15 marca kończy się zimowa przerwa na budowach dróg. I pojawia się pytanie: czy wszyscy wykonawcy wrócą dokończyć inwestycje. Włoskie firmy - dwie z czterech działających w tym sektorze w naszym kraju - żądają od Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad dodatkowych pieniędzy - aż 1,2 mld zł. GDDKiA nie ma zamiaru płacić i mówi, że może nałożyć na te firmy kary, m.in. za opóźnienia w realizacji inwestycji.
Rząd powiedział jasno: nie będziemy tak po prostu dopłacać każdemu, kto przyjdzie
- mówi Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Jego zdaniem dopłata żądanych 1,2 mld zł nie jest możliwa.
Włoskie firmy powołują się na wzrost kosztów robocizny i materiałów. Jak podkreśla ekspert, inne firmy działają na polskim rynku w takich samych warunkach, ale realizują kontrakty w terminie, a nawet szybciej.
Większość inwestycji włoskich jest spóźniona. Oni dawali rażąco niskie ceny, wysyłali oczywiście oświadczenia, że dysponują wiedzą, że dysponują sprzętem, pracownikami, no tak naprawdę nie było tych pracowników. Potem zaczęły się rozpaczliwe próby poszukiwania firm podwykonawczych
- opowiada Adrian Furgalski.
Jak podała pod koniec lutego GDDKiA, żądania Włochów wyglądają następująco:
Czytaj też: Firma Astaldi wydała oświadczenie, zarzuca GDDKiA publikowanie nierzetelnych informacji
Nie wiem, czy to jest taka gra, że jest okres wyborczy, więc sobie firmy myślą: żaden rząd nie będzie chciał mieć problemu na budowach, że firmy schodzą. Mówimy o kluczowych bardzo często inwestycjach, jak na przykład autostrada A1 przez Śląsk, czyli obwodnica Częstochowy realizowana przez firmę Salini
- zastanawia się ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Jakie jeszcze odcinki dróg są kierowcy mogą dostać z opóźnieniem? Co z rosnącym problemem braku chętnych na budowę dróg lokalnych? Zobacz całą rozmowę z Adrianem Furgalskim: