To najbardziej znany kredyt "frankowy" w Polsce. Sąd dziś wyda wyrok w sprawie Dziubaków

W piątek o 11:30 w Sądzie Okręgowym w Warszawie rozpocznie się rozprawa ws. kredytu frankowego Justyny i Kamila Dziubaków w Raiffeisen Banku. Kredyt państwa Dziubaków to chyba najbardziej znane zobowiązanie "frankowe" w Polsce.

To w sprawie sądowej dotyczącej kredytu państwa Dziubaków sędzia Kamil Gołaszewski wysłał do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej cztery pytania prejudycjalne, na które TSUE odpowiedział 3 października 2019 r. Wyrok TSUE "rozpalał" nadzieje frankowiczów na pozytywne rozstrzygnięcia ich konfliktów z bankami.

O co chodzi w całej sprawie?

Justyna i Kamil Dziubakowie zaciągnęli w Raiffeisen Banku 40-letni kredyt indeksowany do franka szwajcarskiego w listopadzie 2008 r. Okazało się jednak, że klauzula indeksacyjna w ich kredycie, mówiąca o tym, skąd bank bierze kurs do przeliczania salda kredytu i poszczególnych rat, ma charakter niedozwolony (abuzywny). 

Ogólnie w takich sprawach sąd powinien zdecydować, czy można dalej stosować umowę kredytową z pominięciem klauzuli uznanej za nieuczciwą. Gdyby tak czytać umowę, to okazałoby się, że kredyt stałby się zobowiązaniem w pełni złotowym (bez elementu przeliczania z franków czy na franki), ale z oprocentowaniem jak z kredytów "we frankach" - tj. bazujących na stopie LIBOR CHF, a nie WIBOR jak w standardowych kredytach w złotych. Oprocentowanie "jak z kredytów frankowych" jest obecnie dużo atrakcyjniejsze.

Gdyby sąd orzekł, że umowa nie może być kontynuowana, zostałaby unieważniona. Strony powinny sobie nawzajem zwrócić pieniądze (chociaż sposób tego rozliczenia również mocno dzieli frankowiczów i banki).

W największym skrócie, TSUE w październiku ub.r. nie wykluczył ani możliwości "odfrankowienia" kredytu, ani unieważnienia umowy. Wykluczył możliwość samodzielnego uzupełnienia przez sąd umowy kredytowej przepisami alternatywnymi wobec klauzul uznanych za niedozwolone. Dał też do zrozumienia, że sąd powinien mieć bardziej na względzie to, czego oczekuje frankowicz, a nie to, co w opinii sądu będzie dla niego najkorzystniejsze.

W rozmowie z tvn24bis.pl mówiła w październiku ub.r., że liczy na unieważnienie umowy kredytowej. Dawała jednak do zrozumienia, że "odfrankowienie" kredytu także by ją satysfakcjonowało.

Zaciągnęliśmy kredyt w wysokości 400 tysięcy zł, spłaciliśmy 230 tysięcy, a na dzień dzisiejszy mamy 520 tysięcy do spłacenia. W przypadku unieważnienia zostanie 180 tysięcy do spłaty, w przypadku "odfrankowienia" 250 tysięcy zł

- mówiła Justyna Dziubak.

Bank wnosi o oddalenie powództwa.

>>> Wyrok TSUE korzystny dla frankowiczów. Prawnik wyjaśnia szczegóły

Zobacz wideo

Wyrok miał być w listopadzie

Wyrok ws. państwa Dziubaków miał zapaść już w listopadzie ub.r. Wówczas jednak rozprawa została odroczona z uwagi na włączenie się do sprawy Rzecznika Praw Obywatelskich. Wnioskowali o to pełnomocnicy państwa Dziubaków.

Po unieważnieniu umowy przez sąd, kredytobiorca powinien zwrócić bankowi otrzymaną od niego kwotę kapitału, a zatem bez odsetek i kosztów dodatkowych, bank zaś powinien zwrócić kredytobiorcy wszelkie wpłacone przez niego raty kredytowe i inne opłaty oraz składki

- wynika z oceny Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara.

Tymczasem Raiffeisen Bank przedstawiając możliwe konsekwencje unieważnienia umowy wskazywał, że może dochodzić od państwa Dziubaków wynagrodzenia za korzystanie przez nich z kapitału. Ile bank mógłby żądać? W listopadzie 2019 r. pojawiała się w mediach kwota 800 tys. zł, ale Ireneusz Stolarski, pełnomocnik banku, nazywał ją "nierzetelną". Niemniej biorąc pod uwagę, że roboczo do wyliczeń przyjęto oprocentowanie nie kredytu zabezpieczonego hipoteką, ale droższego, bo bez zabezpieczenia - z pewnością roszczenie banku mogłoby opiewać na setki tysięcy złotych. Alternatywą byłoby nałożenie odsetek ustawowych.

Więcej o: