W poniedziałek 1 lutego ruszył nabór wniosków na nowy okres świadczeniowy programu 500 plus. Obecnie można to robić elektronicznie (za pośrednictwem portalu Empatia, przez bankowość elektroniczną lub przez portal PUE ZUS). Od 1 kwietnia złożenie wniosku będzie możliwe w urzędzie lub za pośrednictwem poczty.
Wnioski są składane na okres od 1 czerwca 2021 r. do 31 maja 2022 r. Zasadniczo czas na złożenie wniosków jest to 30 kwietnia, aby 500 plus przez kolejnych 12 miesięcy otrzymywać bez opóźnień. Jednak jeśli ktoś złoży wniosek w maju lub w czerwcu, także otrzyma wszystkie 500 plus, aczkolwiek z opóźnieniem i wyrównaniem. Jeśli jednak ktoś złoży wniosek np. w lipcu, nie otrzyma już wyrównania 500 plus za czerwiec.
Nowy okres rozliczeniowy dla 500 plus "zgrywa się" w czasie z najnowszymi danymi Głównego Urzędu Statystycznego o liczbie urodzeń w Polsce. Ze wstępnych szacunków GUS wynika, że w 2020 r. urodziło się w Polsce 355 tys. dzieci - najmniej od 2003 r.
Przez pierwsze mniej więcej dwa lata funkcjonowania 500 plus wszystko szło świetnie - liczba urodzeń rosła, w 2017 r. po raz pierwszy od siedmiu lat urodziło się w Polsce więcej niż 400 tys. dzieci (ok. 402 tys.). Oczywiście przedstawiciele rządu nie omieszkiwali widzieć w tym efektu nowego programu. Ówczesna premier Beata Szydło jasno mówiła, że program "ma sprawić, by Polacy decydowali się na liczniejsze potomstwo".
Ekonomiści zwracali uwagę, że trudno jest wyizolować wpływ tylko rządowego świadczenia i wzrost liczby urodzeń widzieli raczej we współgraniu kilku czynników - m.in. ogólnie rosnącej stopie życiowej (choć zapewne samo 500 plus też ma tu rzecz jasna wpływ).
Przypisywanie wzrostu urodzeń z lat 2016 i 2017 świadczeniu 500 plus jest nieuprawnione. Zmieniło się w ostatnich latach wiele czynników mających znaczenie dla decyzji prokreacyjnych – tak w okresie spadku liczby urodzeń po 2009 r., jak i w latach wzrostu. Wydłużana była długość urlopu związanego z opieką nad dzieckiem, wprowadzono nowe świadczenie rodzicielskie stanowiące rodzaj zasiłku macierzyńskiego dla osób niepracujących i ubezpieczonych w KRUS, zmieniano wysokość i zasady przyznawania ulg podatkowych na dzieci czy też mechanizmy łączące politykę społeczną z rynkiem pracy (m.in. "złotówka za złotówkę", kryteria dochodowe przy świadczeniach rodzinnych itp.). Zmienił się także dostęp do usług opiekuńczych dla najmłodszych dzieci (do 3 lat) oraz do opieki przedszkolnej. Część tych zmian zwiększała poczucie bezpieczeństwa osób planujących zostanie rodzicami lub powiększenie rodziny, część oddziaływała w przeciwnym kierunku
- pisali eksperci z Instytutu Badań Strukturalnych.
W kolejnych latach statystyki urodzeń zaczęły niestety mocno zjeżdżać. Spadła nie tylko do poziomów najniższych od kilkunastu lat, ale i poniżej tego, co zakładano wprowadzając w 2016 r. program. W 2020 r. po raz drugi z rzędu urodziło się w Polsce mniej dzieci niż zakładano po wprowadzeniu 500 plus. Z drugiej strony przedstawiciele rządu lubią powoływać się na wyliczenia, które w negatywnych wariantach zakładały, że urodzi się tylko 330 tys. dzieci.
Niemal zawsze przedstawiciele rządu pytani w mediach o spadające liczby urodzeń przekonują, że to "wina" coraz mniejszej liczby kobiet w wieku rozrodczym i dlatego najlepszym miernikiem sytuacji demograficznej jest nie tyle liczba urodzeń, co tzw. współczynnik dzietności. Mówi on o tym, ile przeciętnie urodzonych dzieci przypada na jedną kobietę w wieku rozrodczym. W 2015 r. był on na poziomie 1,29 (według danych GUS), a w 2017 r. podskoczył do 1,45. Niestety, od tego czasu już nie rośnie - w 2018 r. wyniósł 1,44, rok później 1,42.
Efekt demograficzny nie jest w ciągu jednego czy nawet czterech lat. W założeniach programu mówiliśmy, że będziemy mieli wskaźnik dzietności na poziomie 1,6 w ciągu dziesięciu lat. Ten temat jest cały czas otwarty
- nie traci nadziei w "Studiu Biznes" wiceminister rodziny i polityki społecznej Stanisław Szwed.
Rządowi, przy wprowadzaniu 500 plus, zależało szczególnie, aby rodziło się więcej drugich i kolejnych dzieci. Wskazywano, że o ile wiele rodzin decyduje się na jedno dziecko, o tyle decyzje o kolejnych nie przychodzą już tak łatwo. To zresztą dlatego przez pierwsze trzy lata programu (do 2019 r.) 500 plus należało się tylko na drugie i kolejne dziecko, a na pierwsze tylko dla najuboższych rodzin.
Poniżej tabela z danymi w latach 2008-2017 (za Instytutem Badań Społecznych). Widać w niej, że o ile do 2015 r. mieliśmy dość stabilną liczbę tzw. urodzeń drugich albo trzecich oraz spadającą liczbę urodzeń pierwszych, o tyle rzeczywiście w 2016 i 2017 r. widać dość wyraźny wzrost liczby urodzeń drugich i trzecich. Za 2018 r. GUS nie opublikował takich danych. Dane za 2019 r. nie są już tak optymistycznie. Co prawda mieliśmy aż 57,6 tys. urodzeń trzecich, ale "tylko" ok. 134 tys. drugich (i ok. 160 tys. pierwszych urodzeń).
PiS nie może pochwalić się ewidentnym sukcesem, jakim byłoby zahamowanie negatywnych trendów demograficznych. Choć 500 plus wpisało się - zapewne na bardzo, bardzo długo - do polskiego "krajobrazu" (popiera go także zdecydowana większość przedstawicieli opozycji), to jednak ekonomiści wypominają, że podobne efekty można byłoby osiągnąć znacznie niższym nakładem finansowym.
Od momentu wprowadzenia 500 plus w kwietniu 2016 r., wypłacono z jego tytułu ok. 135 mld zł. W obowiązującej od połowy 2019 r. wersji, zakładającej brak kryterium dochodowego w przypadku świadczenia na pierwsze dziecko, program kosztuje ok. 40 mld zł rocznie.
Symptomatyczne jest to, że w uzasadnieniu ustawy z 2019 r. (czy w tzw. ocenie skutków regulacji), rozszerzającej 500 plus, nie zapisano już żadnego celu demograficznego, a wyłącznie "poprawę jakości życia rodzin i kapitału ludzkiego". Już mało kto stawia przed 500 plus twarde cele związane z urodzeniami. Raczej - jak choćby ostatnio minister Maląg - mówi się, że 500 plus to "inwestycja w kapitał ludzki i podniesienie godności polskiej rodziny".