W Luksemburgu odbędzie się rozprawa dotycząca skargi Czech na Polskę w sprawie kopalni węgla brunatnego w Turowie. Jej początek około godziny 9.30. Równolegle toczą się negocjacje między Warszawą i Pragą, które mają doprowadzić do zakończenia sporu i wycofania skargi. Polska uważa, że ta sprawa musi być rozwiązana w negocjacjach dwustronnych.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl
"Nie chcemy rozmawiać za pośrednictwem instytucji europejskich. Dotychczasowe relacje polsko-czeskie wskazywały na to, że potrafimy porozumieć się bez dodatkowych pośredników" - mówiła kilka dni temu minister klimatu i środowiska Anna Moskwa, zapewniając, że rozmowy dotyczące Turowa zbliżają się do finału.
Czechy skierowały pozew przeciwko Polsce w lutym, argumentując, że kopalnia ma negatywny wpływ na środowisko i obniżenie poziomu wód. Zawnioskowały też o tak zwane środki tymczasowe, czyli wprowadzenie zakazu wydobycia węgla do czasu zakończenia sporu przed unijnym Trybunałem.
W maju wiceprezes Trybunału przychyliła się do czeskiego wniosku. Polski rząd ogłosił, że wstrzymanie wydobycia doprowadziłoby do katastrofy energetycznej, bo Turów wytwarza do 7 procent energii i poinformował, że kopalnia będzie nadal pracować. W reakcji Czechy zażądały 5 milionów euro kar dziennie.
We wrześniu wiceprezes unijnego Trybunału postanowiła, że Polska ma płacić Komisji pół miliona euro za niezastosowanie się do środków tymczasowych.
Do procesu odnieśli się związkowcy z "Solidarności". - Zarzuty strony czeskiej wobec Turowa są wyssane z palca. Niezależne instytuty badawcze wielokrotnie udowodniły, że wody nie brakuje. [...] Jeżeli zaś chodzi o czeskie ujęcie w Uhelnej, to według najnowszych badań woda płynie w tym kierunku z Polski. Nie jest więc tak, że odkrywka Turów zabiera wodę z Czech. Jest dokładnie odwrotnie - stwierdził Wojciech Ilnicki, szef Komisji Międzyzakładowej NSZZ "Solidarność" KWB Turów w rozmowie z PAP.