Pensje pod stołem w wielu branżach to norma. Koszty dla Polski? Jak druga luka VAT [WYKRES DNIA]

Ponad 17 mld zł rocznie tracą finanse publiczne Polski na procederze wypłaty pracownikom części pensji "pod stołem" - wynika z najnowszego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego. W ten sposób wynagrodzenie otrzymuje mniej więcej co ósmy Polak zatrudniony na umowie o pracę. Pracodawcy dzięki temu oszczędzają na kosztach pracy, a dłużnicy ukrywają dochody.
Zobacz wideo Ogromna dziura w ZUS-ie? "Jak będziemy mieli szczęście, to bieda zajrzy w oczy do końca tej kadencji"

Jak wynika z najnowszego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w Polsce ok. 1,4 mln osób (czyli ok. 12 proc. osób zatrudnionych na umowę o pracę) część wynagrodzenia otrzymuje pod stołem. Innymi słowy - formalnie otrzymują np. płacę minimalną, natomiast całkiem nieoficjalnie pracodawca wypłaca im dodatkowe pieniądze. To właśnie przede wszystkim pracowników, którzy formalnie uzyskują niskie dochody.

Płacenie pod stołem w małych firmach, szczególnie usługowych

W części branż i firm zjawisko jest zdecydowanie powszechniejsze niż w innych. Analiza PIE wskazuje, że w mikrofirmach, czyli przedsiębiorstwach zatrudniających do dziewięciu osób, pod stołem część wynagrodzenia otrzymuje aż 31 proc. osób. W większych firmach w ten sposób pensje otrzymuje 11 proc. pracowników. Jak tłumaczy PIE, różnica wynika m.in. z mniej formalnych relacji między pracownikiem i pracodawcą w mikrofirmach, większego udziału kosztów wynagrodzeń w działalności (to oznacza większą presję na ich obniżanie) oraz uproszczonej rachunkowości - ułatwiającej płacenie pod stołem.

embed

Najczęściej pod stołem płaci się w branży usługowej, np. w firmach świadczących usługi związane z urodą, rekreacją, zakwaterowaniem, gastronomią, rozrywką czy kulturą. Aż 57 proc. przedsiębiorców z tej gałęzi oceniło, że zjawisko jest obecne w ich branży. Pod 50-procentowe wyniki odnotowano też w handlu i budownictwie.

embed

Z badania PIE wynika, że łącznie suma wypłat pod stołem w 2018 r. wyniosła 34 mld zł. Z powodu pomijania w oficjalnych statystykach tego zjawiska, przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej w 2018 r. - które według oficjalnych danych GUS wyniosło 4585 zł - było zaniżone o 240 zł. 

Sopocki Monciak jest pełen knajpek 34 mld zł pod stołem. Nieoficjalny 'dodatek' do pensji dostaje 1,4 mln osób

Niższe pensje, takie same wydatki. Wniosek nasuwa się sam

Bardzo ciekawie wyglądają dane, które stał się jedną z "genez" wyliczeń skali płacenia pod stołem. Eksperci z PIE, wychodząc z założenia, że zjawisko występuje raczej wyłącznie w sektorze prywatnym, nie publicznym - sprawdzili poziom rozchodów (wydatków) osób zatrudnionych w tych sektorach. Okazało się, że są one bardzo podobne.

embed

Jednak żeby wydawać pieniądze, trzeba je przecież najpierw zarobić. Tymczasem w sektorze prywatnym występuje bardzo duża nadreprezentacja niskich płac. Wniosek?

Nadwyżkę sumy niskich wynagrodzeń w sektorze prywatnym ponad rozkład obserwowany w sektorze publicznym traktujemy jako wynagrodzenia wypłacane pod stołem

- tłumaczą eksperci z PIE (choć zaznaczają, że mimo wszystko należy ten wniosek traktować jako pewne uproszczenie).

embed

Płacenie pod stołem to 17 mld zł mniej dla państwa

Eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego szacują, że wypłacanie części wynagrodzeń pod stołem obniżyło poziom dochodów sektora finansów publicznych w 2018 r. o ok. 17,3 mld zł. To niewiele mniej niż wyniosła wówczas luka VAT (19 mld zł) czy luka CIT (22,2 mld zł). 

Gdyby zjawiska płacenia pod stołem w ogóle nie było, koszty pracy dla firm byłyby wyższe o 7 mld zł, zaś pracownicy zarobiliby łącznie "na rękę" ok. 10,3 mld zł mniej. Na tę łączną kwotę ponad 17 mld zł strat dla państwa składają się ubytki we wpływach z podatku PIT (ok. 3 mld zł), 6,6 mld zł składki emerytalnej, 5 mld zł pozostałych składek do ZUS oraz 2,6 mld zł składek na NFZ.

embed

Jednak PIE przekonuje, że problemy wynikające z płacenia pod stołem są daleko poważniejsze niż tylko ubytki dla kasy państwa. Niższe odprowadzane składki ZUS oznaczają dla pracowników wyższe dochody "na rękę" dziś, ale jednocześnie niższe świadczenia społeczne - zarówno np. zasiłek chorobowy czy macierzyński albo rentę z tytułu niezdolności do pracy, jak i w przyszłości emeryturę.

Ekonomiści piszą także o tworzącym się błędnym kole w niektórych branżach. Firmy obniżające koszty dzięki płaceniu pod stołem mają lepszą pozycję konkurencyjną na rynku. To sprawia, że uczciwe firmy także czują presję, aby tak robić. 

Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że nie zawsze inicjatywa leży (w pełni) po stronie pracodawców. Podczas prezentacji raportu PIE, prezes ZUS Gertruda Uścińska zwróciła uwagę, że wynagrodzenia częściowo wypłacane gotówką pod stołem to rozwiązanie wykorzystywane m.in. przez dłużników uciekających przed egzekucją.

Swoje robi czasem także nastawienie pracowników. Niektórzy nie mają wyboru i zaciskając zęby muszą przystawać na reguły dyktowane przez pracodawcę. Ale PIE zwraca uwagę, że u części osób może występować po prostu przyzwolenie na takie działania. Instytut powołuje się na badanie sondażowe CBOS z 2016 r., z którego wynika, że 19 proc. Polaków uznaje uchylanie się od płacenia podatków za wyraz zaradności.

Zmiany wynagrodzeń dla nauczycieli. Ministerstwo edukacji przedstawiło propozycję (zdjęcie ilustracyjne) Zmiany wynagrodzeń dla nauczycieli. Oferta ministerstwa - z wyższym pensum

Mniejszy klin podatkowy rozwiązaniem?

Jak walczyć z płaceniem pod stołem? Zarówno Polski Instytut Ekonomiczny, jak i Zakład Ubezpieczeń Społecznych, mają kilka pomysłów. To choćby wzmocnienie Państwowej Inspekcji Pracy, konsolidacja baz ZUS i Krajowej Administracji Skarbowej połączona z automatyzacją regulacji składek, a także działania edukacyjne wskazujące na konsekwencje procederu.

Ze strony PIE padła jeszcze jedna recepta. Chodzi o zmniejszenie tzw. klina podatkowego dla najniższych pensji. To właśnie ich wysokie łączne opodatkowanie i oskładkowanie jest uznawane na główną motywację do wypłacania części wynagrodzenia pod stołem. Gdyby pracownik zarabiający tylko nieco ponad płacę minimalną (np. 3, 3,5 czy 4 tys. zł brutto) więcej otrzymywał na rękę, a jego zatrudnienie byłoby dla pracodawcy tańsze, skala płacenia pod stołem mogłaby być niższa. 

Przykładowo, dziś gdy pracownik na umowie o pracę ma wpisaną kwotę 3 tys. zł brutto, to na rękę dostaje ok. 2,2 tys. zł, zaś koszt jego utrzymania przez pracodawcę wynosi ponad 3,6 tys. zł. Innymi słowy, nie do pracownika trafia blisko 40 proc. tego, co zapłaci przedsiębiorca. To właśnie klin podatkowy.

O ile klin podatkowy dla średnich i wysokich wynagrodzeń jest w Polsce umiarkowany na tle innych państw, o tyle dla osób zarabiających połowę przeciętnego wynagrodzenia wynosi blisko 40 proc., co jest szóstym najwyższym wynikiem wśród 36 państw OECD. To mechanizm zachęcający do przekazywania części wynagrodzenia nieoficjalnie w celu uniknięcia kosztów związanych z opodatkowaniem

- komentuje Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii w PIE.

Bardzo możliwe, że pracownicy z najniższymi pensjami rzeczywiście niebawem doczekają się obniżenia klina podatkowego - gdy rząd w końcu ogłosi, a następnie wdroży, tzw. Nowy Ład. Od kilku miesięcy przedstawiciele rządu - m.in. premier Mateusz Morawiecki czy minister finansów Tadeusz Kościński - zapowiadają, że jednym z filarów programu będzie właśnie "sprawiedliwsza" konstrukcja systemu podatkowego. Obaj panowie przekonują, że nie może być dłużej tak, aby mniej zarabiający płacili procentowo wyższe podatki niż bogatsi. 

Mateusz Morawiecki podczas spotkania z przedsiębiorcami w Lublinie Morawiecki o podatkach: "Obecny system jest niesprawiedliwy". Zmiany możliwe już w maju

Więcej o: