Od stycznia tego roku klienci banku Nordea w Danii mogą brać kredyty hipoteczne na 20 lat ze stałym oprocentowaniem wynoszącym zero procent. To zresztą też nie jest do końca nowość. Jak przypomina Bloomberg, 20-letnie kredyty na zero procent pojawiły się w Danii kilka lat temu, teraz pożyczkodawcy wrócili z ofertą - to pierwszy powrót podobnego produktu w historii.
Nordea (bank ten działał też w naszym kraju, ale w 2014 roku polski oddział połączył się z PKO BP) nie jest jedynym bankiem, który takie hipoteki wprowadza. Krok ten rozważać ma też Nykredit Realkredit, największy pożyczkodawca hipoteczny w Danii oraz Jyske Bank. Nie wyklucza tego również Danske Bank, największy duński bank.
Jak to w ogóle możliwe? Przede wszystkim, kredyty hipoteczne są w Danii inaczej skonstruowane niż w Polsce. Udzielane są ze stałą stopą oprocentowania na określony czas (u nas jest to zwykle stopa zmienna). Po drugie, bank udzielający kredytów emituje pod nie tak zwane listy zastawne dla inwestorów. Oprocentowanie tych kredytów wynosi 0 proc., co oznacza, że bank dostaje pieniądze "za darmo". To sprawia, że mogą sobie pozwolić na także zerowe oprocentowanie hipotek. Tyle że nie oznacza to, że kredyty nieruchomościowe są dla klientów darmowe. Bank pobiera różnego rodzaju opłaty, prowizje, ubezpieczenia itp. Niemniej oznacza to bardzo tanie pożyczki. Bloomberg zaznacza, że duński rynek listów zastawnych zabezpieczonych hipotecznie jest największy na świecie.
Obok tej oferty, Duńczycy mogą jeszcze skorzystać z 30-letnich hipotek oprocentowanych na zaledwie 0,5 proc. oraz kredytów hipotecznych na 10 lat ze stopą ujemną -0,5 proc. - oferuje je Jyske Bank. I tu także trzeba uważać na swego rodzaju "haczyki" - nie tylko dodatkowe opłaty, ale i dostępność kredytu - kredyt z ujemnym oprocentowaniem ma ograniczoną kwotę, a warunki zależą też od wysokości wkładu własnego. Pisaliśmy o tym w poniższym tekście:
Duński bank centralny, który poprzez swoją politykę monetarną broni poziomu korony, powiązanej z euro, obniżył główną stopę procentową poniżej zera w 2012 roku. Jak dotąd żadne inne państwo nie utrzymywało ujemnej stopy tak długo. Obecnie wynosi ona -0,6 proc. (rekordowo nisko była na poziomie -0,75 proc.). I nie zapowiada się, by w najbliższym czasie miała nastąpić zmiana.
Główna stopa procentowa w Danii Źródło: duński bank centralny
"W danych nie ma nic, co wskazywałoby na to, że czeka nas podwyżka stóp" - powiedział w opublikowanym miesiąc temu, 9 grudnia, wywiadzie prezes banku centralnego Danii Lars Rohde. Choć ujemne stopy procentowe postrzegane są przez część ekonomistów jako rozwiązanie kontrowersyjne, Rohde uważa, że to skuteczne narzędzie wspomagające gospodarkę. Jego zdaniem, prowadzi do tworzenia nowych miejsc pracy. Stopa bezrobocia w Danii rzeczywiście spadała, wprawdzie w czasie pandemii podskoczyła ona do około 4 proc., ale wciąż nie jest to wysoki poziom. Ekstremalnie niskie stopy procentowe nie doprowadziły też do wysokiej inflacji, która utrzymuje się poniżej 2 proc. Tutaj warto jednak pamiętać, że duński bank centralny nie "pilnuje" inflacji i bezrobocia tak, jak inne banki centralne, w tym na przykład nasz NBP.
Jest też oczywiście druga strona medalu. Ujemne stopy procentowe mają też wpływ na rynek bankowych depozytów. Wspomniany powyżej Jyske Bank ma takie w swojej ofercie - czyli klienci płacą bankowi za to, że trzymają w nim swoje pieniądze I nie tylko on, choć dotyczą one najwyższych depozytów. Od 1 stycznia tego roku Danske Bank zdecydował się (w ślad za branżą) obniżyć próg, od którego stosowane jest ujemne oprocentowanie depozytów detalicznych. Reuters przypomina, że Danske był ostatnim z dużych duńskich banków, które wprowadziły takie oprocentowanie. Było to w lutym ubiegłego roku, ale wtedy dotknęło zaledwie około 1 proc. klientów tej instytucji. Teraz ujemne stawki dotyczą depozytów detalicznych w wysokości od 250 tys. koron duńskich (równowartość nieco ponad 151 tys. zł) z wcześniejszego 1,5 miliona. Wobec takich depozytów stosowana jest ujemna stopa procentowa w wysokości 0,6 proc. - tyle samo Danske płaci za trzymanie swoich pieniędzy w duńskim banku centralnym.
Stopy procentowe spadły też w ostatnim czasie bardzo wyraźnie i w Polsce. W ubiegłym roku Rada Polityki Pieniężnej obniżyła je trzy razy, główną o łącznie 1,4 pkt proc., obecnie wynosi ona 0,1 proc. Wiele emocji wywołały pod koniec roku słowa prezesa NBP w tej sprawie. Adam Glapiński stwierdził, że choć aktualny poziom stóp wydaje się być odpowiedni, to w pierwszym kwartale tego roku nie są wykluczone obniżki.
"Obecny poziom stop procentowych jest właściwy i najlepiej odpowiada obecnej sytuacji. Jednak w pierwszym kwartale następnego roku możliwe jest dalsze obniżenie stóp. Prowadzimy w NBP odpowiednie analizy możliwych okoliczności i potencjalnych skutków takiego obniżenia" - powiedział szef NBP w wywiadzie dla "Obserwatora Finansowego".
Ekonomiści i eksperci zwracali uwagę, że czas, w którym padły te słowa, może być wskazówką intencji prezesa - miała być to słowna interwencja mająca na celu osłabienie kursu złotego. Po co? Pojawiały się komentarze, że celem mogła być poprawa wyniku finansowego NBP.
Niskie stopy sprawiają, że spada oprocentowanie kredytów. Jak wylicza Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors, w listopadzie w przypadku kredytów hipotecznych było ono rekordowo niskie - wyniosło 2,89 proc.
Oprocentowanie kredytów hipotecznych w Polsce. Źródło: Expander, dane NBP.
Czy możliwe jest oprocentowanie hipotek bliskie zera? Według eksperta Expandera w najbliższym czasie nie ma się co tego spodziewać. Jest jednak szansa, że będą tańsze niż teraz, a oprocentowanie spadnie poniżej 2 proc. " Najpierw prezes NBP zasugerował, że być może w I kwartale 2021 r. zostaną obniżone stopy procentowe. Teraz GUS podał, że inflacja w grudniu wyniosła tylko 2,3 proc. Zaskakująco niski wzrost cen zwiększa prawdopodobieństwo obniżki stóp, co przełożyłoby się na spadek oprocentowania kredytów. Istnieje więc szansa na to, że w tym roku pojawi się oferta kredytu hipotecznego z oprocentowaniem niższym niż 2 proc." - argumentuje Jarosław Sadowski.
To oczywiście wiążę się też niskim oprocentowaniem depozytów i bankowych lokat. Średnie oprocentowanie na kontach ROR i oszczędnościowych spadło w listopadzie do 0,04 proc. W przypadku lokat średnie oprocentowanie zmniejszyło się do 0,58 proc. - jeszcze w styczniu ubiegłego roku było na poziomie 1,42 proc. Do tego klienci wycofali sporą część środków z lokat. "Przeniesienie znacznej części oszczędności na konta i spadek oprocentowanie sprawiły, że kwota odsetek wypłaconych klientom w listopadzie wyniosła 1,28 mld zł, czyli najmniej odkąd NBP publikuje takie dane (od grudnia 1996 r.). Warto dodać, że miało to miejsce w momencie, gdy mieliśmy w bankach najwięcej pieniędzy w historii (970 mld zł)" - pisze Sadowski.