Sukces Bitcoina z 2017 r. sprawił, że na rynku pojawiło się wiele nowych kryptowalut, które miały zastąpić go i przynieść milionowe zyski. Rzeczywistość coraz częściej zaczyna brutalnie weryfikować śmiałe projekty. Tak przynajmniej okazało się w przypadku DasCoina, którego wartość obecnie wynosi mniej niż 1 cent. Za sprawą inwestycji w kryptowalutę tysiące osób straciły miliony złotych. Jej sprawa jest jednak dużo poważniejsza, gdyż istnieją podejrzenia, że była piramidą finansową. - Model biznesowy DasCoina opierał się na sprzedawaniu licencji. Kosztowały one od 100 do 25 tys. euro. Za zachęcenie kogoś do wpłaty twórcy systemu dzielili się zyskiem - pisze DGP.
DasCoin piramidą finansową. Ostrzegał o tym UOKiK, a CBŚ interesowała się spółką
Model firmy polegał na sprzedawaniu licencji upoważniającej do wydobywania wirtualnych pieniędzy. Można je było później wymieniać na realne waluty. Kryptowaluta kosztowała od 100 do 25 tys. euro, ale osoby polecające nowych członków otrzymywały wynagrodzenie. Co ciekawe, twórcy DasCoina sami ustalali jej aktualne kursy, co jest niezgodne z definicją kryptowaluty mającej być zdecentralizowaną jednostką monetarną.
Czytaj także: Bitcoin staniał o ok. 1000 dolarów w pół godziny. Szok w świecie kryptowalut
Przed DasCoinem ostrzegały swego czasu Urząd Ochrony Klienta i Konsumenta oraz fundacja Trading Jam. - Celem singapurskiej firmy CL, który umożliwia jej istnienie jest lawinowy wzrost liczby nowych członków. Oznacza to napływ gotówki do pomysłodawców i głównych „naganiaczy”. Prędzej czy później taki duży wzrost użytkowników się kończy i system przestaje działać. Konsumenci zostają z pustym kontem i wielkimi obietnicami - tłumaczył prezes UOKiK, Marek Niechciał.
W 2018 r. całą sprawą zainteresowało się Centralne Biuro Śledcze. Śledztwo cały czas jest prowadzone, ale nikt z twórców piramidy nie został ukarany. Tylko w Polsce w kryptowalutę zainwestowało kilka tys. osób