Jacek Sasin w przyszłym tygodniu ponownie spotka się z górnikami. Tym razem rozmowy o reformie w branży obędą się jednak w poszerzonym gronie, bo na wtorkowym spotkaniu z górnikami i przedstawicielami Polskiej Grupy Górniczej ustalono, że nie da się reformować górnictwa w oderwaniu od sektora energetycznego. Minister Aktywów Państwowych spotka się więc z przedstawicielami elektrowni czy elektrociepłowni.
Szef resortu nadzorującego górnictwo w licznych wypowiedziach przekonuje, że kopalń zamykać nie chce, ale jest do tego zmuszony. Tłumaczy, że likwidacja jest koniecznością, a odpowiedzialność zrzuca na Unię Europejską - to ona przecież upiera się przy odejściu od węgla.
Jacek Sasin likwidację kopalń zapowiada, ale jednocześnie górników uspokaja. - Zakładamy, że kres energetyki węglowej w Polsce to rok 2050 czy nawet 2060 - powiedział Jacek Sasin "Dziennikowi Gazecie Prawnej".
Czy polskie górnictwo przetrwa kolejne cztery dekady? Bartłomiej Derski, ekspert WysokieNapiecie.pl w rozmowie z Gazeta.pl wyraża sceptycyzm. - Do tego czasu po kopalniach zostanie wspomnienie - stwierdza. - Do 2050 roku wydobycie utrzymane zostanie co najwyżej w kilku kopalniach na Śląsku i na Lubelszczyźnie - przewiduje.
Derski tłumaczy obecne problemy polskiego górnictwa splotem trzech okoliczności. - Rosną koszty wydobycia. Są najwyższe w historii, a tymczasem efektywność spada, od lat nie było pod tym względem gorzej - wyjaśnia.
Dodaje też, że na wszystko nakłada się epidemia koronawirusa, która zmusiła rząd do decyzji o czasowym przestoju w wydobyciu. A i bez kilkutygodniowej przerwy wyniki kopalń były złe. - W maju, zanim epidemia wymusiła zawieszenie prac w kopalniach, wydobycie węgla było o 40 proc. mniejsze, niż przed rokiem - wyjaśnia ekspert WysokieNapiecie.pl.
Kopalnie są więc coraz mniej dochodowe, wymagają wyższego dofinansowania. Tymczasem budżet i tak wytrzymać musi wiele - minister finansów Tadeusz Kościński zapowiedział, że deficyt budżetowy w 2020 r. wyniesie ok. 100 mld zł.