Od początku stycznia do 19 sierpnia samoloty cywilne spóźniły się łącznie o 14,1 mln minut. To aż o 123 proc. więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku.
Najnowsze dane dotyczące szczytu sezonu wakacyjnego, czyli okresu od 1 do 19 sierpnia, również nie napawają optymizmem. Ruch lotniczy w tym czasie był o 3,5 proc. większy niż rok temu. Natomiast spóźnienia wzrosły o 105 proc., a więc do 2,2 mln minut. Z ogólnej liczby niemal 652 tys. lotów zrealizowanych przez niecałe pierwsze trzy tygodnie sierpnia, aż 21 proc. było opóźnionych.
Średnio opóźnienie wynosiło 20 minut. A w wypadku 48 proc. opóźnionych lotów było dłuższe niż kwadrans. Najbardziej spóźnił się samolot, który wzbił się w powietrze 13 sierpnia – aż 293 minuty. Eurocontrol nie podaje na którym połączeniu doszło do tego wyjątkowego rekordu.
To wcale nie przez strajki
Wydawać by się mogło, że tak potężny wzrost spóźnień w lotnictwie cywilnym wynika głównie ze strajków. Wszyscy pamiętamy np. o sierpniowych protestach pilotów i personelu pokładowego w Ryanair. Poważne perturbacje wywołały też np. strajki w liniach Air France w pierwszej połowie roku oraz protesty kontrolerów ruchu we Francji i we Włoszech.
Ale to wszystko, paradoksalnie, nie jest największym problemem. W sierpniu główną przyczyną opóźnień były problemy związane z ograniczoną liczbą miejsc w samolotach i na lotniskach oraz z brakiem personelu – odpowiadały za 60,3 proc. opóźnień. Kolejne 37,1 proc. opóźnień wynika z pogody. I tylko 2,6 proc. spóźnionych połączeń zostało spowodowanych przez strajki personelu lub inne wyjątkowe zdarzenia w rodzaju awarii samolotu.
W całej pierwszej połowie roku - od stycznia do 19 sierpnia - strajki były bardziej odczuwalne niż tylko w sierpniu. Odpowiadały za 15,9 proc. opóźnionych połączeń. Ale to i tak nie jest największy problem cywilnego lotnictwa.
Czytaj więcej: Boeing pokazał pierwszy obrazek z samolotem pasażerskim, który poleci pięć razy szybciej od dźwięku.
Z danych udostępnionych przez Eurocontrol wynika, że możliwości całej światowej sieci połączeń lotniczych zaczynają nie nadążać za potrzebami. Lotniska są za małe. Dotyczy to nie tylko tak podstawowych rzeczy jak liczba pasów startowych, miejsca postojowe dla samolotów czy wielkość terminali, lecz także szeroko rozumianej ich infrastruktury, w rodzaju np. parkingów na samochody (przez ich małe rozmiary ogranicza się np. ruch na niektórych angielskich lotniskach).
„Financial Times” pisał niedawno również o tym, że rosnący ruch lotniczy zaczyna być wyzwaniem dla osób, które planują połączenia. Liczba rzeczy, którą muszą uwzględnić, zaczyna przekraczać ich możliwości.
No i przy tym wszystkim brakuje wykwalifikowanego personelu – zarówno pilotów, jak i wielu osób niezbędnych do tego, by cały transport lotniczy mógł dobrze funkcjonować.
Wnioski? Branża potrzebuje wielkich inwestycji – w tym zarówno w rozbudowę lotnisk, jak i np. w nowoczesne systemy sztucznej inteligencji do planowania połączeń. Na to potrzeba pieniędzy i czasu. Z tego wynika, że powinniśmy się raczej przyzwyczaić do dłuższego czekania na lotniskach. Opóźnienia nie znikną szybko.
Tekst pochodzi z bloga PortalTechnologiczny.pl.
Tydzień na Gazeta.pl. Tych materiałów nie możesz przegapić! SPRAWDŹ