Projekt dyrektywy zaproponowała w październiku 2016 roku Komisja Europejska. W lipcu tego roku dyrektywa została odrzucona wynikiem głosowania 318 do 278. Do przepisów zaproponowano więc ponad 250 poprawek i w drugim głosowaniu dyrektywa przeszła.
- Jestem bardzo zadowolony, że pomimo intensywnego lobbowania przez internetowych gigantów, mamy w Parlamencie Europejskim większość, popierającą zasadę uczciwej zapłaty dla europejskich twórców - powiedział po głosowaniu Axel Voss (EPP, DE) odpowiedzialny za prace nad tekstem.
Jego zdaniem na temat nowych przepisów toczyła się ożywiona debata. - Wierzę, że uważnie wysłuchaliśmy wszystkich podniesionych argumentów. Dlatego też odnieśliśmy się do obaw związanych z innowacyjnością, wykluczając małe i mikro-firmy oraz agregatorów z zakresu stosowania dyrektywy. Jestem przekonany, że za kilka lat, internet będzie tak wolny jak jest teraz, za to twórcy i dziennikarze będą zarabiali uczciwą część wpływów wygenerowanych przez własną pracę - dodał.
Tekst dyrektywy, jak napisano w komunikacie Parlamentu Europejskiego "zawiera przepisy mające na celu zapewnienie przestrzegania prawa autorskiego bez nieuzasadnionego ograniczania wolności słowa, która stała się podstawą internetu. Dlatego też, zwykłe dzielenie się hiperłączami do artykułów, wraz z "pojedynczymi słowami" do ich opisania, będzie wolne od ograniczeń praw autorskich."
Celem nowego prawa jest taka zmiana zasad publikowania i monitorowania treści w internecie, by więcej na tym zarabiali twórcy, artyści i wydawcy.
Kluczowe zapisy nowej dyrektywy znajdują się w artykułach 11 i 13. Pierwszy z nich ma znacząco ograniczyć możliwość rozpowszechniania w internecie materiałów prasowych bez uiszczenia stosownych opłat licencyjnych wydawców. Mówiąc krótko – nie masz umowy z wydawcą, to nie możesz publikować jego zdjęć i artykułów w sieci. Krytycy nazywają ten zapis „podatkiem od linków”.
Artykuł 13 natomiast przenosi odpowiedzialność za udostępnianie chronionych prawem autorskim treści z użytkowników platform społecznościowych na ich właścicieli. W praktyce oznacza to więc, że Google lub Facebook muszą sięgnąć po filtry, które będą usuwały nielegalne treści – podobne rozwiązanie działa już na YouTube.
Wydawcy i twórcy są za
Wydawcom i wielu twórcom nowe prawo się podoba. - Art. 11 dyrektywy jest kłamliwie przedstawiany jako próba ograniczenia wolności internetu i wprowadzający „podatek od linków". W rzeczywistości przepis rozstrzyga tylko i wyłącznie o przyznaniu wydawcom prasy tzw. praw pokrewnych, które wzmocnią szanse dziennikarzy i innych twórców na uzyskanie uczciwych płatności za wykorzystywane w internecie treści – argumentował np. Bogusław Chrabota, dyrektor Izby Wydawców Prasy i redaktor naczelny "Rzeczpospolitej".
A Rafał Kownacki, zastępca dyrektora generalnego Stowarzyszenia Autorów ZAiKS w rozmowie z "Kulturą Liberalną" bronił art. 13., mówiąc, że obecny stan rzeczy prowadzi do wielkich strat twórców.
- O ile przychody generowane przez reklamy przysporzą platformie Youtube 15 miliardów dolarów w 2018 roku, to wynagrodzenia autorskie wypłacone w tym samym czasie będą zbliżone do poziomu roku ubiegłego, czyli 200 milionów dolarów. Zatem, platforma internetowa, której konsumenci w 60 procentach korzystają z niej dla dostępu do wideoklipów, dzieli się z twórcami jedynie 1,33 procent swojego przychodu reklamowego - mówił.
Mniej prawa dla internautów?
Przyjęta przez Parlament Europejski dyrektywa o prawach autorskich w internecie miała też wieku krytyków – związanych między innymi z dużymi i znanymi firmami internetowymi, wśród nich jest Wikipedia i YouTube.
Argumentowali oni, że nowe prawo w praktyce utrudni internautom dzielenie się informacjami oraz zdobyczami kultury na zasadach dozwolonego użytku (cytatu), a także może ograniczyć dostęp do dzieł, które nie podlegają ochronie prawa autorskiego.
Część tych obaw została oddalana. W tekście dyrektywy uściślono, że niekomercyjne encyklopedie online takie jak Wikipedia oraz platformy oprogramowania open source, takie jak GitHub, będą automatycznie wyłączone z wymogu przestrzegania praw autorskich
Były też głosy krytyczne, że zawarte w nowej dyrektywie regulacje będą faworyzowały duże podmioty, które stać będzie na wdrożenie nowych koniecznych filtrów w serwisach internetowych oraz opłacenie niezbędnych licencji.
Jedno jest pewne. Głosowanie we wtorek w Parlamencie Europejskim nie kończy prac na uregulowaniem praw autorskich w internecie. Teraz projekt dyrektywy trafi do Rady Unii Europejskiej, gdzie będą nad nim pracowali przedstawiciele państw. Finalnie więc może się bardzo różnić od tego, co przyjęli europosłowie i najwcześniej wejdzie w życie gdzieś z początkiem przyszłego roku - to scenariusz optymistyczny.