Ponad 96 procent przeciwko niepodległości - tak wyglądają wstępne wyniki referendum ws. odłączenia Nowej Kaledonii od Francji. Tyle że w plebiscycie wzięło udział tylko 43,9 proc. uprawnionych - około dwa razy mniej niż w poprzednich referendach z 2018 i 2020 roku. Wtedy za pozostaniem przy Francji opowiedziało się odpowiednio 57 proc. i 53 proc. głosujących.
Więcej wiadomości ze świata i z gospodarki na stronie głównej Gazeta.pl.
Nowa Kaledonia, położona na południowozachodnim Pacyfiku, około 1400 kilometrów na wschód od Australii, zamieszkana przez 270 tys. osób, jest francuskim terytorium zamorskim. Trzecie referendum w sprawie oderwania się od Francji ma być ostatnim - tak zakłada porozumienie zawarte pod koniec lat 90. ubiegłego wieku.
Może pojawić się jednak problem, bo część mieszkańców wysp może nie uznać wyników. To Kanakowie, rdzenni mieszkańcy tego terytorium, popierający (w niektórych miejscowościach nawet w 100 proc.) niepodległość. Z powodu pandemii koronawirusa, która dotarła tutaj zupełnie niedawno, bo we wrześniu tego roku, proniepodległościowa partia Front Narodowego i Socjalistycznego Wyzwolenia Kanaków (fr. Front de libération nationale kanak et socialiste - FLNKS) wezwała do zignorowania plebiscytu. I Kanakowie tak właśnie zrobili. Ich zdaniem, epidemia uniemożliwiła przeprowadzenie odpowiedniej kampanii - po tym, jak do listopada zmarło 271 chorych na COVID-19, miejscowy senat zarządził rok tradycyjnej żałoby. Przeciwko głosowaniu przemawiać miała też trwająca już kampania prezydencka we Francji.
Kiedy referendum w ważnej sprawie kończy się 56 proc. wstrzymujących się od głosu, jego wynik prawdopodobnie nie zostanie uznany przez większość za uzasadniony. Niestety
- skomentował François Heisbourg, analityk think tanku IISS (International Institute for Strategic Studies).
Takie głosy już słychać. - To referendum dla nas nie jest trzecim referendum. Uważamy, że były tylko dwa legalne referenda. W 2018 i 2020 r. To referendum jest referendum państwa francuskiego, a nie naszym - powiedział w radiu Franceinfo Roch Wamytan, szef Kongresu Nowej Kaledonii, lider ruchu niepodległościowego. Wcześniej podkreślał, że Paryż odrzucił prośbę o przełożenie głosowania, skierowaną w związku z tradycyjną żałobą.
Prawo ludu Kanak do samostanowienia nie kończy się w niedzielę wieczorem ani w poniedziałek rano
- stwierdził z kolei Jean-Philippe Tjibaou, syn sławnego przywódcy ruchu niepodległościowego (Jeana-Marie Tjibaou, zamordowanego w 1989 roku).
Referendum odbywało się w napiętej atmosferze, władze obawiały się protestów. Głosowanie zabezpieczało ponad dwa tysiące policjantów i żołnierzy, w tym ściągniętych z Francji.
Nowa Kaledonia ma za sobą ponurą historię kolonizacyjną (w tym porwania dzieci do pracy na uprawach w innych azjatyckich koloniach). Pod władanie francuskie trafiła w 1853 roku. Przez dziesiątki lat wykorzystywano ją jako kolonię karną. Po II wojnie światowej stała się terytorium zamorskim Francji, a 1998 roku rozpoczęto proces dekolonizacji (lokalny kongres to też efekt zawartego wtedy porozumienia). Dla Francji ma pewne znaczenie geopolityczne - Emmanuel Macron chce wzmocnić wpływy w rejonie Indo-Pacyfiku, co może być szczególnie istotne po tym, jak Francuzi stracili kontrakt na dostawę łodzi podwodnych dla Australii. Do tego w regionie rosną wpływy Chin.
Wyspy są czwartym największym na świecie producentów niklu - surowca niezbędnego w nowych technologiach, w tym przede wszystkim do produkcji baterii instalowanych w samochodach elektrycznych. Zabezpieczenie dostaw niklu to wyzwanie dla dużych graczy z branży, na przykład Elona Muska. Jego Tesla w październiku podpisała długoletnią umowę na zakup niklu od nowokaledońskiej firmy Prony, która w marcu tego roku, po fali protestów, kupiła tamtejszą kopalnię niklu do brazylijskiej firmy Vale.
Sama Prony jest w 51 proc. własnością lokalnych podmiotów, w tym władz (19 proc. udziałów ma szwajcarski trader surowcowy Trafigura, a resztę spółka joint venture między zarządem Prony Resources i firmą inwestycyjną Agio Global). Po podpisaniu porozumienia, Tesla stała się jej głównym klientem. Wspomniana kopalnia, dzięki której pracę ma 3000 osób (dla terytorium, na którym mieszka 270 tys. to dużo) przez lata przynosiła straty. Nowi właściciele liczą, że podniesie się dzięki wzrostowi globalnych cen niklu. Nowa Kaledonia ma też istotne złoża innego ważnego w nowych technologiach surowca - kobaltu.
Nowy właściciel chce 220 mln euro pożyczki z francuskiego budżetu. Już wcześniej w tym roku kopalnia dostała 200 mln euro, w tym na poprawę warunków środowiskowych. Dotacje budżetowe z Paryża to istotna część dochodów tego zamorskiego departamentu. Inną jest sprzedaż cennych surowców. Wśród obiorców wyróżniają się Chiny. Jak zauważa portal Politico, jeszcze w 2010 roku do Chin trafiały 4 proc. eksportu z Nowej Kaledonii, obecnie to już 57 proc. W przypadku samego niklu, Chiny są trzecim głównym odbiorcą.