>>> Zobacz także: Eksperci programu "Studio Biznes" nie mają wątpliwości, że rząd popełnił błąd zamrażając ceny prądu w zeszłym roku
Pierwszą ustawą, która będzie testem dla obozu władzy, jest ta dotycząca akcyzy. Senat proponuje bowiem poprawki, które - jak informuje "Rzeczpospolita" - uszczupliłby wpływy o nawet 700 mln zł. Jeśli zatem rząd chce zagwarantować przychód z tego tytułu na przewidywanym przez siebie poziomie 1,7 mld zł, PiS wraz w koalicjantami będzie musiał zewrzeć szyki w Sejmie.
W czasie odrzucania przez Sejm senackich poprawek będzie potrzebna bezwzględna większość głosów. Może się okazać że jeden nieobecny poseł, który np. trafił do szpitala, może zaprzepaścić plany rządu
- stwierdza w rozmowie z dziennikiem informator z rządu.
Podobnych parlamentarnych batalii, które mogą przekładać się na finansowe konsekwencje dla budżetu, może być więcej. Ta najpoważniejsza może dotyczyć likwidacji OFE. Przeniesienie środków zgromadzonych przez Polaków w otwartych funduszach emerytalnych na indywidualne konta emerytalne ma przynieść budżetowi łącznie 24 mld zł. Za przeniesienie środków zainkasuje bowiem 15 proc. prowizji.
Rząd ma też inne plany zwiększające wpływy. Zapowiedział chociażby uszczelnienie związane z pracą na umowę zlecenie. Ich oskładkowanie mogłoby przynieść ZUS dodatkowe 2-3 mld zł.
PiS nie może być też pewien spełnienia wszystkich wyborczych obietnic. Kwestia "trzynastek" dla emerytów i rencistów pozostaje niepewna z uwagi na ustawę o Funduszu Solidarnościowym. Sejm chce, by mógł on zaciągać pożyczkę w ZUS-ie, opozycja podkreśla, że w ten sposób rząd "roluje" dług, bo pieniądze pozyskane z Funduszu Demograficznego miałyby posłużyć spłaceniu tegorocznego świadczenia. O finansowaniu przyszłorocznego nic jeszcze nie wiadomo.
W kampanii, obietnicę niższych składek na ZUS usłyszała też część przedsiębiorców. I w tym wypadku ewentualne zmiany wprowadzone przez Senat trzeba będzie odrzucać w Sejmie, a przewaga nad opozycją wynosi zaledwie kilka głosów.
Niepewność dotyczy również kwestii, które są poza kompetencjami Sejmu i Senatu. Na kilka tygodni przed końcem roku nie wiadomo, jak zmienią się od stycznia ceny prądu. Jadwiga Emilewicz goszcząc w studiu Gazeta.pl zapewniała, że ewentualna podwyżka będzie niewielka - wyniesie 5-7 proc.
Tymczasem szefowie spółek energetycznych mają się, wedle nieoficjalnych doniesień, domagać 20-40 proc. podwyżek. A Jacek Sasin, który energetycznych gigantów nadzoruje, zapewnia, że podwyżek nie będzie. Zapewnia też, że będzie na ten temat rozmawiał. W jaki sposób rząd chce "zamrozić" ceny prądu? Nie wiadomo, bo nad żadną ustawą regulującą tę kwestię nie pracuje. Czasu i w tej kwestii pozostało niewiele.
Zarówno kwestie dotyczące akcyzy, jak umów o dzieło czy niższych składek na ZUS, powinny zostać przyjęte w grudniu, by przedsiębiorcy od 1 stycznia mogli rozliczać się z uwzględnieniem nowych zasad. Tymczasem z uwagi na kalendarz posiedzeń Sejmu, które odbyć się mają 12, 19 i 20 grudnia, uchwalenie tak, by weszły w życie 1 stycznia, może być utrudnione.
"Takiej niepewności zmian w przepisach, które miałyby nastąpić od początku przyszłego roku, jeszcze do tej pory nie było" - stwierdza w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Antoni Kolek, ekspert Pracodawców RP.