Bezrobocie w Polsce, według oficjalnych statystyk, rośnie, ale niezbyt gwałtownie. Po tym, jak kwestię tę poruszył Rafał Trzaskowski, kandydat w wyborach prezydenckich 2020, temat stał się jeszcze bardziej nośny. Sztabowcy ubiegającego się o reelekcję Andrzeja Dudy pozwali bowiem największego rywala do sądu, bo ten stwierdził, że "dzisiaj w Polsce prawie milion osób straciło pracę".
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił wniosek przeciwko Trzaskowskiemu, a eksperci oceniają, jak należy oceniać rynek pracy.
- Jego kondycja często niesłusznie oceniana jest wyłącznie zero-jedynkowo - tylko na podstawie spadku bądź wzrostu rejestrowanego bezrobocia. Tymczasem kryzys jest dostrzegalny również w innych aspektach funkcjonowania rynku pracy - wyjaśnił w rozmowie z TVN24BIS dr Sergiusz Prokurat z Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
Ekspert stwierdził, że kryzys na rynku pracy będzie przypominał długą falę tsunami i dopiero się zaczyna.
- Jeżeli poszerzymy nasze spojrzenie na rynek pracy, to rozmiary kryzysu są widoczne w spadku popytu na pracę. Widać wyraźnie, że pracodawcy ograniczają swoje plany zatrudnieniowe - stwierdził Prokurat.
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg poinformowała na początku czerwca, że bezrobocie w maju wzrosło do 6 proc. (na koniec lutego było to 5,5 proc.). Bez pracy pozostaje więc - według oficjalnych statystyk - nieco ponad milion osób.
Są jednak i nieoficjalne wyliczenia. Prof. Joanna Tyrowicz z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego i ośrodka badawczego GRAPE, twierdzi, że w czasie pandemii pracę mogło stracić ok. 660 tys. osób.
Czytaj też: Morawiecki chwali się niskim bezrobociem. Ale jest inny wskaźnik. Polska na szarym końcu UE
Taki wniosek wypływać ma z badań "Diagnoza+" przeprowadzonych m.in. przez Uniwersytet Warszawski, GRAPE oraz Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych. Faktycznie stopa bezrobocia mogłaby wynosić w Polsce 10,3 proc., a liczba bezrobotnych 1,5 mln. To mniej więcej pół miliona więcej, niż oficjalne statystyki.