W spotkaniu Parlamentarnego Zespołu ds. Legalizacji Marihuany 7 stycznia 2020 roku uczestniczył m.in. starający się od lat załagodzić prawo względem tej używki poseł Piotr Liroy-Marzec. Jako jeden z niewielu na sali miał więc w tej materii realne doświadczenie polityczne. Podczas gdy aktywiści, naukowcy i dziennikarze zajmujący się tematem starali się ustalić, co będzie przedmiotem prac komisji poseł Liroy siedział i uważnie słuchał. Nagle, ktoś z sali - pełnej osób, które doskonale się znają, gdyż od lat walczą w tej samej sprawie - spytał, jakie zaplecze w sprawie legalizacji marihuany mają założyciele komisji, m.in. przewodnicząca jej posłanka Lewicy Beata Maciejewska i jej zastępczyni z tej samej partii, Paulina Matysiak?
Obecni na sali poniekąd oczekiwali już konkretnego planu, a nie polegania na ich działaniach i doświadczeniu, które koniec końców pozostają jedynie w dziedzinie aktywizmu, a nie uprawnia polityki. Wtedy głos zabrał poseł Liroy, który wyraźnie ożywiony, przyklasnął temu pytaniu. Jego doświadczenie nauczyło go bowiem, że najważniejsza jest opinia publiczna i sposób, w jaki można przekonać ją do realizacji długofalowego celu, który wynika z nazwy zespołu. Obecna na sali Samia Al-Hameri - magister farmacji, która uczestniczyła we wprowadzaniu na polski rynek pierwszego produktu na bazie konopi medycznych - wskazała, że proces legalizacji lub depenalizacji marihuany przyspieszył i był prostszy do wykonania w krajach, w których były prowadzone badania uniwersyteckie na jej temat. Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany przyjął metodę małych kroków i pracuje obecnie nad przepisami dot. dekryminalizacji, zmian dot. konopi siewnych oraz medycznej marihuany.
Jest jeszcze jednak jeden aspekt, który mógłby przechylić szalę na stronę zwolenników legalizacji. Gubernator Nowego Jorku Andrew Couomo powiedział, że w jego stanie proces legalizacji zostanie przyśpieszony, by lepiej poradzić sobie z kryzysem, jaki przyniósł koronawirus. Korzyści legalizacji płyną nie tylko ze sprzedaży marihuany, ale także z odstąpienia od karania za posiadanie nieznacznych ilości, dzięki czemu mniej osób trafia do więzienia, a policja nie traci środków na ściganie osób używających marihuany rekreacyjnie. Przeanalizujemy więc wszystkie wspomniane korzyści.
Być może nie każdy wie, że kopie jeszcze 60 lat temu były dość powszechne. Nasze babcie korzystały z oleju konopnego i używały włókien konopnych. Cannabisnews.pl w artykule o biznesie konopnym w Polsce wspomina, że w Wilnie działała nawet Lniarsko-Konopna Centralna Stacja Dawcza, która wyhodowała własną odmianę tej rośliny. Polska bowiem posiada doskonałe warunki do hodowania konopi. Co więcej, biznes konopny w Polsce upadł dopiero w latach 90. XX wieku i to z powodu pojawienia się syntetycznych zamienników, a nie regulacji prawnych dot. substancji psychoaktywnych. Konopi można bowiem używać do produkcji ekstraktów CBD, ubrań, kosmetyków, produktów spożywczych, a nawet budowlanych - w Polsce testowane są już domy o strukturze opartej na cemencie konopnym.
Konopie siewne, które nie mają właściwości psychoaktywnych, były też bardzo popularne w Stanach Zjednoczonych. Pierwszą flagę tego kraju wykonano z włókna konopnego, konstytucję spisano na papierze konopnym. O ironio, to USA doprowadziły do tego, że w 1961 r. marihuana trafiła na listę niebezpiecznych środków odurzających, gdzie sklasyfikowano ją podobnie jak, chociażby heroinę i kokainę. Działanie to miało ściśle polityczny wymiar, ale o historii tej rośliny, obecnej w historii ludzkości niemal od zawsze, przeczytacie więcej w artykule na naszej stronie, który znajdziecie poniżej.
Sto lat później USA wciąż są globalną potęgą, która wyznacza trendy. 11 stanów już zalegalizowało marihuanę, choć na poziomie federalnym wciąż jest klasyfikowana w grupie najniebezpieczniejszych narkotyków. Joe Biden wraz ze swoją wiceprezydent Kamalą Harris, chce zalegalizować tę używkę w całym kraju oraz ułaskawić osoby przez nią skazane. Na początku grudnia kontrolowana obecnie przez republikanów Izba Reprezentantów po raz pierwszy głosowała za legalizacją marihuany na poziomie federalnym. Zmiany w prawie udało się przegłosować, choć do ich wejścia w życie jeszcze daleka droga. Zwrot w USA przynosi już globalne, efekty, ponieważ ONZ na początku grudnia usunęło popularne zioło z listy najniebezpieczniejszych narkotyków, zgodnie z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia.
Zespół ds. Legalizacji Marihuany nie pochylił się jeszcze nad tymi danymi, więc siłą rzeczy nie byli w stanie się nimi podzielić. Oszacowanie wpływów do budżetu, może być tylko luźną prognozą, jeśli nie znamy wysokości podatków, które obejmą branżę. Money.pl w 2018 roku podjął się próby przeliczenia, ile moglibyśmy zyskać legalizując "trawkę". Wg danych, w Polsce przepala się rocznie 500 ton marihuany, a jej uśredniona cena wynosi 50 zł. Obrót dilerów w takim przypadku to 22 mld zł. Zakładając, że akcyza będzie taka, jak na tytoń (czyli 31,41 proc. ceny netto i 206,76 zł za każde 1.000 sztuk) z tego tytułu do budżetu trafiłyby 4 mld zł. Trzeba jeszcze doliczyć VAT, który zapewne wyznaczono by na 23 proc. To kolejne 5,2 mld zł do kasy państwa. Łącznie 9 mld zł. W dwa lata otrzymalibyśmy zastrzyk gotówki porównywalny ze środkami z Funduszu Odbudowy UE dla Polski na lata 2021-2022. Dla porównania w pięciomilionowym Kolorado w 2019 r. do budżetu trafiły 303 miliony dol. (ok 1,1 mld zł). Dane New Frontier Data przewidują, że legalizacja marihuany na poziomie federalnym dodałaby do budżet USA 105-135 mld dol. do 2025 r.
A to tylko zyski płynące z samej sprzedaży, bo przecież produkcja także zapewni dodatkowe wpływy do budżetu. New Frontier Data ocenia, że rynek marihuany na całym świecie już teraz jest warty 343 mld dolarów. Legalizacja pozwoliłaby na eksport i kolejne zyski w branży, która wciąż się rozwija. Do tego dochodzą liczne nowe miejsca pracy.
Ja stworzyłem 100 miejsc pracy w polskich konopiach nawet w tak restrykcyjnych warunkach. Nie ma przeszkód, żeby nie stworzyć 100 tys. miejsc pracy, jeśli w te cztery lata doprowadzicie do legalizacji
- mówił na spotkaniu Zespołu ds. Legalizacji Marihuany konopny przedsiębiorca i rolnik Maciej Kowalski. W USA w przemyśle konopnym pracuje 250 tys. osób. Dla porównania w amerykańskich kopalniach zatrudnione jest tylko 52 tys. osób. RCG Economics oraz Marjiuana Policy Group podają, że legalizacja marihuany zabezpieczy w trzymilionowej Nevadzie 41 tys. miejsc pracy do 2024 roku. Badania ICF wskazują z kolei, że w Kalifornii po legalizacja powstało 81 tys. etatów, licząc miejsca zarówno bezpośrednio, jak i niebezpośrednio związane z przemysłem konopnym. Sam podatek dochodowy z tego tytułu ma zapewnić budżetowi 3,5 mld dol. New Frontier Data przewiduje, że legalizacja marihuany w całym USA, pozwoliłaby stworzyć milion etatów całym kraju do 2025 roku. W Stanach, gdzie bezrobocie przez koronawirusa jest najwyższe od niemal 100 lat, taka liczba nowych miejsc pracy byłaby zbawieniem. Nawet jednak gdy nie ma kryzysu, nowe miejsca pracy są zawsze na wagę złota.
Nowe miejsca pracy to także kolejne korzyści dla budżetu pochodzące m.in. z podatku dochodowego. Dochodzą do tego zyski z wydawania licencji i certyfikatów, których nie da się oszacować. Równolegle rozwija się także biznes oferujący dobra komplementarne np. sprzęt niezbędny do prowadzenia uprawy, oświetlenie, wentylacja, nasiona, nawozy, akcesoria do spożywania oraz przechowywania używki.
Oszczędzilibyśmy także na działaniach Policji, kosztach sądowniczych czy więziennictwie, jeśli marihuana zostałaby choćby zdekryminalizowana. Angażowanie tylu osób do walki z marihuaną nie byłoby już konieczne, a służby mogłyby się zając poważniejszymi sprawami.
Zakończenie prohibicji konopnej wiąże się ze znacznymi oszczędnościami w finansach kraju. Wyjątkowo wysokim kosztem walki z narkotykami jest np. działanie policji. Szacuje się, że czas spędzony na ściganie palaczy marihuany wynosi ponad 300 tys. roboczogodzin. Jest to ok. 150 pełnych etatów w policji, które kosztują budżet państwa ponad 5,3 mln zł. Ta kwota mogłaby zostać poświęcona na zwalczanie innych przestępstw
- powiedziała money pl. Natalia Janusz, ekspertka Stowarzyszenia Wolne Konopie i autorka prac naukowych na temat skutków legalizacji marihuany.
Są też mniej oczywiste aspekty finansowe legalizacji marihuany, jakim jest np. wzrost konsumpcji po jej spożyciu. Po legalizacji w Kanadzie okazało się, że ludzie na haju chętniej kupują online jedzenie, czy ubrania. W ten sposób do gospodarki został wpompowany kolejny miliard dolarów. Warto też wspomnieć o turystyce konopnej - w Kolorado w 2018 roku liczba turystów korzystających z noclegów sięgnęła rekordowych 19,5 mln, o 3 proc. więcej niż rok wcześniej. Przeszło 6 proc. turystów wskazało, że dostęp do legalnej marihuany był jednym z głównych powodów odwiedzin tego stanu, do tego 15 proc. wszystkich turystów odwiedziło sklepy detaliczny z marihuaną. To 3 mln kolejnych potencjalnych klientów zapewniających zyski do budżetu.
Pisałem dotąd o samych zyskach ze sprzedaży marihuany w celach rekreacyjnych. Polskie prawo może być też jednak bardziej liberalne w kwestii konopi siewnych oraz marihuany medycznej. Obecnie w konopiach siewnych dopuszczalna jest obecność THC na poziomie 0,2 proc. Z tego powodu hodowcy mają wiele nieprzyjemności, choć prawo unijne dopuszcza nawet do 0,6 proc. zawartości THC, z czego skrzętnie korzystają Włosi. Polscy plantatorzy też mieliby znacznie ułatwioną sprawę i mogliby zwiększyć produkcję, gdyby nie restrykcyjne przepisy. A jest to rynek, na którym można dużo ugrać, gdyż cały czas rośnie i nowe firmy nie muszą rozpychać się łokciami w walce o klientów.
Raport "The Poland Cannabis White Papers" przygotowany przez Prohibition Partners szacuje, że wartość polskiego rynku konopnego w ciągu ośmiu lat sięgnie 2 mld euro, a europejskiego aż 123 mld euro (choć dane Brghtfield Group wskazują, że rynek CBD w Europie już teraz warty jest 318 mld dol.) W ciągu czterech lat prognozowany wzrost branży ma wynieść na Starym Kontynencie 400 proc. W Kanadzie rynek konopi już w 2015 r. był warty 3,4 mld dol. kanadyjskich, a obecnie wycenia się go na 7 mld dol. Liczba ta robi jeszcze większe wrażenie, gdy zestawi się ją z rynkiem papierosów (2,9 mld dol.) i alkoholu (1 mld dol.).
O potencjale tego sektora może świadczyć historia Macieja Kowalskiego, który dwa lata temu sprzedał swoją spółkę HemPolnad za 100 mln zł, a niedawno pobił rekord crowdfundingu w Polsce - jego Kombinat Konopny zebrał 4,2 mln zł w 40 minut. Polskim przedsiębiorcom trzeba więc jedynie pomóc, bo jak zauważono na spotkaniu Zespołu ds. Legalizacji Marihuany, oni nawet w tych trudnych warunkach, zdołali stworzyć duże konopne przedsiębiorstwa. Niedawno kolejna kanadyjska spółka wykupiła za 90 mln polską firmę Olimax, która jest największym producentem konopi siewnych w Polsce i jednym z trzech w Europie, którzy posiadają własną odmianę konopi "Glyana".
Z kolei medyczną marihuanę do Polski sprowadza się zza granicy, co znacząco podwyższa koszty leczenia. Ponadto pacjenci narzekają na jej jakość. Tymczasem konopie nie są trudne w uprawie, a Polska ze swoją odpowiednią glebą, mogłaby dużo zyskać. Spółka Spectrum Therapeutics zajmująca się importem suszu szacuje, że w Polsce terapii medyczną marihuaną potrzebuje 300 tys. osób. Pozwolenie na medyczną marihuanę w Polsce uzyskało jednak tylko kanadyjskie SpectrumCannabis, a jeden gram kosztuje konsumenta aż 60 zł. Gdyby konopie hodować w Polsce, koszty spadłyby do 4,50 zł.
Jest projekt, który zakłada, że konopie do celów leczniczych w Polsce mógłby hodować instytut badawczy nadzorowany przez ministra rolnictwa. Szacuje się, że nawet milion pacjentów czeka na takie rozwiązanie
- podkreśla prawniczka Aleksandra Krasnodębska, dla prawo.pl
Doliczmy jeszcze zyski z eksport i w prosty sposób dodajemy kolejne miliardy do budżetu. Sprawa ta nie wymaga nawet całościowej legalizacji, wystarczyłoby uregulować pozwolenia, jak w przypadku innych środków medycznych.
Oczywiście na wszystko, ale na początku warto wymienić kampanie edukacyjne. Dzięki nim zapobiegamy uzależnieniom i innym chorobom, które wywołują. Nie musimy ponosić kosztów terapii i leczenia, co jak pokazują doświadczenia USA, Portugalii, Holandii czy Urugwaju, przynosi wymierne zyski. Zapobieganie jest znacznie mniej kosztowne, niż walka z problemem. Ważne jest, by środki pozyskane z konopi zabezpieczyć. W Kolorado ustawę legalizacyjną napisano tak, by pieniądze szły na wspieranie szkół, ośrodków rehabilitacji po uzależnieniu narkotykowym i na inne niedofinansowane programy. Kolorado od 2015 roku przekazało 200 mln dolarów Departamentowi Edukacji, co uwzględnia także:
Kolorado dostarcza w ogóle dużo danych dotyczących legalizacji w tym stanie, o czym możecie przeczytać pod TYM adresem lub wybrać przetłumaczoną wersję na portalu vapomaniak.pl.
W Urugwaju z kolei zyski ze sprzedaży marihuany kierowane są w programy socjalne, w kampanie zapobiegania uzależnieniom i programy edukacyjne oraz w leczenie ludzi, którzy muszą przyjmować na stałe leki. Część pieniędzy idzie także na nadzór przemysłu konopnego i pilnowanie przestrzegania związanego z nim prawa.
Nic nie stoi oczywiście na przeszkodzie, by środki te zasiliły programy pomocy rządowej, które mają umożliwić wyjście z kryzysu. Na to jednak się nie zapowiada, bo proces legalizacji potrwa jeszcze długie lata. Przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Legalizacji Marihuany przyznała bowiem, że prace zespołu nie będą zmierzały do tego, aby jak najszybciej złożyć projekt ustawy dotyczący depenalizacji lub legalizacji posiadania marihuany. Na szczęście prace nad projektem dotyczącym odejścia od karania za posiadanie już trwają i powinien być on gotowy na 20 kwietnia, czyli święto palaczy (ze względu na amerykański zapis tej daty 4.20, co jest międzynarodowym kodem na "zioło").
Nie będę tutaj przywoływał społeczych konsekwencji legalizacji. Przykłady krajów, gdzie doszło przynajmniej do dekryminalizacji pokazują, że była to dobra decyzja, a procent osób uzależnionych spadł, tak samo jak liczba ofiar narkotyków (nie samej marihuany, bo tej się nie da przedawkować). Uzależnienie to choroba, którą można i trzeba leczyć, zamiast skazywać ludzi na więzienie. Ponadto większa kontrola państwa pozwala ograniczyć m.in. palenie wśród młodzieży, czy liczbę kierowców prowadzących pod wpływem marihuany - pięć lat po zalegalizowaniu marihuany w Kolorado, młodzi ludzie nie palą więcej trawki niż kiedyś, a liczba wypadków spowodowana przez kierowców pod wpływem THC spadła o ponad 30%. W Kanadzie natomiast nie odnotowano wzrostu liczby nietrzeźwych kierowców, ale za to z 19,8 proc. do 10,4 proc. spadła liczba osób w wieku 15-17 lat używających "trawki".
Legalizacja marihuany nie ma praktycznie żadnych wad, ale musi być przeprowadzona w mądry sposób. Powinna za tym pójść możliwość własnej uprawy, odpowiednia liczba sklepów i przepisy promujące nie tylko wielkie koncerny, ale także małych przedsiębiorców i rolników konopnych. Tego nie uwzględniła Kanada, gdzie dwa lata po legalizacji 41 proc. konsumentów pozyskuje marihuanę z nielegalnych źródeł. Powodem jest chęć dostarczenia w 100 proc. bezpiecznego produktu (co brzmi absurdalnie przy używce, której literalnie nie da się przedawkować), a co za tym idzie, restrykcyjne normy.
Działanie kanadyjskiego rządu jest dla mnie rozczarowaniem. (...)Biznesmeni i kanadyjscy prominenci nie spodziewali się, że nałożone ograniczenia tak negatywnie wpłyną na rozwój tego rynku i podniosą koszty obsługi
- mówi dla noizz.pl Jakub Gajewski, wiceprezes stowarzyszenia Wolne Konopie. Kanadyjski rząd ma praktycznie monopol na dystrybucję marihuany w 9 z 10 prowincji, a w 5 z 10 także monopol na sprzedaż detaliczną. W wyniku tego w Kanadzie jest za mało sklepów, które mogłyby obsłużyć wszystkich chętnych. W Ontario gdzie mieszka 13 mln osób, jest ledwie 40 sklepów z marihuaną. To tak jakby w całej Polsce było ich 100, zwraca uwagę Patryk Kempiński z Noizz. Ponadto nie tylko dostępność produktu jest słaba, użytkownicy narzekają także na jakość i jego cenę, która może być nawet dwa razy wyższa niż ta z nielegalnych źródeł.
Wszystko to sprawiło, że Kanadyjczycy otrzymują mniejsze wpływy do budżetu niż przewidziano. W pierwszym roku było to 18 mln dol z zaplanowanych 35 mln dolarów, a w 2020 r. zamiast 100 mln dol. ma być "jedynie" 65 mln dol/ wg szacunków analityków. To jednak nie podważa sensu legalizacji, pokazuje jedynie, że prawo musi sprzyjać obywatelom i małym przedsiębiorcom, a nie wielkim korporacjom. To bardzo ważne doświadczenie, z którego powinien skorzystać każdy kraj na świecie planujący legalizację.
Większość zysków, które zostały wymienione w tym artykule, jest niezależna od tego, kiedy zalegalizujemy marihuanę. Niewątpliwe jest to dobry kierunek na każdym możliwym polu. Korzyści finansowe jakie będą z tego płynąć będą wielowymiarowe i znaczące dla polskiej gospodarki. Szkoda byłoby jednak zmarnować potencjał rynku konopnego oraz idealne pod uprawę konopi krajowe gleby. Rynek ten cały czas rośnie, ale nie będzie to trwało wiecznie. Czym szybciej zalegalizujemy konopie, tym większe są szanse na stanie się światową potęga w ich produkcji. Mamy do tego technologię, zaplecze naukowe, warunki i środowisko aktywistów gotowe podjąć się budowy polskiego rynku konopnego choćby i teraz.
A ten miewa swoje kłopoty, jak każda branża. Inwestycje w przemysł konopny w USA zwalniają, bo początkowo rosły ponad stan, nawet kilkaset procent rocznie. Ponadto pojawiają się redukcje etatów. Niektóre firmy w Kalifornii musiały zwolnić 20-25 proc. pracowników. Coraz trudniej jest też uzyskać finansowanie, bo wiele banków nie chce sponsorować nawet legalnych biznesów konopnych. Nie pomaga też rzekomo otwarta na innowację i zmiany Dolina Krzemowa, bo Google zablokowało w Sklepie Play aplikacje ułatwiające zawieranie transakcji przy sprzedaży konopi indyjskich, nawet na rynkach gdzie są one legalne.
To wszystko może się jednak zmienić, jeśli Stany zdołają przepchnąć legalizację na poziomie federalnym. Wtedy możemy spodziewać się kolejnego boomu w branży konopnej, wielkich inwestycji i wzrostów. To marzenie ściętej głowy, by Polska była gotowa na ten moment, ale nic nie szkodzi jeśli spóźnimy się nawet o rok czy dwa. Zmiany jednak muszą nadejść, gdyż karanie ludzi za posiadanie zioła, jest w oczywisty sposób absurdalne. Niewiele jednak mniejszym absurdem jest pozbawianie obywateli wielomiliardowych przychodów z legalizacji marihuany oraz dziesiątek, jak nie setek tysięcy miejsc pracy, które mogłaby stworzyć branża konopna.