Paliwowa spółka podała, że jest bliżej budowy morskiej farmy wiatrowej. - Ponad 20 firm zgłosiło się do przetargu PKN ORLEN na wykonanie koncepcji technicznej projektu budowy morskich farm wiatrowych na Bałtyku - poinformował Orlen.
Zwycięzca przetargu zbuduje infrastrukturę techniczną, pomiarowo-badawczą i serwisową, która będzie wykorzystywana na wszystkich etapach inwestycji (przygotowawczym, realizacyjnym i eksploatacyjnym). Orlen podał też, że prowadzi teraz dialog techniczny z oferentami, powołał też specjalny zespół do tego projektu.
Łączna moc planowanej farmy wiatrowej ma wynieść 1200 MW. To całkiem sporo. Największa polska elektrownia w Bełchatowie dysponuje mocą 5472 MW i jest pod tym względem bezkonkurencyjna, ale już druga w rankingu Elektrownia Kozienice ma 2941 MW mocy, a trzecia Elektrownia Połaniec niespełna 1882 MW - na tym tle 1200 MW wygląda już całkiem nieźle.
Po co firmie paliwowej wiatraki? W marcu, kiedy Orlen informował, że rozważa ich budowę i ogłaszał przetarg, przedstawiciel spółki tłumaczył to tak:
- Zainicjowanie projektu w zakresie farm wiatrowych jest zgodne zarówno z naszymi założeniami strategicznymi, jak też planami rozwoju polskiej gospodarki w kierunku rozwiązań niskoemisyjnych. Liczymy na duże zainteresowanie w ramach postępowania przetargowego ze strony rodzimych kontrahentów - mówił Marcin Wasilewski, Dyrektor Wykonawczy ds. Energetyki w PKN ORLEN.
Orlen nie jest zresztą jedyną polską firmą, która zainteresowana jest budowaniem farm wiatrowych na morzu. O podobnym pomyśle mówiła PGE, która ma w planach nieco mniejszą inwestycję, o mocy około 1000 MW, zresztą PGE informowała, że stawia na technologie niskoemisyjne, szczególnie farmy wiatrowe. Wiatraki na Bałtyku stawiać chce też Polenergia, prywatna spółka należąca do Kulczyk Holding, która przy tym projekcie ma współpracować ze Statoilem. Farma wiatrowa Polenergii miałaby dysponować mocą 1200 MW.
Orlen w czwartek był w centrum zainteresowania inwestorów na GPW. Akcje spółki mocno traciły, nawet ponad 4 proc. Nie bez powodu. Rynek wystraszyła informacja Reutersa, który donosi, powołując się na swoje anonimowe źródła, że to Orlen, a nie PGE, może mieć wiodącą rolę przy budowie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.
Taka inwestycja pochłonie ogromne pieniądze (minister energii szacował jej koszt na nawet 70-75 mld zł), nic więc dziwnego, że negatywnie wpłynęła na kurs spółki. PGE zamiast atomem, miałoby natomiast zająć się budową morskich farm wiatrowych.
Gdyby informacje Reutersa miały się potwierdzić, oznaczałoby to, że Orlen, poza niezwykle kosztownym projektem jądrowym, miałby zająć się także energią z wiatru, do czego przecież dochodzi niemałe wyzwanie związane z przejęciem Lotosu. Jest tego sporo.
Tymczasem po południu agencja ISB podała, powołując się na swoje źródło, że Orlen nie będzie liderem w projekcie budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej.
Poprosiliśmy PKN Orlen o komentarz w tej sprawie. - Odnosząc się do medialnych spekulacji na temat rzekomego zaangażowania PKN ORLEN jako lidera w projekt budowy elektrowni atomowej, stanowczo podkreślamy, że obecnie rozpatrywanymi przez PKN ORLEN projektami inwestycyjnymi są: przejęcie kapitałowe Grupy LOTOS, rozwój petrochemii oraz farmy wiatrowe na Bałtyku - odpowiedziało nam biuro prasowe spółki.
Wydaje się więc, że przejęcie przez Orlen głównej roli w budowie elektrowni atomowej jak na razie nie wchodzi w grę.
Ostatecznie Orlen zakończył czwartkową sesję giełdową 1,85 proc. na minusie, PGE zyskała ponad 6 proc.