Na jesień rząd zamknął m.in. branżę restauracyjną. Od tego czasu sektor nie został odmrożony nawet na chwilę. Restauracje już od czterech miesięcy realizują jedynie zamówienia na wynos. Rząd jednak nie wsparł branży gastronomicznej wystarczającymi kwotami i tajemnicą poliszynela jest to, że sektor jest w stanie agonalnym. Badanie Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej omówione przez "Rz" potwierdza tę sytuację i maluje postapokaliptyczny obraz sektora restauracyjnego.
Analizy Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej wskazują, na to, że sektor stracił nawet 30 mld zł. "Biorąc pod uwagę, iż za 2019 r. GfK oceniała wartość gastronomii na 36,6 mld zł, to prawdziwy pogrom. IGGP szacuje, że po zdjęciu ograniczeń dla pracy restauracji wiosną może nie otworzyć się co piąta - zatem likwidacja czeka ok. 15 tys. lokali. Zmiana modelu pracy oznacza też wielkie zwolnienia, pracę w sektorze zatrudniającym ok. miliona osób może stracić nawet 250 tys. osób." - informuje "Rzeczpospolita".
Prezes IGGP, Jacek Czauderna, że zamówienia na wynos przynoszą zaledwie 5-10 proc. standardowego dziennego obrotu. Wyjątkiem są sieciówki, sushi i pizzerie, które najlepiej sobie radzą z taką formą biznesu. Do tego zaledwie co piąty lokal stara się zmniejszyć straty, oferując opcje dostawy i na wynos. Czauderna dodaje, że aż 90 proc. rynku gastronomicznego straciło płynność finansową lub jest na jej granicy. Słabo radzą sobie także restauracje z wyższej półki, w reprezentacyjnych lokalizacjach, często nastawione na turystów. Obsługa cateringu to za mało, a straty sięgają nawet kilkuset tysięcy złotych miesięcznie.