Dr Szymon Kardaś, Ośrodek Studiów Wschodnich i Uniwersytet Warszawski: To zwycięstwo dyplomatyczne Niemiec, a pośrednio i Rosji. Tego, niestety, należało się spodziewać, biorąc pod uwagę kilka ostatnich miesięcy.
Gdy prezydent Joe Biden wygrał wybory prezydenckie, nawet jeszcze przed zaprzysiężeniem, pojawiły się informacje, że niemiecka dyplomacja zaktywizowała się na kierunku waszyngtońskim i chce rozwiązać problem z amerykańskimi sankcjami wobec Nord Stream 2. Co jakiś czas dostawaliśmy potem sygnały, że te rozmowy są prowadzone i to w duchu, którzy przyniesie rozwiązania korzystne dla głównych zainteresowanych realizacją projektu, a tym samym niekorzystne dla tych, którzy się mu konsekwentnie sprzeciwiają.
Było jasne od samego początku, że jakakolwiek forma kompromisu, mająca dodatkowo postać porozumienia politycznego pomiędzy Niemcami a USA, będzie słabą rekompensatą za umożliwienie dokończenia budowy i uruchomienie Nord Stream 2. A to było celem strategicznym na pierwszym etapie realizacji tej inwestycji.
To się dzieje - według zapowiedzi Gazpromu przed końcem sierpnia druga nitka zostanie zakończona. To bardzo realne, bo zostało 37 km rur do ułożenia. Mało tego - układają je statki, które są objęte amerykańskimi sankcjami. Trudno sobie wyobrazić więc, aby na poziomie ukończenia budowy coś miało się wydarzyć.
Zakładam, że negocjacje były prowadzone głównie po to, aby umożliwić inaugurację tego gazociągu. Amerykanie oznajmili, że nie będą wprowadzać nowych sankcji wobec Nord Stream 2. Oznacza to moim zdaniem, że w związku z tym firmy certyfikacyjne, które do tej pory obawiały się zaangażowania ze względu na ryzyko objęcia sankcjami, będą mogły tego typu usługi świadczyć. To oznacza, że może nawet do końca 2021 roku Nord Stream 2 uda się uruchomić.
Po pierwsze, to jest porozumienie polityczne. Nie widzę w jego treści żadnych twardych możliwości jego prawnego wyegzekwowania. To niewiążący dokument zawierający zbiór deklaracji i zobowiązań stricte politycznych.
Druga rzecz - co to znaczy, że Niemcy będą wprowadzać sankcje albo np. ograniczać przesył Nord Streamem 2, kiedy Rosja będzie prowadzić jakąś agresywną politykę albo będzie wykorzystywać surowce energetyczne przeciwko Ukrainie? To jest nieostre pojęcie, które będzie trudne do wykazania w rzeczywistości. Czy np. zmniejszenie tranzytu szlakiem ukraińskim i przekierowanie tranzytu na Nord Stream 2 już będzie traktowane jako krok przeciw Ukrainie, czy jeszcze nie? Jeżeli będą kontrakty zawarte przez Gazprom z europejskimi koncernami na przesył Nord Streamem, z gwarancjami prawnymi, to w jaki sposób będzie to można politycznie zablokować? To będzie groziło żądaniami odszkodowań od władz blokujących przesył nową magistralą.
Cały mechanizm wydaje mi się więc niejasny i trudny do wyegzekwowania.
Takie rozmowy miałyby zacząć się od 1 września i miałyby doprowadzić do przedłużenia kontraktu o kolejnych 10 lat. Ale ciężko mi sobie wyobrazić, przy takiej formule, na obecnym etapie i w tak szerokim horyzoncie czasowym, że da się na obecnych warunkach zmusić Rosję, aby zawarła 10-letni kontrakt. Pojawiają się dodatkowe pytania o wolumeny tranzytu, konkretne jego warunki.
Jeśli chodzi o inwestycje Niemiec na Ukrainie - to ciekawa i ważna zapowiedź, zapewne żaden kraj nie pogardzi inwestycjami w swój sektor energetyczny. Tyle, że jeżeli mówimy o kwotach nie mniej niż 1 mld dolarów plus dodatkowe pieniądze na bilateralne projekty, to one w porównaniu z zyskami z tranzytu osiąganymi przez Ukrainę - ok. 1,5-2 mld dolarów rocznie - brzmią trochę śmiesznie. Mało tego - to zapowiedź, deklaracja, wyraz intencji. Do konkretnych projektów daleka droga.
Uruchomienie Nord Stream 2 będzie miało tymczasem efekt natychmiastowy. Rosjanie będą na razie słali tyle, ile się zobowiązali wobec Ukrainy w ramach obowiązujących umów, ale mogą też opłacać tyle, ile się zobowiązali, ale fizycznie słać mniej i próbować przekierowywać przesył na nowy szlak.
To wszystko wygląda więc - biorąc pod uwagę polityczny charakter oświadczenia Niemiec i USA - bardzo mgliście, ogólnie, ramowo. A przede wszystkim - rodzi wątpliwości co do możliwości prawnego wyegzekwowania wszystkich deklaracji w przyszłości.
Za chwilę Angela Merkel przestanie pełnić funkcję kanclerza, po wyborach będzie nowy układ rządzący. Zasadniczym pytaniem jest to, jak zobowiązania polityczne między Merkel a Bidenem będą wdrażane przez nową ekipę.
Co do jednego nie mam wątpliwości - niezależnie, kto będzie rządził, gotowa infrastruktura na Bałtyku będzie wykorzystywana przez Niemcy. W tym zakresie nie sądzę, aby stanowisko Niemiec uległo zmianie. Mam natomiast bardzo poważne wątpliwości, jak będzie wyglądała realizacja tych wszystkich bardzo ramowych, ogólnych obietnic w kontekście Ukrainy, Trójmorza itd.
Nord Stream 2 jest groźny na kilku poziomach. Po pierwsze, to projekt, który nie wpisuje się w cele przyświecające nam jako Polsce i krajowi członkowskiego UE - czyli dywersyfikacji źródeł dostaw surowców energetycznych. Nord Stream 2 nie dywersyfikuje źródeł dostaw, tylko szlaki dostaw z tego samego źródła.
Po drugie, gazociąg ten daje Rosjanom większą elastyczność w kształtowaniu polityki handlowej wobec odbiorców europejskich. To stanowi wyzwanie, a w pewnych przypadkach może wręcz zagrożenie, dla różnych projektów dywersyfikacyjnych w regionie.
Widzimy to bardzo wyraźnie w ostatnich miesiącach. Z jednej strony zapotrzebowanie na gaz w Europie mocno wzrosło i wydawałoby się, że eksporterzy powinni być zainteresowani sprzedażą tak dużych ilości jak to tylko możliwe. A tymczasem Gazprom, choć ma możliwości zwiększania dostaw, nie robił tego. Realizował zobowiązania kontraktowe na minimalnym poziomie, ale nie korzystał z możliwości sprzedaży dodatkowych wolumenów w krótkoterminowych transakcjach na rynku spot.
Robił to po to, aby utrzymywać wysokie ceny, ale też, aby jednocześnie wysyłać sygnał polityczny "jeśli nie będziecie robić problemów i pozwolicie uruchomić Nord Stream 2, to gazu wyślemy tyle, ile będzie potrzeba".
To pokazuje, że Rosja będzie mogła reagować w ten sposób w zależności od tego, jaka będzie ich potrzeba nie tylko ekonomiczna, ale też np. polityczna. Będą mogli gazu wysyłać mniej lub więcej, manipulować cenami itd. Ta rosyjska elastyczność do reagowania na sytuację na rynku będzie potencjalnym wyzwaniem dla dostaw z innych źródeł.
Rosjanie będą mieli dodatkową trasę tranzytową na północy, wcześniej ukończyli Turk Stream. Będą mogli więc przekierowywać na nie te wolumeny, które dotychczas szły i idą przez Ukrainę i Polskę. To sprawi, że rola Ukrainy i Polski będzie mniejsza i będą mogły mniej zarobić.
W ramach poprzedniego kontraktu tranzytowego z Gazpromem nie zarabialiśmy dużo, ale gdy od 2020 r. działa mechanizm bukowania przepustowości, to jest już możliwość zarobienia. Podobnie jest w przypadku Ukrainy. Jeżeli przesył przez te kraje będzie się zmniejszać, to będą one traciły na znaczeniu politycznie i ekonomicznie.