Polski rząd zapowiadał wprowadzenie podatku cyfrowego, który objąłby najpotężniejsze firmy technologiczne ze Stanów Zjednoczonych np. Google, Facebook, Amazon, Apple, Netflix, Spotify, Twitter czy Uber. Podatek miał wejść w życie od 1 stycznia br., ale ostatecznie rząd PiS-u wycofał się z projektu. Poinformował o tym Mike Pence, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych podczas wrześniowego spotkania z Andrzejem Dudą w Polsce. Temat podatku znowu wraca, tym razem za sprawą felietonu Adriana Zandberga w "Super Expressie".
Adrian Zandberg: "Lewica chce wprowadzenia podatku cyfrowego"
Jeden z liderów Lewicy zwrócił uwagę na monopolistyczną rolę Facebooka oraz innych koncernów technologicznych rodem ze Stanów Zjednoczonych. Oskarżył on również polski rząd o to, że wycofał się z projektu pod wpływem nacisków ze strony amerykańskiej ambasady.
Lewica wróci do tej sprawy w nowym parlamencie. Jeśli rząd się nie opamięta, złożymy w tej sprawie projekt ustawy. Polscy pracownicy płacą podatki. Płacą je także małe, polskie firmy. Nie widzimy powodu, żeby zwalniać z tego obowiązku amerykańskich gigantów
- zapowiedział Adrian Zandberg na łamach "Super Expressu".
Czytaj także: PiS samo nie wie, co będzie z podatkiem cyfrowym. Poseł mówi, że został wycofany, minister kluczy
Facebook i inni potentaci zostaną wkrótce opodatkowani. To kwestia najbliższych lat
Wydaje się, że podatek cyfrowy pojawi się prędzej czy później w Polsce. Zapowiadała to m.in. minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz, która stwierdziła, że może się to wydarzyć w ciągu dwóch lat. Nad międzynarodowym podatkiem cyfrowym pracuje obecnie OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), natomiast wg dyrektywy Komisji Europejskiej podatek miałby wynosić 3 proc. przychodów przedsiębiorstw. Dotyczyłby firm, które globalnie osiągają przychody w wysokości co najmniej 750 mln euro rocznie, z czego część z nich na rynkach europejskich.