Reforma OFE miała ruszyć 1 czerwca 2021 roku. Okoniem stanęła jednak Solidarna Polska, ostatecznie więc zaplanowane już głosowanie w Sejmie się nie odbyło.
Wiceminister w resorcie funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda przyznaje, że kalendarz parlamentarny jest nieubłagany i czasu, by reformę uruchomić "jest bardzo mało".
- W najbliższym czasie podejmiemy decyzje, czy będziemy próbować zachować terminy zapisane w ustawie. Mamy jeszcze przeszło miesiąc, więc jest to możliwe. Ewentualnie zaproponujemy nowelizację przepisów, by przesunąć ten termin o miesiąc lub dwa - stwierdził. Dodał też, że "decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła".
Rząd zakładał pierwotnie, że reforma OFE ruszy już od czerwca 2021 roku, dlatego legislacja powinna zostać zakończona jeszcze w maju. Pierwsze czytanie przepisów odbyło się bez problemów - miało miejsce jeszcze w marcu.
Dziś Solidarna Polska ma już jednak wątpliwości, jak powinna wyglądać reforma. Według nieoficjalnych informacji problemem jest polityczna kontrola nad środkami przeniesionymi z OFE - pieniędzmi miałby zarządzać Polski Fundusz Rozwoju. Na jego czele stoi Paweł Borys, uznawany za "człowieka Morawieckiego". Tymczasem relacje między szefem rządu a Zbigniewem Ziobro nie należą do najlepszych.
Zgodnie z założeniami reformy środki, które Polacy zgromadzili w funduszach, zostaną przeniesione. Domyślnie, o ile nie wypełnimy deklaracji i nie wyślemy jej tradycyjną pocztą, trafią na Indywidualne Konta Emerytalne.
Transfer środków będzie się jednak wiązał ze swego rodzaju prowizją. 15 proc. zgromadzonych pieniędzy OFE potrącą w dwóch transzach i przekażą na konta ZUS-u. Rząd zapewnia, że środki przeniesione na IKE będą mogły podlegać dziedziczeniu, ich wypłata w przyszłości będzie też nieopodatkowana. Pieniądze z IKE będzie też można wypłacić - jednorazowo lub w ratach.