Ceny prądu w Polsce rosną, a co roku taryfy dla odbiorców indywidualnych zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki. Oznacza to, że za wysokość rachunku nie odpowiada sytuacja na rynku, ale administracyjna, a często wręcz polityczna decyzja.
Prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej twierdzi, że polityka regulowania cen dla konsumentów (tzw. taryfa "G") nie jest dobrym pomysłem. Przeciętny Kowalski i tak za wyższe ceny prądu płaci, ale pośrednio.
- Tym działaniem sztucznie zaniżamy cenę energii dla odbiorców indywidualnych i przerzucamy ją na grupę "C" i "B" - czyli podmioty gospodarcze, mały i średni biznes. To te dwie grupy są głównym motorem napędu polskiej gospodarki. Obecne subsydiowanie grupy G odbywa się właśnie kosztem tych, którzy najbardziej przyczyniają się do obecnie dobrej sytuacji polskiej gospodarki, ale również polskich obywateli jako całości - tłumaczy w rozmowie z BiznesAlert.pl.
Ekspert przypomniał, że w 2007 roku Adam Szafrański, ówczesny prezes URE - urzędu, który zatwierdza wysokość taryf - zdecydował się całkowicie uwolnić ceny energii, również dla odbiorców indywidualnych.
- Jednak pod wpływem presji politycznej, a pamiętać należy, że działo się to przed przyśpieszonymi wyborami, premier Jarosław Kaczyński odwołał Szafrańskiego z urzędu, a następny prezes, Mariusz Swora, przywrócił regulację cen energii wobec taryfy G - wyjaśnia Mielczarski. - Wycofanie się z tamtego ruchu uważam za jeden z większych błędów. Dziś nasza energetyka wyglądałaby całkiem inaczej - ocenia.
Wzrost rachunków za energię elektryczną w przyszłym roku zapowiedział już Jacek Sasin. - Oczekiwania spółek energetycznych zostaną określone przez same spółki we wnioskach taryfowych do URE. Spółki prawa handlowego nie mogą dokładać do swojego biznesu, muszą też inwestować, żeby w przyszłości ceny energii mogły być niższe. Nieuchronna logika jest taka, że ten wzrost musi nastąpić - przekazał dziennikarzom polityk cytowany przez Polską Agencję Prasową.
O ile wzrosną ceny energii? Eksperci przewidują, że podwyżki mogą sięgnąć kilkudziesięciu procent. Zdaniem premiera Mateusz Morawieckiego powód podwyżek to konsekwencja polityki UE - Dzisiaj ceny uprawnień do emisji CO2 oscylują wokół 50 euro, są bardzo drogie. To koszt polityki Unii Europejskiej, koszt polityki klimatycznej będzie w rachunkach klientów. Następnie firmy energetyczne biorą ten koszt Unii Europejskiej, przedkładają propozycje taryf do niezależnego regulatora i gdybyśmy my zrobili jakąś ingerencję wobec regulatora, byłoby to naruszenie przepisów - mówił w weekend na antenie RMF FM szef rządu.
Uwolnienie cen prądu wydaje się nieuchronne, bo Polska musi wprowadzić w życie unijną dyrektywę, która zakazuje odgórnego zatwierdzania taryf.
Termin wprowadzenia w życie przepisów minął z końcem 2020 roku. Wielka Brytania i Niemcy dokonały pełnej liberalizacji rynku kilkanaście lat temu. W ostatnich latach rynek energii uwolniły m.in. Bułgaria, Cypr, Portugalia, Rumunia, Łotwa.