Na początku ważne zastrzeżenie. Abstrahując od wątpliwości i absurdów wynikających z rozporządzenia rządowego, nie można zapominać po prostu o zasadach bezpieczeństwa i zdrowym rozsądku. Pandemia nie robi sobie wolnego na święta, a koronawirus nie uzależnia swojej transmisji od tego, czy prawo w danym kraju jest logiczne, czy zaskakujące.
Zgodnie z rządowym rozporządzeniem, od kilku tygodni obowiązuje już i będzie obowiązywał w okresie świątecznym przepis mówiący o tym, że w danym domu czy mieszkaniu zabronione są spotkania z udziałem więcej niż pięciorga gości. Konkretny zapis wygląda następująco:
Do dnia 27 grudnia 2020 r. zakazuje się organizowania innych niż określone w ust. 1 zgromadzeń, w tym imprez, spotkań i zebrań niezależnie od ich rodzaju, z wyłączeniem (...) imprez i spotkań do 5 osób, które odbywają się w lokalu lub budynku wskazanym jako adres miejsca zamieszkania, lub pobytu osoby, która organizuje imprezę lub spotkanie; do limitu osób nie wlicza się osoby organizującej imprezę lub spotkanie oraz osób wspólnie z nią zamieszkujących, lub gospodarujących
Wyjątków jest tylko kilka - to np. kursy w zakresie kwalifikowanej pierwszej pomocy czy szkolenia lub egzaminy w ramach kształcenia w zawodach medycznych.
Gdyby prawniczy język z rozporządzenia nie był szczególnie przystępny, kancelaria premiera wytłumaczyła przepis na grafice. Wynika z niej, że w okresie świątecznym spotkania mogą odbywać się w gronie maksymalnie pięciu osób, ale do limitu nie wlicza się gospodarza i jego domowników. Innymi słowy - w danym domu można przyjąć maksymalnie pięciu gości.
Także przedstawiciele resortu zdrowia - w tym minister Adam Niedzielski - tłumaczyli, że poza domownikami w wigilii (czy w każdym innym spotkaniu w okresie świątecznym) może uczestniczyć dodatkowo najwyżej pięć osób. Namawiali jednak przy tym do świętowania w maksymalnie kameralnym gronie najbliższej rodziny.
Ale część osób wytyka rządowi brak logiki w ograniczeniu liczebności osób na święta. Przykłady? Wyobraźmy sobie sześcioosobową rodzinę (rodzice i czworo dzieci) oraz dwuosobowe gospodarstwo domowe (babcia i dziadek). Z rozporządzenia wynika, że jeśli sześcioosobowa rodzina zaprosi do siebie na wigilię babcię i dziadka, będzie to legalne. Ale jeśli to babcia z dziadkiem zaproszą do siebie sześcioosobową rodzinę, złamią reguły prawne.
Mamy więc dwa przykłady spotkań w gronie tych samych ośmiu osób, z których jedno jest legalne, a drugie nie. Jedyną różnicą jest to, gdzie się spotykają. Tymczasem jeśli w jednym gospodarstwie domowym będzie osoba zakażona koronawirusem, to ryzyko, że "sprzeda" go innym uczestnikom spotkania jest podobne - niezależnie czy to ona będzie podejmowała gości, czy sama będzie gościem.
Takich przykładów można mnożyć. Czteroosobowa rodzina (np. rodzice i dwoje dzieci) może do siebie zaprosić trzyosobową rodzinę (np. brat z żoną i dzieckiem) oraz dwuosobowe gospodarstwo domowe (np. rodzice gospodarza). Razem będzie miała pięcioro gości. Jednak spotkanie w takim samym gronie nie może się legalnie odbyć w dwóch pozostałych domach - wtedy gości będzie za dużo.
Ba, można sobie wręcz wyobrazić nawet sytuację, w której legalne będzie spotkanie w jedenaście (a nawet więcej osób), a niedozwolone spotkanie w mniej licznym gronie - np. siedmiu osób. Dlaczego? Załóżmy, że samotnie mieszkająca babcia chce zaprosić do siebie sześcioosobową rodzinę np. swojego syna. Zgodnie z rozporządzeniem - nie może. Ale już wieloosobowe gospodarstwo domowe (np. rodzice z dziećmi czy wielopokoleniowa rodzina - np. dziadkowie, rodzice i dzieci mieszkający w jednym domu) może zaprosić dodatkowych pięć osób.
Słuszność naszej interpretacji przepisów potwierdza dr hab. Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego i Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego.
Jeśli już, to istotne powinno być to, ile osób się spotyka, a nie w czyim domu odbywa się spotkanie. Jest absurdalne, że dwuosobowe gospodarstwo domowe nie może zaprosić do siebie sześciu osób, ale wystarczy "odwrócić" organizatora i wszystko jest niby legalne
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl. Przy okazji ma także wątpliwości, czy limitowanie liczebności spotkań w przestrzeni prywatnej jest zgodne m.in. z konstytucyjnymi prawem do ochrony prawnej życia prywatnego oraz do wolności poruszania się po terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
Choć same przepisy można uznać za pokraczne, to Rafał Halik - epidemiolog, ekspert zdrowia publicznego z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego Państwowego Zakładu Higieny - stara się zrozumieć intencje rządu. Przepis o maksymalnie pięciorgu gości jest absurdalny w przykładach podanych wcześniej, niemniej czasem utrudnia legalne spotkanie w gronie kilku gospodarstw domowych.
Jak podkreśla Halik, jeśli goście pochodzą z różnych środowisk, to im większa ich liczba, tym wyższe ryzyko, że ktoś wirusa na spotkanie "zawlecze".
Jeżeli te sześć osób przyjeżdża do dwuosobowej rodziny, to może być tak, że przyjeżdżają one z różnych miejsc. W związku z tym prawdopodobieństwo, że ktoś z nich przywlecze tego wirusa, zwiększa się
- mówi Halik.
Rząd podejmuje kroki, aby możliwie zmniejszać częstość kontaktów. Na moje oko to są często intuicyjne działania oparte na wcześniejszych rekomendacjach WHO nt. zachowywania dystansu. Przykładowo, władze brytyjskie też nakazują spotkania do sześciu osób
- dodaje ekspert. Zaznacza, że oczywiście wiele w zakresie zagrożenia epidemicznego zależy także choćby od pracy czy aktywności wykonywanej przez uczestników spotkania (np. kontroler biletów w pociągu podmiejskim jest bardziej narażony na zakażenie niż osoba pracująca zdalnie przed komputerem), od ich wieku, zachowywania dystansu czy od częstotliwości wietrzenia pomieszczenia podczas spotkania.
Za złamanie reguł rozporządzenia w zakresie liczby gości podczas wigilii (czy innego spotkania) grozi pouczenie lub mandat w wysokości 500 złotych. Policja może także sporządzić wniosek o ukaranie do sądu lub przekazać sanepidowi informację ws. nałożenia kary administracyjnej - wówczas może ona wzrosnąć do 30 tys. złotych.
Zgodnie z zapowiedziami rzecznika Komendy Głównej Policji Mariusza Ciarki na antenie Polsat News, policja nie planuje "specjalnych działań" w okresie świątecznym, ale będzie "zwyczajnie reagować jak na inne zgłoszenia, czy z własnej inicjatywy".
W kwestii limitu gości wigilijnych liczymy na samodyscyplinę, ale pamiętajmy, że inspektorzy sanitarni i policjanci zobowiązani są reagować, chociażby w związku ze zgłoszeniami od innych osób
- powiedział Ciarka.
Rząd zdaje sobie też sprawę, że formalne ograniczenia w świątecznych spotkaniach są w dużej mierze nie do wyegzekwowania i wielką rolę będzie grała dyscyplina Polaków. Aby zmniejszyć ryzyko dużego skoku liczby zachorowań, tuż po świętach (od 28 grudnia) rząd wprowadza kolejne ograniczenia. To choćby zamknięcie hoteli czy klubów fitness (a raczej - likwidacja luk prawnych, z których dotychczas korzystano), ponowne zamknięcie wielu sklepów w galeriach handlowych czy zakaz przemieszczania się w sylwestrową noc.