Żołnierze z nowych samochodów się cieszą. Trudno bowiem znaleźć takiego, który chciałby jeździć obecnie podstawowym wojskowym samochodem terenowym, czyli honkerem. Nie chodzi tylko o wygodę, której trudno w nim zaznać. Chodzi przede wszystkim o to, że jakość ich wykonania jest w większości katastrofalna, do tego są bardzo zawodne, a nawet niebezpieczne. Na przykład notorycznie, bez żadnego ostrzeżenia, odpadają im koła. Tak po prostu, na równej i prostej drodze, przy większej prędkości prowadząc do dachowania.
Nie ulega wątpliwości, że honkery to jedno z najgorszych dzieł polskiej motoryzacji i bardzo dobrze, że zaczyna się proces ich wymiany.
Pierwszym ich następcą mają być samochody Ford Ranger. To one właśnie robiły we wtorek za tło ministrowi Mariuszowi Błaszczakowi. W tym roku podpisano umowę na ich zakup i jeszcze do jego końca ma zostać dostarczone nieco ponad 200 z 648 zamówionych. Cena za całe zamówienie to około 118 milionów złotych. Podczas wtorkowej uroczystości przekazania pierwszych samochodów minister mówił:
Czas honkera w Wojsku Polskim odchodzi do historii. To wysłużone samochody, które przez lata stanowiły właśnie podstawę, jeżeli chodzi o zadania wojskowe i logistyczne. Teraz Wojsko Polskie będzie korzystało z nowoczesnego sprzętu, skonfigurowanego zgodnie z wymaganiami żołnierzy, a więc dającego gwarancję niezawodności i bezpieczeństwa.
Jak bardzo nowe samochody są dostosowane do wymagań wojska, widać na zdjęciach. Błyszczący lakier, liczne chromowane elementy nadwozia, welurowe dywaniki we wnętrzu. Tak naprawdę to zwykłe cywilne samochody, przy których zakupie liczyła się niska cena i szybki czas dostawy. Wymagania w przetargu prowadzonym przez 2. Regionalną Bazę Logistyczną były celowo minimalistyczne, ponieważ nadrzędnym celem było w ogóle coś wreszcie kupić.
- Przekaz wtorkowego wydarzenia miał być taki, że oto udało się przełamać imposybilizm i to zasługa ministra Błaszczaka - mówi Gazeta.pl Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa". Nie można ministrowi odmówić tego, że rzeczywiście to za jego kadencji udało się przełamać tragifarsę ciągnącą się od wielu lat.
Dwa samochody terenowe Honker, które nie mogą się doczekać następców Fot. Pibwl/Wikipedia CC BY-SA 3.0
Zanim pojawiły się Fordy Rangery, był bowiem program Mustang. Jego perypetie, zakrawające na absurd, opisywałem szczegółowo już wcześniej. Dość powiedzieć, że analizy trwały od 2013 roku, a od 2015 do końca 2019 anulowano cztery kolejne przetargi. Głównymi powodem tej serii porażek były absurdalne oczekiwania wojska. Z jednej strony stawiano przed pojazdem takie wymagania, że musiała to być bardzo specyficzna konstrukcja. W branżowym slangu - kolejna "Gwiazda Śmierci". Z drugiej strony miało być tanio, a nawet bardzo tanio i jeszcze ze świetnym serwisem. Efekty były więc takie, a nie inne, co cywilni specjaliści raz po razie prorokowali. Jak pisał w jednym z wydań "Nowej Techniki Wojskowej" Jarosław Brach:
Czasami wydaje się, że nasza armia działa w swoistej próżni, w swoim świecie, jakby kompletnie nie uwzględniając otaczającej jej rzeczywistości.
Po trzeciej nieudanej próbie kupienia Mustangów w MON zadecydowano po cichu schować program do szafy i na razie o nim zapomnieć (choć formalnie nadal trwa, jako zakup kilkudziesięciu lekko opancerzonych samochodów terenowych). W zamian rozpisano kolejny ze zwykłych przetargów na zakup nowych samochodów dla wojska. Inny tryb, mniejsza skala, skromne oczekiwania, nacisk na efekt. Jednak także po raz czwarty się nie udało, bo oferty opiewały na zbyt wysokie kwoty. Rozpisano więc już piąty przetarg, z jeszcze skromniejszymi oczekiwaniami. I wreszcie się udało. - Chodziło to, żeby coś wreszcie kupić. Cokolwiek, z tak zwanej półki, czy raczej z placu - mówi Cielma.
No i jest. Ford Ranger stanie się jedną z wizytówek polskiego wojska. Wbrew temu co by się mogło wydawać, nie są to bowiem samochody, których głównym zadaniem będzie brnąć przez bezdroża. To najprostsze "wozidła". Trzeba coś załatwić w garnizonie 100 kilometrów dalej? Ranger. Trzeba coś podrzucić żołnierzom ćwiczącym na poligonie? Ranger. Trzeba kogoś zawieźć na odprawę? Ranger. - To samochód niezbędny do bieżącego życia wojska. Na poligonie pożytek z niego będzie mniejszy - mówi Cielma. Zdecydowaną większość swojego życia nowe samochody spędzą na normalnych drogach, będą więc widoczne dla obywateli. "Teren" w ich przypadku to będzie co najwyżej nieutwardzona droga z kilkoma głębszymi kałużami gdzieś na poligonie.
Tak naprawdę fordy rangery nie zastąpią jednak wszystkich honkerów. Po pierwsze na razie zakupiono ich kilka razy za mało. Jednak nawet jeśli będą kolejne przetargi i w końcu będzie ich kilka tysięcy, to i tak nie załatwią sprawy w całości. - To nie jest prawdziwy następca honkera i całościowe rozwiązanie problemu wozu polowego polskiego wojska - mówi Cielma. Nie chodzi tylko o to, że w porównaniu z rasowymi samochodami terenowymi mają ograniczone możliwości poruszania się w trudnym terenie. Nie nadają się też w obecnej postaci pod zabudowy specjalistyczne. Czyli na przykład do zamontowania na nich radiostacji.
Jak taki problem rozwiązać, dali przykład w ostatnich latach Francuzi. I to też za pomocą Fordów Rangerów. W 2015 roku zakupiono ich tysiąc "z półki" w trybie przyśpieszonym. Zrobiono tak, ponieważ flota dotychczasowych podstawowych samochodów terenowych P4, wyprodukowanych w większości w latach 80., zaczęła gwałtownie się wykruszać w związku z licznymi misjami zagranicznymi. Rangery trafiły niemal wyłącznie na francuskie ulice, gdzie pełnią funkcję właśnie "wozidła".
Ford Ranger w służbie francuskiego wojska Fot. Arnaud Lambert/Wikipedia CC BY-SA 4.0
Jednocześnie w 2016 roku rozpoczęto jednak program stworzenia ich głęboko zmodyfikowanej wersji, zgodnie z potrzebami wojska. Zajęła się tym specjalistyczna firma Arquus Defence. Efektem są pojazdy VT4 w dwóch wersjach: pickup i van, które na pierwszy rzut oka nie przypominają Forda Rangera. Modyfikacji uległ nie tylko wygląd, ale też istotnie wzmocniono konstrukcję i za cenę osiągów na drodze poprawiono osiągi w terenie oraz ładowność. Obecnie trwają dostawy VT4, których we francuskim wojsku jest już ponad tysiąc, a docelowo mają być ponad cztery tysiące. Patrząc na ich zdjęcia i na zdjęcia nowych polskich Fordów Rangerów, można zauważyć jak wygląda taki samochód "skonfigurowany zgodnie z wymaganiami żołnierzy".
Tak wyglądają francuscy dalecy krewni Forda Rangera.
Polscy żołnierze i tak się jednak cieszą. Ważne, że coś drgnęło. - Daliby już wszyscy spokój. Na następców honkerów w ich kluczowych zastosowaniach, to by i Skoda Fabia, czy Dacia Duster wystarczyły. Każdy dodany do nich pseudomilitarny bajer tylko winduje cenę ponad sufit. Jedyne, czego można by się przyczepić, to że nie zakupili ich od razu dwóch tysięcy od producenta i nie ugrali jakichś specjalnych warunków - mówi Gazeta.pl anonimowo żołnierz zawodowy.
Cała te epopeja pokazuje jednak, jak głęboko niewydolny jest system zakupów sprzętu dla wojska. Siedem lat analiz i przetargów na coś tak prostego, jak samochód terenowy. Efekt w postaci kupionych z półki cywilnych terenówek w liczbie kilka razy mniejszej, niż pierwotnie zakładano. Pomimo tego żołnierze, wymęczeni ciągłym oczekiwaniem i służbą na złomie, się cieszą. I nie można się im dziwić. Trudno to jednak nazwać sukcesem państwa polskiego.