Oficjalnie Władimir Putin nie jest bardzo zamożny. Ma niewielką działkę, mieszkanie z garażem, no i wspomnianą już pensję wartości około 150 tys. dol. rocznie. Jednak plotki, wypowiedzi rosyjskich opozycjonistów, zdjęcia paparazzich lub dane ze szczątkowo ujawnionych dokumentów mówią o jego majątku zupełnie co innego.
I tak np. zamordowany w 2015 roku lider opozycji Borys Niemcow twierdził, że Putin właścicielem 43 samolotów i 15 helikopterów. W jednym z jego samolotów była podobno kabina o wartości 11 mln dolarów zdobiona przez jubilerów oraz luksusowa toaleta wyceniona na niemal 100 tys. dolarów.
Do tego wszystkiego dochodzą drogie garnitury, designerskie dresy i zegarki najbardziej cenionych firm, które Putin chętnie nosi. Jest wiele jego zdjęć z zegarkami na dłoni o wartości kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu tysięcy dolarów, a w lipcu 2017 roku na aukcji w Monako za ponad 1 mln euro sprzedano platynowego Patka Philippe, który, zdaniem domu aukcyjnego, był wcześniej własnością Putina.
>>>>Zobacz drugi odcinek programu "Oko na Świat", w którym Maria Mazurek tłumaczacz jak niebezpieczna dla Donada Trumpa może być procedura impeachemntu.
Władimier Putin to najbogatszy człowiek świata?
Jak pisze magazyn Harvard Political Review, aktualne szacunki różnych ekonomistów wyceniają bogactwo Putina na kwoty od 60 do nawet 200 miliardów dolarów. W tym drugim scenariuszu rosyjski prezydent byłby więc mniej więcej dwa razy bogatszy od oficjalnie najbogatszego Billa Gatesa, twórcy Microsoftu.
Tak gigantyczne rozbieżności w szacunkach majątku Putina wynikają z faktu, że jest on starannie ukrywany. Jak? Przez grupę bliskich współpracowników-słupów, którzy mają np. wpłacać pieniądze należące do rosyjskiego prezydenta na konta bankowa w krajach, gdzie, delikatnie mówiąc, transparentność operacji bankowych nie jest wysoko ceniona lub rejestrują tam spółki, które tak naprawdę są kontrolowane przez Putina.
Magazyn Harvard Political Review nazywa ten proceder całym labirynt pośredników i podkreśla, że największą rolę odgrywają w nim ludzie, którzy w przeszłości mieszkali razem z Putinem w spółdzielni mieszkaniowej Ozero Dacza.
Wśród nich jest np. Jurij Kowalczuk, nazywany bankierem Putina. Oficjalnie kontroluje on – razem z dwoma innymi przyjaciółmi Putina Bank Rosija – instytucję, która od chwili, gdy Putin został prezydentem aktywnie włącza się w wiele transakcji i operacji bankowych w Rosji. Bank blisko współpracuje np. z jedną z największych rosyjskich spółek gazowych, przez co spoczywają w nim od lat miliardy rubli. Magazyn podkreśla, że powszechnie uważa się, iż aktywa Banku Rosija są w rzeczywistości są w znacznym stopniu kontrolowane przez Putina.
O siatce bliskich współpracowników Putina ukrywających dla niego majątek świat dowiedział się też nieco więcej po publikacji dokumentów Panama Papers. Wtedy na jaw wyszły np. działania Siergieja Roldugina – niby skromnego wiolonczelisty, w rzeczywistości właściciela konta bankowego, na którym spoczywało 10 mln funtów oraz udziałów w lukratywnej agencji marketingowej. Tak naprawdę te pieniądze i udziały należały, zdaniem Harvard Political Review, do Putina.