Ceny prądu w przyszłym roku mają nie wzrosnąć. Obiecał to Jacek Sasin, minister nadzorujący spółki Skarbu Państwa. By przeciętny konsument nie musiał płacić więcej, potrzebne są jednak przepisy. A tych ciągle brak.
Do Urzędu Regulacji Energetyki wpłynęły tymczasem wnioski czterech spółek energetycznych, które znajdują się we władaniu nowego ministra. Dostawcy, nie oglądając się na politykę, chcą, by część opłat podnieść nawet o 40 proc.
W normalnym trybie szef URE powinien ustalić kształt cen, a konsumenci i odbiorcy przemysłowi, samorządy, powinny wkrótce poznać nowe taryfy. W zeszłym roku w proces wdrażania przepisów "wtrącili się" jednak politycy - 28 grudnia przyjęli ustawę zamrażającą ceny. I w tym roku konieczne jest przyjęcie takiego rozwiązania, chyba, że rząd znajdzie inny sposób na porozumienie na linii URE-dostawcy energii.
Co zrobi rząd? Jacek Sasin zdradził to na antenie telewizji Polsat.
Będziemy na ten temat rozmawiać. Będziemy przekonywać również prezesów tych spółek [energetycznych - red.], by szukali oszczędności, sposobu, by nie obciążać obywateli obiektywnym wzrostem, bo ten wzrost następuje.
Minister wskazał też "winnego" wyższych cen.
[Wzrost] wynika z polityki klimatycznej UE, opłat, które w związku z tym musimy ponosić, związanych z produkcją energii
- dodał Jacek Sasin.
Nic nie wskazuje na to, że rząd ma konkretny pomysł na rozwiązanie kwestii wzrostu cen prądu. Mechanizm rekompensat, który wdrożono w tym roku, wymaga znalezienia w budżecie, który przecież, zgodnie z obietnicą premiera, musi być zrównoważony. Trzynaste emerytury obiecane przez rząd w kampanii wyborczej budżetu nie obciążą, bo formalnie środki na wypłaty zostaną zaciągnięte z pożyczki w ZUS-ie. Z ewentualnymi rekompensatami za ceny prądu ta "księgowa sztuczka" już się jednak raczej rządowi nie uda.
Czytaj też: "Mój Prąd". Aż co piąty wniosek o dofinansowanie odrzucony. Informujemy, co zrobić, by tego uniknąć
Warto też podkreślić, że przedsiębiorcy za prąd od przyszłego roku mają już płacić wedle stawek rynkowych. A to oznacza, że Polacy część kosztów wyższej energii poniosą - w cenach produktów i usług.