W programie "Debata Dnia" w Polsat News poseł Kazimierz Smoliński z PiS-u wymieniał rozwiązania, które zastosuje rząd, żeby zatrzymać narastającą inflację. Wśród przykładów podał m.in. obniżkę cen VAT-u, zaznaczył jednak, że w tej sprawie kluczowa będzie decyzja UE.
Nagle polityk powiedział, że planowane jest także wprowadzenie cen regulowanych. - Chcemy wprowadzić ceny regulowane na artykuły żywnościowe - chleb, cukier, mąka. Jeżeli inflacja będzie wzrastała to nawet takie rozwiązanie może zostać wprowadzone - mówił polityk.
Te słowa wywołały ogromne zdziwienie pozostałych uczestników programu. W odpowiedzi na te reakcje Kazimierz Smoliński stwierdził: "Teraz panowie otwieracie szeroko oczy. Zaproponujcie lepsze rozwiązanie. Bo jak dotąd widzicie tylko jedno, że rząd robi wszystko źle".
Więcej najnowszych informacji o inflacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Przewodniczący Polski 2050 Michał Kobosko nie mógł uwierzyć w słowa polityka. - Czuję przerażenie na samą myśl. To mi pachnie za chwilę wprowadzeniem kartek - powiedział.
- Ja sobie nie wyobrażam, żeby tysiące przedsiębiorców którzy ledwo zipią obłożeni Polskim Ładem i nagle wychodzi Morawiecki i mówi: Wszyscy macie sprzedawać chleb po 2 zł - dodał Arkadiusz Myrcha.
Po tych słowach polityk PiS zaczął wycofywać się ze swoich słów. - To mój autorski pomysł na użytek tego programu - stwierdził.
Inflacja w grudniu przyspieszyła do 8,6 proc. z 7,8 proc. w listopadzie - podał w piątek GUS we wstępnym, tzw. szybkim szacunku. Samego wzrostu wskaźnika się spodziewano, choć był mocniejszy niż zakładali ekonomiści - kolejny raz. Prognozowanie inflacji stało się w ostatnich miesiącach bardzo trudne, ale na razie eksperci zakładają, że na początku tego roku wzrost cen nieco spowolni, by później, bliżej lata, sięgnąć szczytu. Ten pik może być na poziomie 9 proc., a być może nawet wyższym.
Wzrost ogólnej inflacji nie jest spowodowany wyłącznie czynnikami podażowymi, zewnętrznymi, takimi jak ograniczenia w dostępie do pewnych towarów (z czym mieliśmy i nadal mamy miejsce w czasie popandemicznego odbicia gospodarczego) - taka narracja pojawiała się w wystąpieniach m.in. prezesa NBP Adama Glapińskiego. Inflacja bazowa wiąże się w dużej mierze z oczekiwaniami inflacyjnymi ludności i presją popytową - czyli skłonnością i możliwością gospodarstw domowych do wydawania pieniędzy.
Nie tylko ogólny wskaźnik inflacji, ale i inflacja bazowa odjechała mocno od celu inflacyjnego NBP, który wynosi 2,5 proc. (z możliwymi odchyleniami w górę i w dół o 1 punkt procentowy) - choć sam w sobie cel dotyczy oczywiście głównego wskaźnika inflacji CPI.