W ostatnich tygodniach na Netfliksie króluje serial dokumentalny "Ostatni taniec", który opowiada historię legendarnego składu Chicago Bulls prowadzonego przez Phila Jacksona z m.in. Michaelem Jordanem, Scottie'em Pippenem i Dennisem Rodmanem na drodze do finałów NBA w sezonie 1997/1998. Wówczas to drużyna znad Jeziora Michigan po raz drugi w ciągu ośmiu lat zdobyła trzy razy z rzędu tytuł mistrzowski.
W tamtym czasie oczy całego świata koszykówki były zwrócone na zawodnika w jersey z numerem 23 - Michaela Jordana. Graczu, którego wartość zarówno na parkiecie, jak i w znaczeniu komercyjnym była nieporównywalna z nikim innym w tamtych czasach.
"Kiedy odszedł z Chicago Bulls, oglądalność finałów najlepszej ligi świata spadła... o 45 procent, a NBA nigdy nie była w stanie nawet zbliżyć się do oglądalności za jego czasów - przez dwadzieścia lat ostatnich lat, tylko mecze Golden State Warriors - Cleveland Cavaliers były w stanie się zbliżyć do takiej widowni , ale też do granicy 20 milionów widzów" - czytamy w "Forbesie".
Wartość Jordana w latach 90. była nie do przecenienia, ale także dzisiaj emerytowany koszykarz nie ma sobie równych pod względem zarobków. "Forbes" umieścił MJ-a na 1001. miejscu najnowszej listy miliarderów. Majątek Jordana jest szacowany na 2,1 mld dolarów.
"Większość miliarderów straciła pieniądze w ciągu ostatniego roku, ale wartość Jordana wzrosła o 300 milionów dzięki wzrostowi wartości Charlotte Hornets (Jordan ma w nim 70 procent udziałów, wartych około 940 mln)" - podaje "Forbes". "His Airness" w zeszłym roku zarobił także 145 milionów od Nike. Drugi na liście, golfista Tiger Woods, jest wart “tylko” 800 milionów.