, pogorszenie zdrowia obywateli, rozpady rodzin, rozwody
- pisze o najnowszym projekcie Stowarzyszenie „Stop Bankowemu Bezprawiu”.
SBB dostrzega jednak w nowym Funduszu Wsparcia Kredytobiorców możliwość pomocy dla niektórych frankowiczów. Proponuje jednak zniesienie wszelkich kryteriów ograniczających możliwość skorzystania z funduszu.
W czwartek z kolei Stowarzyszenie zaapelowało o stworzenie Sejmowej Komisji Śledczej ds. „Afery Frankowej”.
***