Szkodliwość palenia dla zdrowia nie podlega dyskusji. Według pracodawców palenie jest też szkodliwe dla gospodarki, gdyż przynosi duże straty przedsiębiorcom. Według badania przeprowadzonego w ramach programu „Firma wolna od tytoniu” (prowadzonego przez Państwowy Zakład Higieny i Pracodawców RP) ponad połowa firm uważa, że palenie oznacza dla nich straty.
Według pracodawców palacze są w stosunku do niepalących uprzywilejowani. Niepalący mają bowiem mniej przerw w pracy, przez co pracują dłużej. Taką opinię podzielała połowa z 2051 przebadanych w ramach badania zleconego w ramach projektu „Firma wolna od tytoniu” pracodawców. Według PZH palacz w ciągu roku pracuje o 24 dni krócej niż niepalący pracownik.
- Jak zawsze chodzi o pieniądze. Przerwy na papierosa to marnowanie czasu przeznaczonego na pracę – twierdzi szef Pracodawców RP Andrzej Malinowski.
Faktem jest jednak, co wynika choćby z brytyjskich badań dla agencji Public Health England, że dla pracodawców istnieją koszty związane z paleniem – palacze częściej chorują (choćby w zimie łatwo mogą złapać przeziębienie wychodząc z pracy na papierosa). A to oznacza wymierne koszty dla firm związane z koniecznością zapewniania zastępstw czy opłacania chorobowego.
Wśród sposobów na walkę z nałogiem pojawiają się propozycje, by palacze byli kierowani na terapie antynikotynowe. Ma się to firmom opłacić, gdyż z badań Banku Światowego wynika, że dolar zainwestowany w zdrowie w tym zakresie, przynosi 7 dolarów zysku.
Czytaj więcej: Ministerstwo Cyfryzacji rezygnuje z dyskusyjnego pomysłu. Rejestru stron zakazanych nie będzie
Pracodawcy najchętniej wydłużyliby palaczom czas pracy o ten, który spędzili na paleniu w godzinach pracy. Są też skłonni ewidencjonować przerwy na papierosa.
Warto się też jednak zastanowić - na co zwraca uwagę cytowany przez Money.pl Filip Konopczyński, ekspert Fundacji Kaleckego - nad tym, że podejście do problemu palenia od strony przerw w pracy niekoniecznie oddaje całość zjawiska i ma też ciemną stronę.
- Jest to behawioralne podejście do pracy, które dobrze wygląda na uproszczonych modelach quasi ekonomicznych. W ten sposób można wyliczyć, że wyjście do toalety, przerwa na napicie się wody bądź kawy ogranicza czas, który pracodawca kupuje od pracownika. Jednak takie kalkulacje oparte są na fałszywych założeniach – mówił Filip Konopczyński.
Czytaj więcej: Burberry kończy z paleniem niesprzedanych produktów. Protesty podziałały
Faktycznie, nie trzeba być ekspertem, by zauważyć, że człowiek nie jest jednakowo wydajny przez cały czas pracy i potrzebuje krótszych czy dłuższych przerw (co uwzględnia prawo pracy). Różny jest też charakter pracy. Praca przy komputerze wiąże się np. z dodatkową pięciominutową przerwą po każdej przepracowanej godzinie, a ustawodawca nie precyzuje jak te kilka minut wykorzystywać. W przypadku zadaniowego trybu pracy w ogóle zaś nie można mówić o tym, że palenie wpływa na wyniki w jakikolwiek sposób jeżeli zadania są realizowane.
Zdaniem Filipa Konopczyńskiego akcja „Firma wolna od tytoniu” wpisuje się w trend naciskania na coraz większą efektywność pracy, co może prowadzić do niechlubnych praktyk ograniczania pracownikom dostępu do toalet czy innym podobnych praktyk. Jego zdaniem o wiele lepszym i bardziej motywującym sposobem byłoby skrócenie czasu pracy niepalącym zamiast wydłużać go palaczom. Oznaczałoby to, że niepalący mógłby wcześniej wyjść do domu i mieć więcej czasu dla siebie.
Tydzień na Gazeta.pl. Tych materiałów nie możesz przegapić! SPRAWDŹ