Będzie kolejny protest? "Guma do żucia jest droższa niż kilogram jabłek na soki". Jedna guma

16-18 groszy w porywach do 20 groszy, na taka cenę mogą liczyć dziś sadownicy, którzy chcą sprzedać jabłka przemysłowe na soki. Ceny są niższe o ponad 70 procent w porównaniu z 2017 rokiem.

- Guma do żucia jest droższa niż kilogram jabłek przemysłowych - mówi nam Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.

Polskie ceny najniższe na świecie

We wrześniu może być jeszcze taniej, bo dopiero teraz na dobre startuje skup tych owoców. Niska cena według sadowników nie pozwala nawet na pokrycie kosztów zbioru owoców, nie mówiąc już o kosztach produkcji.

- Takich cen nie ma nigdzie na świecie. Zwracam się, więc z apelem o opamiętanie się wszystkich, którzy w tym biznesie działają: przetwórców, skupów, firm handlowych, grup producenckich i niektórych sadowników. Tak dalej nie można działać - dodaje Maliszewski.

Sadownicy mają pretensję do przetwórców, ale przyczyną takiej sytuacji są między innymi rekordowe zbiory. W ubiegłym roku sytuacja była diametralnie inna, bo zbiory były najniższe od 2010 roku, co wynikało ze strat, jakie wyrządziły przymrozki.

- W efekcie ceny jabłek zarówno przemysłowych jak i deserowych w ubiegłym roku były bardzo wysokie. W tym roku warunki były wyjątkowo korzystne dla owoców. W konsekwencji tegoroczne zbiory jabłek będą najprawdopodobniej najwyższe w historii, co oczywiście znajdzie odzwierciedlenie w niskich cenach - mówi Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole.

Trochę lepiej, ale wciąż dramatycznie jest jeśli chodzi o jabłka deserowe, czyli te, które trafiają na półki sklepowe. Tutaj cena za kilogram w hurcie to 60 groszy za kilogram. To również spadek o kilkadziesiąt procent.

Czytaj też: Rolnicy ostrzegają przed chlebem po 10 zł. Eksperci: będzie drożej, ale nie aż tak

Sadownicy straszą protestami

Ceny jabłek przemysłowych ostatnio były tak niskie, gdy Władimir Putin w 2014 roku nałożył sankcje na polską żywność. Należy jednak pamiętać, że wtedy uruchomione zostały działania na rzecz wycofania części owoców z rynku. Dziś sadownicy mają żal do premiera, że nie chce się z nimi spotkać. Już na początku lipca napisali list do szefa rządu, dziś rozważają serię protestów.

- Jesteśmy w stanie szybko zwołać kilka tysięcy ludzi i pojechać pod konkretny zaniżający ceny zakład przetwórczy, czy punkt skupu. (…) Takie głosy są powszechnie wypowiadane, więc je publicznie przedstawiam. Taki scenariusz byłby chyba najgorszym! - zaapelował Mirosław Maliszewski Prezes Związku Sadowników RP.

Problemem według ekspertów jest także to, że polscy sadownicy wciąż nie poradzili sobie ze skutkami rosyjskiego embarga.

- Produkowane w Polsce odmiany jabłek w dużej części są bowiem dedykowane konsumentom zza wschodniej granicy i nie cieszą się zainteresowaniem na innych rynkach. To dodatkowo potęgować będzie skutki nadpodaży. Choć sami sadownicy twierdzą, że to producenci soków dyktują tak niskie ceny - dodaje Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole.

Rolnicy mają nadzieję, że pomoże im rynek chiński. Tam zbiory jabłek były bardzo niskie i producenci będą potrzebować jabłek z importu.

Zbigniew Grycan: Dobrze mi się wiodło, bo przede wszystkim dbałem o jakość swoich produktów [NEXT TIME]

Więcej o: