Morawiecki o podatkach: "Obecny system jest niesprawiedliwy". Zmiany możliwe już w maju

- Mamy kolejne zamysły dotyczące reformy systemu podatkowego - mówił w środę w "Gościu Wydarzeń" Polsat News oraz interia.pl premier Mateusz Morawiecki. Tłumaczył, że obecny system jest niesprawiedliwy. Plan reform premier chciałby przedstawić już w maju. Czego możemy się spodziewać?
Zobacz wideo Kiedy prezentacja Nowego Ładu? Wicerzecznik PiS: Maj jest niewykluczony, a jak będzie to czas pokaże

Morawiecki nie zdradził szczegółów reform podatkowych, tłumacząc, że program jest jeszcze "szlifowany z kierownictwem politycznym PiS". Premier wyraził nadzieję, że w maju w końcu uda się zaprezentować tzw. Nowy Ład, choć zaznaczył, że termin ten znów może zostać przesunięty w razie pogorszenia sytuacji epidemicznej.

Mimo wszystko można się domyślać, w którą stronę pójdą zapowiadane reformy. Premier mówił, że jest w PiS zrozumienie dla osób, które uważają, że podatki w Polsce powinny być bardziej progresywne.

Jak popatrzymy na nasz system podatkowy i porównamy go do systemów zachodnioeuropejskich albo innych państw dojrzałych, to widać, jak nasz system podatkowy jest niesprawiedliwy, czyli regresywny. Czyli ci, którzy relatywnie więcej zarabiają, załóżmy 20-30 tys. zł miesięcznie, albo więcej, płacą procentowo niższy podatek od tych, którzy zarabiają mniej

- mówił Morawiecki. Kilka tygodni temu ten sam argument podejmował minister finansów Tadeusz Kościński, zapowiadając, że system podatkowy czeka w tym zakresie "reset".

Przedsiębiorcy złapią się za kieszenie?

Czego zatem możemy się spodziewać po Nowym Ładzie? Zdecydowanie nie da się wykluczyć m.in. cięć w "przywilejach" dla osób samozatrudnionych - przynajmniej tych o najwyższych dochodach. Chodzi m.in. o to, aby płacili oni składki zdrowotne nie ryczałtowo, jak dziś, ale zależnie od dochodu. Mówił o tym niedawno w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski. Takie rozwiązanie po pierwsze przyniosłoby więcej pieniędzy do systemu ochrony zdrowia, a po drugie - oznaczałoby większą progresję podatkową. 

Progresję, na której zależy premierowi Morawieckiemu, można by osiągnąć, uzależniając od dochodu także inne składki płacone przez przedsiębiorców. Gdyby rząd chciał ich mocniej "docisnąć", mógłby też wprowadzić zmiany w zasadach podatku liniowego. Dziś wynosi on 19 proc. niezależnie od poziomu dochodu przedsiębiorcy. 

Z drugiej strony: PiS już kilkukrotnie sondował różne rozwiązania zakładające zwiększenie obciążeń podatkowo-składkowych przedsiębiorców i zwykle nic z tego nie wynikało. Wydaje się, że szczególnie "okoniem" wobec ewentualnych zmian idących w tym kierunku może stawać wicepremier i minister rozwoju, pracy i technologii Jarosław Gowin.

Kwota wolna od podatku? Nie będzie gigantycznego wzrostu

Elementem Nowego Ładu może być także zmiana kwoty wolnej od podatku. Jeszcze niedawno pojawiały się plotki mówiące o jej podwyżce aż do 30 tys. zł - czyli mniej więcej takiej, jak dla posłów. Później jednak minister finansów uciął temat, wskazując, że "budżet nie jest z gumy".

W środę w tym samym tonie wypowiedział się premier Morawiecki - również nie było mowy o kwocie wolnej 30 tys. zł.

Są różne opcje na stole - 8, 10, 15 tys. zł. Im wyżej, tym są one droższe. Nie mogę powiedzieć, jaka opcja przesądzi, ponieważ ta decyzja jeszcze nie zapadła

- mówił Morawiecki. 

PiS ma już na koncie jedną reformę kwoty wolnej od podatku, która nieco wpłynęła na progresywność systemu podatkowego. Z jednej strony podniósł kwotę wolną dla osób zarabiających do 13 tys. zł rocznie, z drugiej - obniżył ją osobom z dochodami od ok. 85,5 do 127 tys. zł, a osobom z dochodami ponad 127 tys. zł wręcz ją zlikwidował. 

Warto też przypomnieć, że w 2016 r. w PiS pojawiły się pomysły na całościową reformę systemu podatkowego i wprowadzenie tzw. jednolitego podatku w miejsce PIT oraz składek ZUS i NFZ. Ostatecznie z tego projektu zrezygnowano, ale część ekonomistów i ekspertów bliskich rządowi wcale o nim nie zapomniała. 

Cały czas w "zawieszeniu" pozostaje także kwestia likwidacji 30-krotności składek ZUS. PiS kilkukrotnie się do niej przymierzał, ale z marnym skutkiem. Reforma oznaczałaby, że najlepiej zarabiający pracownicy i ich pracodawcy płaciliby wyższe składki. Pracownicy przez to dostawaliby niższe wynagrodzenia "na rękę". Z drugiej strony wyższe składki przekładałyby się np. na ich większe emerytury w przyszłości.

Więcej o: