Kompromis ws. mechanizmu praworządności dołączonego do unijnego pakietu finansowego (budżet UE i instrument Next Generation UE z Funduszem Odbudowy na czele) ma zakładać m.in., że mechanizm ten będzie sprawiedliwy i obiektywny, a przesłanki do jego uruchomienia jasno określone i niezmienne. W roboczym dokumencie zapisano też, że samo stwierdzenie naruszenia praworządności nie jest powodem do rozpoczęcia mechanizmu. Polityczna deklaracja ma zawierać także zapewnienie o nienaruszalności kompetencji państw członkowskich oraz o tym, że mechanizm ma brać pod uwagę wyłącznie stricte czynniki, które mogą zagrażać nieodpowiedniemu wydatkowaniu środków unijnych.
Procedura karania państw na podstawie mechanizmu praworządności ma być także mocno wydłużona - chodzi m.in. o to, że jego zasady muszą zostać zaaprobowane przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, co zapewne potrwa przynajmniej dwa lata.
Porozumienie nie jest szczególnie rewolucyjne wobec tego, jak mechanizm praworządności miał funkcjonować według pierwotnych reguł. Zostało to odnotowane m.in. w niemieckiej prasie. Przykładowo, dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zwraca uwagę, że uzależnienie wypłaty środków od przestrzegania reguł praworządności pozostanie, odsunięto wyłącznie w czasie zastosowanie mechanizmu. Dodano do niego także kilka precyzujących zapisów. "Pieniądze pozostają najlepszym argumentem. Z obu tygrysów zostały futrzane dywaniki przed łóżkiem" - pisze Thomas Gutschker z "FAZ".
W rozmowie z Gazeta.pl dr Wojciech Warski, ekspert Team Europe, mówi, że choć zmiany mają charakter kosmetyczny, to "kosmetyka też czasem ma znaczenie".
Idea powiązania praworządności z budżetem i sposób jego dochodzenia w mojej ocenie nie ulega zmianie. Natomiast zauważalną modyfikacją jest np. to, że oceną naruszeń i zagrożeń interesów finansowych Unii będzie zajmowała się komisja ds. budżetu, a nie komisja ds. sprawiedliwości. To są niuanse, które mogą nieco utrudnić czy opóźniać egzekwowanie zasad państwa prawa. Ustawione zostały pewne biurokratyczne kroki - i choć sama idea nie uległa zmianie - to pozwalają one czuć polskim negocjatorom i Orbanowi, że uzyskali jakieś narzędzie wpływu. To i tak bardzo dużo w sytuacji negocjacyjnej, w jakiej się znaleźli
- komentuje dr Warski. Jak dodaje, bardzo łatwo mogła powstać sytuacja, w której Orban i Morawiecki nie osiągnęliby zupełnie nic i wtedy staliby przed dramatycznym wyborem. Dlatego - jak się wydaje - zmiany o charakterze biurokratycznym i proceduralnym w regułach mechanizmu praworządności pozwalają im nie wyjść z całej sytuacji na tarczy.
O ile Orban nad swoją sytuacją w kraju panuje - bo w procesie zawłaszczania państwa jest o kilka lat do przodu - o tyle gdyby Mateusz Morawiecki musiał dla zachowania twarzy i pozorów wobec własnej partii faktycznie wetować ten budżet, to sądzę, że to by się bardzo źle skończyło dla całej Zjednoczonej Prawicy. Opinia publiczna w ostatnich dniach zaczęła szybko zmieniać zdanie na niekorzyść rządzących. Zaczęła dostrzegać, że jest to awantura o zachowanie i ekspansję mechanizmów utrzymania władzy, a nie o suwerenność, jak przedstawia to Zjednoczona Prawica.
- mówi Warski.
W porozumieniu ws. budżetu UE zwraca się uwagę także na to, że w sprawie zgodności mechanizmu praworządności z unijnym prawem będzie musiał wypowiedzieć się Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. To oznacza, że mechanizm będzie de facto zamrożony zapewne przez przynajmniej dwa lata. Tym samym Viktor Orban będzie miał z nim spokój przynajmniej do wyborów w 2022 r.
Także procedury zastosowania mechanizmu - m.in. ze względu na tzw. hamulec bezpieczeństwa - będą nieco wydłużone. Koncepcja "hamulca bezpieczeństwa" zakłada, że gdyby Komisja Europejska chciała rozpocząć wobec jakiegoś kraju proces odbierania funduszy unijnych, to szef Rady Europejskiej będzie mógł przenieść tę sprawę na najbliższy szczyt unijny.
Mechanizm praworządności - zastosowany wobec kogokolwiek, bo Polska nie jest jedyna, inne kraje też coś mają za uszami - jest na tyle rozciągnięty w czasie na kolejne kroki proceduralne, że trzeba by rzeczywiście poważnych naruszeń i dużej determinacji pozostałych krajów, żeby skutecznie dochodzić kar lub zmiany sytuacji. Co oznacza, że prawdopodobnie ten mechanizm ma prawie żadne znaczenie dla sytuacji zastanych, natomiast mimo wszystko fakt jego istnienia - w naszym przypadku – np. powstrzyma frakcję Ziobry od dalszego zawłaszczania instytucji sądowych
- komentuje dr Warski.
Biorąc pod uwagę długość procedur, oczekiwanie na orzeczenie TSUE oraz polski kalendarz wyborczy, ewentualny problem dla Polski jest więc odsunięty mocno w czasie.
To nie są procedury, które obowiązują na miesiąc, czy na rok. Ich działanie jest rozciągnięte na lata. Jeżeli więc jakieś naruszenia nastąpią np. wiosną 2021 r., to będzie dużą sprawnością Unii, gdy jeszcze ten rząd zostanie za to ukarany. Bardzo możliwe, że zostanie za to ukarany już następny rząd, jaki by on nie był
- komentuje ekspert Team Europe.