Jacek Sasin, szef resortu aktywów państwowych, odniósł się do kwestii rozbiórki bloku węglowego w Ostrołęce. Rząd zdecydował się na wstrzymanie inwestycji pomimo sporych wydatków, które na nią przeznaczono. Budowa pochłonęła bowiem do tej pory ponad miliard złotych.
Szef MEP na antenie RMF FM wyjaśnił, że nie wszystkie środki przeznaczone na inwestycje zostaną stracone. Burzony jest bowiem tylko jeden z pylonów.
"Wszystkie inne inwestycje wykonane zostaną użyte przy budowie elektrowni gazowej, która powstanie w tym miejscu" - stwierdził Jacek Sasin.
Szef ministerstwa aktywów państwowych wyjaśnił też, kogo można winić za przerwanie prac nad elektrownią. Tym razem winnym nie okazała się poprzednia koalicja rządowa czy Donald Tusk. "To jest raczej pomnik zmieniającej się bardzo szybko i w sposób niemożliwy do przewidzenia polityki klimatycznej Unii Europejskiej, bo w momencie kiedy ta inwestycja była planowana, kiedy zaczęła się jej budowa, wydawało się, że elektrownia węglowa taka może powstać i może pracować" - stwierdził Jacek Sasin.
Stwierdził też, że to zmieniające się podejście władz UE do węgla uniemożliwiło pełne finansowanie inwestycji. Zdaniem Sasina kwestia Ostrołęki nie obciąża też tych, którzy zdecydowali o uruchomieniu inwestycji, bo decyzję podejmowali "w zupełnie innych okolicznościach, których naprawdę nie dało się przewidzieć".
Ostrołęka C miała być blokiem o mocy około 1000 MW. Trzy działające do tej pory bloki w Ostrołęce są znacznie mniej potężne - mają 700 MW mocy łącznie. Koszty realizacji projektu miały wynieść 6 mld zł. Największą inwestycję we wschodniej Polsce planowano uruchomić w roku 2024.
Plan budowy nowego bloku zaczęła wdrażać Platforma Obywatelska. W 2009 r. powołano spółkę Elektrownia Ostrołęka S.A. Trzy lata później projekt jednak zawieszono. Uznano ją za nieopłacalną. Politycy Prawa i Sprawiedliwości krytykowali wówczas wstrzymanie prac.